Zapytali Trzaskowskiego o gotowość Warszawy na wojnę. "Zaniedbania nieprawdopodobne"
W Niemczech, Norwegii, czy Estonii coraz głośniej podnoszone są alarmy w sprawie możliwego starcia Rosji z NATO. Dowódcy i analitycy z tych państw są dość zgodni w ocenie, według której Putin w konflikt z państwami Sojuszu Północnoatlantyckiego może zaangażować się w ciągu kilku najbliższych lat.
Warszawa gotowa na zagrożenie wojną? Trzaskowski nie owija w bawełnę
W rozmowie z TOK FM o taki czarny scenariusz zapytany został prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. – Mamy przygotowane oczywiście podstawowe schrony i podstawowe informacje – poinformował samorządowiec. – Natomiast do tego, żeby to zrobić w sposób idealny, potrzebna jest ustawa o obronie cywilnej, której przez ostatnie lata nie było – dodał.
– Tutaj zaniedbania poprzedniego rządu są nieprawdopodobne – ocenił włodarz stolicy, zaznaczając, że teraz stracony czas próbują nadrobić kierujący MON wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz oraz szef MSWiA Marcin Kierwiński.
Jak wielokrotnie informowaliśmy w naTemat.pl, po zakończeniu zimnej wojny sytuacja ze schronami w Polsce uległa znacznemu pogorszeniu. Kiedy niedługo po wybuchu wojny w Ukrainie podliczono liczbę miejsc w schronach, okazało się, że mogą one pomieścić zaledwie 3,5 proc. populacji Polski.
W 2022 roku relatywnie dużo miejsc, w których ludzie mogliby ukryć się na wypadek rosyjskich nalotów, naliczono jedynie w Bydgoszczy. Na obradach sejmowej Podkomisji stałej ds. funkcjonowania zarządzania kryzysowego ujawniono za to, że w województwie śląskim nie było wówczas ani jednego schronu, który mógłby normalnie funkcjonować. Część była zaniedbana, a resztę wykorzystywano w innych celach, na przykład magazynowych.
Gdzie jest najbliższy schron? Większość Polaków może liczyć tylko na "miejsce doraźnego schronienia"
Sytuacja miała ulec znaczącej poprawie w 2023 roku, gdy ówczesny komendant główny Państwowej Straży Pożarnej gen. Andrzej Bartkowiak zarządził ogólnopolskie liczenie punktów, w których ludność może ukryć się na wypadek najgorszego. I nagle strażacy oznajmili, że w kraju nad Wisłą da się schronić aż 47 mln ludzi.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości ogłosił sukces, ale szybko humory politykom popsuli eksperci. Ci nie musieli nawet długo szukać powodów tego cudownego rozmnożenia, bo na poświęconej "sukcesowi" konferencji wszystko zdradził sam komendant główny PSP.
Bartkowiak przyznał, że w schronach z prawdziwego zdarzenia jest tylko 300 tys. miejsc, a 1,1 mln znalazłoby się jeszcze w schronach niehermetycznych. Tymczasem wspomniane 47 mln ludzi może liczyć co najwyżej "na miejsca doraźnego schronienia".
– Podana liczba 47 mln brzmi imponująco i można odnieść wrażenie, że jesteśmy przygotowani. Pytanie jednak: jakimi kategoriami sugerowała się straż pożarna, żeby zakwalifikować dane miejsce? – komentował w rozmowie z naTemat.pl Mariusz Wasilewski z portalu schronywlodzi.pl.
– Od razu po konferencji spojrzałem na mapę Łodzi i ukrycie znalazłem jedno, schronów jest kilkanaście, pozostałe to miejsca doraźnego ukrycia. Tak wynika z legendy. Mam wrażenie, że każda piwnica została wzięta pod uwagę – zauważył.