Światowej sławy trendspotterka uchyla kurtynę przyszłości. "Kryzys to okazja"
Sebastian Luc-Lepianka: Jesteś uznawana za światową top trendspotterkę. Co szykuje nam kolejny rok?
Marian Salzman: Myślę, że zmian w naszym życiu będzie więcej. A z tym wiąże się wzrost niepokojów.
Niepokoje są już na wysokim poziomie. Będzie gorzej?
Myślę, że tak. Presja ekonomiczna, geopolityczna, społeczna… To tylko na początek. Przyjrzyjmy się temu bliżej: żyjemy w ciągłym kontakcie. 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Oprócz dbania o zdrowie fizyczne, wzrośnie również potrzeba dbania o zdrowie psychiczne. Zmiany zachodzą tak szybko, że ludzie będą musieli dowiedzieć się, jak zrozumieć siebie, aby poradzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami, przed którymi stoją. Będą musieli znaleźć swój wyłącznik, on/off. Nawiasem mówiąc, coraz więcej osób podkreśla znaczenie jakościowego, dobrego odpoczynku...
Nawet w Polsce mówi się o snail girls i gniciu w łóżku.
Zobaczymy więcej pomysłów na to, jak drzemać w ciągu dnia.
Wróćmy do korzeni – jak trendspotting stał się częścią Twojej zawodowej kariery?
Właściwie przez większość mojego życia zajmowałem się trendspottingiem. Z pewnością na długo przed tym, zanim wykorzystałam go w swojej pracy. W tym wszystkim chodzi o rozpoznawanie wzorców i identyfikowanie powiązań między pozornie niepowiązanymi rzeczami.
Jak dokładnie to robisz?
Zacznijmy od tego, że mam poczucie, że nie jestem w tym już tak dobra, jak kiedyś. Napływa do mnie tyle informacji...
To, co robiłam, to było przede wszystkim wykorzystanie mocy początków Internetu. Czytałam po 20-30 gazet dziennie, a potem, na komputerze, tworzyłam bazy linków i wyszukiwałam tematy. Teraz jest tego tak dużo, że to praktycznie niemożliwe. Muszę wybrać jedno konkretne zagadnienie i zagłębić się w nie.
W ten sposób skupiam się na niektórych, ale tracę z oczu inne, ponieważ muszę dokonać pewnego rodzaju selekcji. Pomijam więc tematy, które nie są dla mnie ważne. Trendspotting ma to do siebie, że na twoje odkrycia wpływają osobiste doświadczenia.
A jak definiujesz w ogóle trend?
Kiedyś było łatwiej! Kiedyś trend miał tak jakby, prawdziwe życie. Rodził się. Dorastał, od wczesnych trendsetterów do mainstreamu. Zaczynałby się rozwijać, wymyślać na nowo i mutować. Wracał jako coś bardziej stałego.
Możesz podać przykład?
Jak przypominam sobie "metroseksualizm", który już istniał w społeczeństwie, to gdy go zidentyfikowałam nagle znalazło się 33 proc. wszystkich mężczyzn, którzy się w tym odnaleźli. Nie znajdywali pewności siebie w łóżku, zainteresowali się kuchnią. Pojawiła się akceptacja heteroseksualnych mężczyzn dla kultury gejowskiej. To był 2003 rok, dwie dekady temu. To wciąż fenomen, który jest z nami. Teraz mówimy o męskim zdrowiu, o wartości ojcostwa. To prawdziwy trend.
Kolejny duży trend, to dostrzeżenie, że Matka Natura jest wściekła. Czyli jak zmiany klimatyczne wpływają na nas. Staliśmy się świadomi, że musimy pogodzić się z tą planetą, a jej zasoby są ograniczone. I to też jest trend.
A co nim nie jest?
Rzeczy, takie jak ciche zwolnienia, to moda. Ludzie idą do pracy, nic nie robią, póki ich nie zwolnią. W porównaniu do tego dużym trendem jest zmiana naszego stosunku do pracy, zmiana definicji samego tego słowa. I zobaczysz, że wzrośnie akceptacja do innego trybu dnia i pracy. Bo czemu idziemy do pracy rano? Nie jesteś farmerem, nie jesteś uzależniony od pola. Zobaczysz więc ludzi migrujących do alternatyw. To są trendy. Mają początek, rozkwitanie, wyśrodkowanie. Wymyślają się na nowo. I stają się stałą częścią naszego społecznego życia.
Więc stworzyłaś termin metroseksualizm…
Nie, nie stworzyłam go. Ja go tylko znalazłam online! Był chyba z pięć razy użyty przez media w ciągu dekady. Miałam gotowe słowo, dołączyłam je do pomysłu, że heteroseksualni mężczyźni mogą mieć głęboko emocjonalne życie, mogą naśladować gejów i tworzyć silne, męskie przyjaźnie. Wraz z tym pojawiła się moda na "bromance", czyli głębokie przyjaźnie między mężczyznami.
Pamiętam, jak przyszło to do Polski.
Pewnie w 2003 właśnie? To był rok, który zniszczył mi życie.
