Niemcy w szoku po ataku Polaka na sąsiadkę. "Bił mocno, potem zrzucił ze schodów"

Jakub Noch
02 maja 2024, 13:20 • 1 minuta czytania
Na początku maja niemieckie media żyją bulwersującymi doniesieniami z Mönchengladbach, gdzie 48-letni imigrant z Polski miał brutalnie zaatakować swoją 33-letnią sąsiadkę. Niemka w poważnym stanie trafiła do szpitala.
Grzegorz B. miał w Niemczech zaatakować swoją sąsiadkę. Fot. (Augustin-Foto) Jonas Augustin / Unsplash.com

"Eva doświadczyła, jak to jest, gdy własny dom zamienia się w brutalny koszmar. Po miesiącach ataków słownych jej sąsiad Grzegorz B. miał napaść 33-latkę" – donosi najpoczytniejszy niemiecki dziennik "Bild".


– Właśnie otworzyłam drzwi do mieszkania i nie widziałam, jak nadchodzi. Wtedy poczułem pierwszy cios. Uderzył mnie mocno co najmniej dziesięć razy, krzycząc: "teraz cię zabiję!". Potem zrzucił mnie ze schodów i zemdlałam – relacjonuje mieszkanka Mönchengladbach.

Polak pobitą sąsiadkę miał zostawić na pastwę losu. Fakt, iż kobieta przeżyła atak przybysza z kraju nad Wisłą dziennikarze "Bilda" nazywają "cudem".

– Z powodu zatorowości płucnej, która wystąpiła u mnie w 2023 roku, do końca życia muszę brać leki rozrzedzające krew, w związku z czym bardzo krwawię. Wystarczy, że pęknie mi żyła w głowie i umrę – wyznała pokrzywdzona.

Imigrant z Polski bezkarny? Grzegorz B. ma odpowiadać z wolnej stopy

Niemieccy dziennikarze wskazują, że w tej sprawie bulwersuje nie tylko brutalność Grzegorza B., ale i pobłażliwe podejście, jakie wobec imigranta z Polski zaprezentowały niemieckie organy ścigania i wymiar sprawiedliwości.

Za pobicie 33-latki ma on odpowiadać z wolnej stopy. Polaka obowiązuje jedynie tymczasowy zakaz zbliżania się do Evy (lub miejsca jej zamieszkania) na odległość mniejszą niż 20 metrów. Jeżeli Grzegorz B. złamie te ustalenia, może zostać obciążony grzywną wysokości do 250 tys. euro.

Niemka obawia się, że to go jednak nie powstrzyma przed kolejną napaścią. – Nadal żyje tam spokojnie. Robi mi się niedobrze na myśl o tym, że za kilka dni będę musiał wrócić do domu. Tego człowieka trzeba zamknąć. Następnym razem może faktycznie zabić mnie i moje dziecko – alarmuje Eva.

Po wyjściu ze szpitala i uzyskaniu niezbędnej dokumentacji medycznej kobieta zamierza złożyć na policji nowe zeznania i donieść o usiłowaniu zabójstwa.

Przemoc domowa, kradzieże aut i zabójstwa, czyli Polacy na celowniku niemieckich służb

Sprawy, w których imigranci z Polski okazują się być sprawcami przemocy, nie są niestety w Niemczech rzadkością. Jak wspominaliśmy w naTemat.pl, ostatnimi czasy po zachodniej stronie Odry opinia publiczna żyła m.in. przypadkiem brutalnego morderstwa w Horneburgu dokonanego przez Tomasza S., czy zbrodni w Kaarst, której sprawcą był Waldemar R.

Sporym wyzwaniem dla niemieckich służb jest też skala przestępstw związanych z kradzieżami aut lub części samochodowych, w przypadku których sprawcy okazali się Polakami lub nad Wisłę wiodą wszelkie tropy.

– Każdy, kto rano wychodzi z domu i stwierdza, że jego pojazd zniknął, musi niestety spodziewać się, że od kilku godzin znajduje się on w Europie Wschodniej – stwierdził niedawno Thomas Susebach, który kieruje wydziałem ds. międzynarodowej kradzieży aut w berlińskiej policji.

Od lat 90. obecną sytuację odróżnia tylko to, że wówczas złodzieje z państw bloku wschodniego kradli auta najnowocześniejsze. Klientelą była bowiem rodząca się w ich krajach nowobogacka "elita", która marzyła o audi, bmw czy mercedesie.

Dzisiaj najbardziej obawiać muszą się Niemcy posiadający auta 5- lub 10-letnie, a już szczególnie właściciele starszych pojazdów dostawczych. W Polsce lub Ukrainie sprowadzane są one do hal demontażowych, aby pozyskane części szybko trafiły do warsztatów i na aukcje internetowe.

Czytaj także: https://natemat.pl/553193,dramat-13-latki-w-niemczech-gang-nastolatek-torturowal-ja-godzinami