Zaczęło się od znalezienia zabetonowanego ciała 4-latka. Teraz na jaw wychodzą inne fakty

redakcja naTemat
11 marca 2024, 16:03 • 1 minuta czytania
Jesienią 2022 r. media obiegła wiadomość o tragicznej śmierci 4-letniego Leosia. Ciało chłopca, którym opiekowała się matka i jej partner, odnaleziono zalane betonem w lesie. Przed sądem w Warszawie trwa proces opiekunów dziecka, a "Super Express" ujawnia szokujące zeznania jednego ze świadków.
Zaczęło się od odnalezienia zabetonowanego ciała 4-latka. Oto w jakich warunkach żyła jego rodzina. FOT. PIOTR GRZYBOWSKI/AGENCJA SE/East News

Choć dramat 4-letniego Leosia rozegrał się latem 2022 r., jego historia ujrzała światło dzienne dopiero pod koniec października, po tym, jak prababcia zgłosiła zaginięcie chłopca. Niedługo potem w miejscowości Górki nieopodal Garwolina (woj. mazowieckie) w lesie odkryto zalane betonem zwłoki dziecka.


Wyszło na jaw w jakich warunkach żył Leoś

Według biegłych malec zmarł w wyniku choroby oparzeniowej. W połowie sierpnia miał wpaść do brodzika z gorącą wodą, doznać rozległych obrażeń i umrzeć kilka dni później. Jego opiekunowie, czyli biologiczna matka oraz jej partner, nie wezwali pomocy. Następnie młoda para miała ukryć zwłoki chłopca niedaleko miejsca zamieszkania.

Niedawno ruszył proces aresztowanych pod zarzutem zabójstwa Karoliny i Damiana. Z zeznań Damiana wynika, że para nie zdecydowała się na wezwanie lekarza z obawy, że stracą opiekę nad dwójką pozostałych dzieci.

Mężczyzna stwierdził, że nie chcieli zabić dziecka, jak podkreślił w sądzie "nie widać było, że jego stan jest zły". Dodał, że nie spodziewali się, że chłopczyk umrze, ponieważ myśleli, że oparzenia same się zagoją. Matka nie przyznaje się do winy i odmówiła składania zeznań. Po śmierci Leosia para przeprowadziła się na zaplecze lokalnej piekarni.

Pracownica socjalna ujawnia nowe fakty

Jak donosi "Super Express", na rozprawie, która odbyła się w minionym tygodniu, zeznawała m.in. była pracownica socjalna. Kobieta opowiedziała, w jakich warunkach żyła rodzina zmarłego Leosia.

– Otrzymałam zgłoszenie od anonimowej starszej kobiety, że na zapleczu piekarni mieszka kobieta w ciąży z małym dzieckiem. Dziecko miało być karmione mlekiem z wodą z kranu – zeznała pracownica, cytowana przez "SE".

Jak dodała, podczas próby interwencji, nie zastała domowników, ale udało jej się przejrzeć pomieszczenia. – Nie było tam żadnej kuchni ani toalety. Na półkach na chleb leżały zabawki i ubranka dla kilkumiesięcznego dziecka. Stało też łóżeczko i łóżko. Nie były to odpowiednie warunki do życia – podkreśliła.

Matce i partnerowi grozi dożywocie

Przypomnijmy: proces w sprawie 19-letniech opiekunów Leosia toczy się przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga. Sąd nie zgodził się na zwolnienie oskarżonych i oboje pozostają nadal w areszcie. Karolinie i Damianowi grozi dożywocie.

Jak informowaliśmy wcześniej, kobieta i jej partner zostali zatrzymani w późnych godzinach wieczornych 25 października w miejscowości Gogole Wielkie w powiecie ciechanowskim. W czasie przesłuchania przez policję mężczyzna miał przyznać się, że to on zakopał zwłoki dziecka w lesie w okolicach Garwolina.

Wirtualnej Polsce udało się porozmawiać z biologicznym ojcem chłopca. – W internecie wylał się ogromny hejt, a wiele osób nie zna naszych historii. Jestem wstrząśnięty tym, co się wydarzyło. Do tej pory nie mogę dojść do siebie. Pierwszego dnia płakałem całą noc. Żałowałem, że nie udało mi się odzyskać kontaktu z synkiem – powiedział portalowi Daniel S.