Dlaczego?
Z powodu trendów. Z bycia mało znaną socjolożką, nagle wszyscy chcieli rozmawiać ze mną. Geje byli na mnie źli, że "odebrałam im ich niszę". Heteroseksualni mężczyźni też byli źli, bo "odkryłam ich zniewieściałość"...
Dzisiaj się tego terminu nie używa, prawda? Ten trend się jeszcze trzyma czy już się rozpuścił w naszym społeczeństwie?
Cała metroseksualna ekspresja, że mężczyźni dbają o wygląd, że ojcowie podchodzą poważnie do zajmowania się dzieckiem - to jest dalej żywe wśród nas. Fraza "metroseksualny" po prostu się wyczerpała. Kobiety też na tym zyskały, bo kobiece przyjaźnie się znormalizowały. Nikogo nie dziwi, że mężczyzna może pracować dla kobiety. A role były kiedyś inne. Wszystkie dobre rzeczy, które wyszły z tego trendu, trwają po dziś.
Myślisz, że wszystkie twoje prognozy spotka taki sam los?
Nie do końca. Scenariusz nie zawsze jest taki sam. Jak mówiłam ci o Matce Naturze, to przypomniałam sobie list, jaki pisałam na ten temat w 2005 roku. Jak widzisz, inni potrzebowali dużo czasu, żeby się ze mną zgodzić. Niektóre trendy pozostają, część staje się bardziej modą i przemija. Myślę, że przewidziane przez mnie duże trendy są trwalsze, ale z czasem przestają być trendem i stają się częścią współczesnego życia.
Więc to jest definicja trendu: coś, co sprawia, że stajemy się świadomi jakiegoś zjawiska i staje się nową częścią naszej codzienności?
I dodałabym, że ludzie jeszcze to pokazują sobie nawzajem. Że to ciągle się przeobraża, na podstawie tego, co z tym dane społeczeństwo robi. Jak o tym pomyślisz, to pojawił się odwrotny ruch popierający tradycyjną męskość, fizyczność. Więc trend ma zawsze swoją odwrotność, kontr-trend.
Wszystkie twoje prognozy miały kontr-trendy?
A możesz pomyśleć o jakimś, który nie miał?
Cóż… żyjemy w końcu w czasach skrajnej polaryzacji. Wszystko ma swoje lustrzane odbicie.
Gdy wracam myślami do 1997 roku, to jedną z moich większych prognoz była globalizacja i hyperlokalizacja. Z jednej strony przewidywałam, że staniemy się jednością, ale jednocześnie dostaniemy obsesji na punkcie naszej najbliższej okolicy. Jak spojrzysz na dzisiejsze mikrotrendy, to ludzie spędzają strasznie dużo energii na dbanie o miejsca parkingowe w ich otoczeniu, na jakość jedzenia podawaną w szkołach dzieci. To mi przypomina… to całkiem zabawne, że moje prognozy są w punkt, ale nie zawsze we właściwym czasie.
Rozwiniesz?
Kiedyś rozmawiałam z prezesem Nestle w Europie o jakości żywienia i tym, że ludzie będą przejmować się zatruciem pokarmowym. Miło spędziliśmy czas. Nazwał mnie wariatką. A potem minął czas i pojawiły się takie rzeczy, jak choroba wściekłych krów. Dzisiaj czytałam o samolocie lecącym do Holandii, który musiał zatrzymać się z powodu zatrucia pasażerów jedzeniem. Więc czy miałam rację o niepokojach związanych z jedzeniem? Jasne. Czy pojawiło się to natychmiast, gdy to wymyśliłam? Nie, i tu właśnie popełniłam błąd.
Czy któryś z twoich trendów jeszcze czeka na ten właściwy czas?
Nie… żaden, z którym czuję się silnie związana.
W swojej książce "Trends for 2024: On hope’s Edge" użyłaś terminu poli-kryzys. To nie brzmi pozytywnie.
Cóż, kryzys to tak naprawdę okazja do zmian.
COVID był okazją? Wiem, że zmienił w nas sporo i czasem na lepsze…
Nie używałam sformułowania poli-tragedia. Między kryzysem i tragedią są ważne różnice.
Rozumiem. Ale nie przewidziałaś pandemii.
Nie, nie zrobiłam tego. Ale nie jest to całkowicie niemożliwe. Trudno jest zrobić to dokładnie.
Istnieje taki termin jak "czarne łabędzie", czyli wydarzenia dużej wagi trudne do przewidzenia.
Byłam świadoma tego, jak szybko wirus może się rozprzestrzenić w zglobalizowanym świecie. Nie mogłam przewidzieć, jak zareaguje nasze społeczeństwo i gospodarka. Ani tego, że przestaną funkcjonować. Możesz rozegrać symulację scenariusza, jak taki czarny łabędź się zmaterializuje, ale co się wydarzy w trakcie – tego nie wiesz. Nie jestem osobą zajmującą się science fiction.
A ja tak! Lubię gdybać nad futuryzmem. To jak ty to robisz?
