Nowe oblicze premiera Tuska: Od polityki "ciepłej wody w kranie" do chłodnego rozliczenia PiS
"Wolę politykę, która gwarantuje ciepłą wodę w kranie" – powiedział kiedyś Donald Tusk w wywiadzie dla "Wprost". Kiedyś, czyli w 2010 roku, tuż po wyborach prezydenckich, które przypieczętowały pełnię władzy dla Platformy. "Wciąż powtarzam, że ktoś, kto ma wizje, powinien iść do lekarza" – to już w roku 2016 w rozmowie z "Polityką", gdy całą władzę właśnie przejął PiS.
Tusk chciał być tylko administratorem – najważniejszym w kraju, ale nadal administratorem. Długo upierał się, by być miałkim demokratą, który zadba o stabilizację i tak dowieziony spokój zmieni pewne poparcie dla swojej formacji. Tymczasem Polki i Polacy chcieli już wtedy czegoś więcej. I dali temu wyraz w 2015 roku przy urnach wyborczych.
Donald Tusk po ciepłej wodzie w kranie
Od kpiących słów o wizji minęło zaledwie osiem lat, ale w polityce to całe wieki. Nastał rok 2024, gdy w Polsce skończyła się epoka PiS.
Nowa władza od razu wzięła się ostro do roboty. W Sejmie wyrastają kolejne komisje śledcze, depisyzację przechodzą TVP i prokuratura, każdy dzień przynosi doniesienia o kolejnych dymisjach z kluczowych stanowisk. Czy na naszych oczach Tusk z poprawnego menedżera zmienia się w wyrazistego przywódcę rozliczenia PiS? W sieci krąży trochę fotomontaży, których nie da się odzobaczyć. Tusk jako dzierżący miecz wojownik z czasów imperium rzymskiego. Tusk jako lśniący siłacz, który samą swoją posturą wywołuje trwogę przeciwników. I wreszcie Tusk jako komiksowy superbohater – Batman lub Punisher. Zagorzali zwolennicy Platformy widzą Tuska jako mściciela ostatnich ośmiu lat bezradności, bezprawia i beztrybia.
Czy w premierze Donaldzie Tusku rzeczywiście coś się zmieniło, coś pękło? Czy jest już innym człowiekiem niż ten, który kiedyś rozprawiał o polityce miłości? Zapytaliśmy członków rządu i jego bliskich współpracowników.
Przemiana Tuska
Według ludzi z otoczenia premiera nie ma mowy o radykalnej przemianie, ale o wyostrzeniu pewnych cech i osłabieniu innych. – Wojownik tak, mściciel nie – ocenia w rozmowie z naTemat osoba z kierownictwa partii, która przywódcę Platformy zna od lat. Przyznaje, że dostrzega transformację Donalda Tuska.
Gdy po raz pierwszy zostawał premierem, a było to w 2007 roku – przypomina nasz rozmówca – przewodniczący Platformy nie miał w sobie tyle determinacji, co obecnie.
– Był znacznie mniej doświadczony politycznie, także w negatywnym znaczeniu tego słowa. Przez ostatnie osiem lat PiS osłabił jego wiarę w to, że polityka to sztuka kompromisu. Tusk przekonał się, że nie zawsze warto rozmawiać i nie z każdym warto rozmawiać. Polityka miłości ma dotyczyć wyborców, a nie ludzi, którzy latami niszczyli demokrację – kwituje osoba z kierownictwa PO.
Rozmówcy naTemat zwracają uwagę na to, że Jarosław Kaczyński, który podejmował działania, choć nie wolno ich było mu podjąć (wszak według niego władzę obejmuje się po to, by nie istniało coś takiego jak "imposybilizm", bo prawo jest mniej ważne, niż wola prezesa partii rządzącej), sprawił, że granica między tym, co można, ale się nie powinno, a tym, co po prostu można, uległa zatarciu.
– Tusk z pewnością czuje swoją moc – przyznaje inny jego współpracownik.
W prestiżowym "Financial Times", na którego łamach ukazał się artykuł prof. Macieja Kisiłowskiego, w kontekście nowych rządów Tuska padło określenie "żelazna miotła" – symbol tego, że demokraci potrafią się odwinąć, albo – jakby to ujął Zbigniew Ziobro – nie są (już) fujarami, za jakie mają ich prawicowi populiści. Dla Unii Europejskiej zwycięstwo Tuska na czele demokratycznej opozycji to dowód na to, że radykałów da się powstrzymać.
Zemsta czy konsekwencje?
Kolejny członek rządu Koalicji 15 października, z którym rozmawia naTemat, nie zgadza się z tym, by Tusk uległ transformacji w mściciela. Zemsty – jak podkreśla – nie ma. Są tylko przewidziane prawem konsekwencje.
