"Irlandzkie życzenie" to numer jeden na Netfliksie. Tak złej komedii dawno nie widziałam
"Irlandzkie życzenie" w reżyserii Janeen Damian, córki aktora Jamesa Besta ("Diukowie hazzardu") jest niczym romans spod szyldu Hallmarku. Nic dziwnego, skoro sama filmowczyni często tworzy duet reżyserski ze swoim mężem Michaelem Damianem, hallmarkowym weteranem.
"Irlandzkie życzenie" prowadzi w rankingu TOP Netfliksa
Najnowsza produkcja platformy Netflix z Lindsay Lohan ("Wredne dziewczyny") w roli głównej to amerykańskie wyobrażenie o Irlandii. Zielony kraj pełen życzliwych ludzi uwielbiających tańczyć do folkowej muzyki i pić Guinnessa w pubie. Kraina, w której legendy o duchach katolickich świętych przeplatają się z mitami o psotliwych wróżkach.
W sam środek tej zieleni i stereotypów zostaje wrzucona Maddie Kelly, amerykańska edytorka i bliska współpracowniczka cieszącego się sławą irlandzkiego pisarza Paula Kennedy'ego (Alexander Vlahos z "Wersalu: Prawa krwi"). Kobieta po cichu wzdycha do swojego kolegi. Ten jednak zakochuje się w jej przyjaciółce i po czterech miesiącach organizuje wystawny ślub w swojej ojczyźnie.
Maddie z uśmiechem na twarzy przejmuje obowiązki druhny. Niestety jej złamane serce wciąż cierpi. Tuż przed weselem bohaterka spotyka podczas malowniczego spaceru przedziwną kobietę (pst, to święta Brygida), która namawia ją do tego, by usiadła na wielkim kamieniu i pomyślała życzenie. "Chciałabym wziąć ślub z Paulem Kennedym" – myśli, potem mdleje, a następnego dnia budzi się w sypialni razem z pisarzem.
"Irlandzkie życzenie" nie jest komediowym kiczem, a raczej katastrofą
"Irlandzkie życzenie" w niecałą dobę po premierze znalazło się na samym szczycie polskiego rankingu TOP filmów Netfliksa. Z samych złych powodów. Chęć obejrzenia od czasu do czasu czegoś "głupiego" jest całkowicie zrozumiała, tyle że dzieło wyprodukowane przez Lohan nawet do takiej rangi nie dorasta.
Fatalny i do bólu przewidywalny scenariusz w połączeniu z nieadekwatnym do tematyki filmu aktorstwem (przedramatyzowanym) oraz stockową muzyką sprawia, że prawie dwie godziny seansu przestają być przyjemnością, a stają się karą.
"Tania bajka"; "Kostiumograf powinien stracić robotę. Te ubrania – co to w ogóle jest?!"; "Liczyłam na coś więcej" – czytamy na portalu X (dawnym Twitterze).
"Oczekuje się, że filmy świąteczne (red. przyp. ten dotyczy Dnia Świętego Patryka) będą reprezentowały pewien określony rodzaj kiczu. To część ich uroku. Ale (...) 'Irlandzkie życzenie' jest nijakie, żałośnie płaskie i całkowicie pozbawione humoru" – napisał w recenzji Coleman Spilde z "The Daily Beast".
Poza tym po obejrzeniu "Irlandzkiego życzenia" nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że cały ten film był jedną wielką (acz byle jaką) reklamą Irlandii, a zwłaszcza pięknych krajobrazów oferowanych przez Klify Moheru.