– To poprzednia władza była mściwa, dlatego sądzi po sobie. Politycy Zjednoczonej Prawicy myśleli, że są lepszym sortem, a teraz się okazuje, że będą musieli odpowiedzieć za łamanie prawa jak każdy obywatel. To dla nich tak szokujące, że krzyczą o zemście, choć jedyne, co się dzieje, to wymierzanie sprawiedliwości – mówi jeden z wiceministrów.
W rozmowie z naTemat podkreśla, że w PiS-ie doszło do pomieszania pojęć, a wraz z nim do stawiania coraz bardziej absurdalnych zarzutów nowej władzy. – Dla kogoś, kto długo był bezkarny, sam audyt jest aktem okrutnej zemsty – mówi polityk.
Działania Koalicji 15 października postrzega jako w pełni uzasadnione okolicznościami.
– Koniec przywilejów wywołuje duże emocje u polityków PiS, ale to tylko emocje. A fakty są takie, że robimy normalny w demokracji bilans. I to dopiero początek tego procesu, za którym mogą pójść akty oskarżenia. Tym jednak zajmie się niezależna prokuratura, co też jest normalne w demokracji – mówi naTemat.
Skoro to normalne, skąd ten rwetes? – Eskalację robi internet. PiS przy każdej okazji wpuszcza swój spin o zemście, który szybko jest powielany przez sympatyzujące z nim konta, więc tworzy się wobec nas atmosfera hejtu – ocenia wiceminister.
"Wyborcy oczekują rozliczenia PiS"
Inny prominentny polityk Platformy Obywatelskiej podkreśla, że nie ma mowy o zemście. Waleczność Tuska to jednak inna sprawa. – Teraz ta strona jego osobowości stała się bardziej widoczna, bo rzeczywistość polityczna jest zupełnie inna kilka czy kilkanaście lat temu – mówi naTemat.
Inna, czyli jaka? – Przed 15 października nasi wyborcy chcieli rozliczenia PiS, ale nie wierzyli, że do tego dojdzie. Po tych pierwszych kilku tygodniach, gdy zobaczyli, że zaczynamy dowozić to, co obiecywaliśmy w kampanii, stało się to ich głównym oczekiwaniem. Nie ma spotkania w terenie, na którym nie byłoby to najważniejszą kwestią – opisuje nasz rozmówca.
Zgadza się to z tym, co mówią nam inni politycy KO i badacz Marcin Duma, prezes IBRiS. Dominacja emocji rozliczeniowej w elektoracie nowej władzy jest silna i niepodważalna.
– Tusk jest pod dużą presją. Społeczeństwo oczekuje, że rozliczymy złodziejstwo, kolesiostwo, pompowanie milionów w fundacyjki znajomych, które powstawały na dzień przed konkursem... – wylicza polityk.
Jednak – zastrzega – premier rządu K15X nie przekracza granicy między sprawiedliwością a zemstą. – Nikt pisowcom nie zmyśla zarzutów, choć sami bardzo lubili to robić, gdy byli przy władzy. Tusk nie wykracza poza rolę, do której został powołany przez wyborców, a jest nią rozliczenie patologii PiS. Skala jest ogromna. Cały czas spływają do nas doniesienia o nieprawidłowościach z różnych spółek i instytucji. To porażające – mówi polityk.
Rozmówca naTemat przyznaje, że w Koalicji wiedzieli, że będzie źle, ale i tak nie docenili poprzedników – w negatywnym znaczeniu tego słowa.
– To, co wypłynęło przez te dwa miesiące, to tylko wierzchołek góry lodowej. Jeszcze dużo będzie się działo – zapowiada.
Wielichowska: Tusk zawsze był wojownikiem
Wicemarszałkini Sejmu Monika Wielichowska zgadza się wypowiedzieć pod nazwiskiem. Wtóruje głosom przedmówców. – Premier Tusk zawsze był wojownikiem. Nie jest mścicielem – ocenia.
Zdaniem polityczki nie powinno się mylić zdecydowania i obrony wartości z zemstą czy okrucieństwem.
– Donald Tusk jest premierem, który rozliczy patologię władzy PiS i Solidarnej Polski. Stoi na czele rządu, który konsekwentnie będzie naprawiał Polskę po złych rządach PiS-u i pilnował wartości: prawa i sprawiedliwości – mówi wicemarszałkini Wielichowska.
Według niej duża determinacja Tuska jest proporcjonalna do rozmiaru nadużyć, jakich dopuściła się poprzednia ekipa.
– Premier Tusk będzie dbał o to, by wszyscy byli równi wobec prawa. Także, a raczej przede wszystkim politycy. Który będzie pilnował, by administracja rządowa działała w sposób transparentny dla obywatelek i obywateli. To wszystko nie w imię mściwości. To wszystko w imię odpowiedzialności za państwo – podsumowuje wicemarszałkini Sejmu Monika Wielichowska.
Czytaj także: https://natemat.pl/539561,co-sie-dzieje-z-wyborcami-pis