Jestem obieżyświatem. Patrzę na rzeczy i myślę "czy to przejdzie poza granice, czy wpłynie na resztę kontynentu." Inni futurolodzy zajmują się np. nowymi formami pożywienia jak tabletki stające się równowartością posiłku. Jedzenie stało się formą sztuki.
Albo jedzenie z drukarek i hodowane laboratoryjnie mięso.
Cały ruch cyfryzacji i drukowania staje się trendem. Gdy te urządzenia wejdą powszechnie do naszych domów to pewnie, będziemy drukować sobie masło orzechowe. Z drugiej strony ten trend ma swój Yin i Yang, czyli nastawienie na domowe uprawy zdrowej żywności.
Myślisz, że produkty tworzone z drukarek 3D będą powszechniejsze w przyszłości?
Tak. Nie rozumiem dlaczego, ale domyślam się, że odpowiedź brzmi: bo możemy. Ale wiem, że jeśli produkt zmierza w pewną stronę, nabiera rozpędu, kapitalizm wkracza z impetem, wyczuwając okazję na uzyskanie profitów, ludzie inwestują… Food-tech to sfera, która eksploduje w popularności. Chociaż rozumiem tylko niewielki jej wycinek, aby wiedzieć, o czym czytam.
Czytaj także: https://natemat.pl/556127,trendy-na-tik-toku-sprawdz-sie-w-naszym-quizieWspominałaś, że coraz ciężej ci przewidywać trendy. Planujesz kiedyś przestać?
Prawie nie napisałam książki "Trendy na 2024", bo czułam, że świat oszalał. Bo nagle, zamiast mieć jedno rzetelne źródło informacji, muszę zaglądać do dziesiątek innych, autorstwa liderów opinii… W każdej kategorii to samo. Jak mam w ogóle sprawdzić fakty? Jak mam poskładać cokolwiek w tym labiryncie? Nie sądzę, żebym napisała kolejną książkę po "The New Megatrends". To było takie trudne.
W tej książce wyznaczyłaś granicę prognoz do 2038 roku. Czemu?
Bo tak jak mieliśmy pluskwę milenijną, przewidywany jest podobny problem z oprogramowaniem w tym roku.
Tylko przez to?
Motywowało mnie pytanie: czemu rok 2000 był taki, jaki był? Naszym prawdziwym kryzysem milenijnym był COVID. Więc szukałam kolejnego momentu, który może być podobny. Bo gdyby tak się stało, padną programy, to jak sobie z tym poradzimy? Bez moich aplikacji pewnie bym nie przeżyła dnia. Są pomocne, ale i uzależniające. Trudno mi sobie przypomnieć życie np. bez aplikacji do dostarczania jedzenia.
A co z kryzysem migracyjnym związanym z klimatem? Prognozuje się, że ludzie będą masowo migrować z powodu klimatu, np. opuszczając nadmorskie miejscowości turystyczne, którym grozi zatopienie. Oni będą musieli gdzieś się podziać, a już teraz są problemy na rynkach mieszkaniowych.
To globalny fenomen. Musimy nauczyć się żyć w zgodzie z naszą planetą i pozostawiać na niej jak najmniejsze ślady. Pasjonują mnie małe społeczności, wykorzystujące maksymalnie dostępną przestrzeń. Obecnie posiadamy za dużo rzeczy. Na przykład w Ameryce mamy duży ruch na rzecz spopularyzowania jazdy na rowerach.
Tutaj też. Zaraz za tobą, jak siedzimy, jest stacja rowerów na wynajem. Są coraz popularniejsze. Tak samo hulajnogi. A jak jeszcze zmiany klimatyczne wpłyną na nasze życia?
Staramy się żyć dłużej. Opóźniamy nasze dorastanie. Inaczej wygląda też sprawa z rodzicielstwem, ludzie cały czas przekładają to w czasie. Dla niektórych 31 lat to za wcześnie na dziecko. Myślę, że pojawi się więcej międzypokoleniowego życia i wychowania. Wszyscy próbujemy wyczuć obecny rytm życia. Jak już mówiłam, kryzys to okazja, aby wymyślić coś nowego. Wielu próbuje rozpocząć swoją karierę w wieku 33 lat i myśli, że "byle do emerytury". Wciąż toczy się walka o przesunięcie wieku emerytalnego. Ludzie pytają: co mam zrobić z tym ostatnim etapem mojego życia?
A kwestia zmian w pracy? Dużo dyskutujemy w Polsce o czterodniowym tygodniu pracy i to ma nadal dużą opozycję.
Powiem coś prowokacyjnego: to jest już teraz, ale tego nie zauważamy.
Jak to?
Ludzie już teraz rozkładają swoją pracę inaczej przez wszystkie siedem dni. Dla wyedukowanych, dla elit, to jest nowa norma. Oni już tam są. Fabryki raczej nie zmienią podejścia. Jeśli już to wprowadzą razem z tym nowe zmiany. Typowa praca od poniedziałku do piątku, osiem godzin dziennie, umarła. Nie wyprawiliśmy jej jeszcze pogrzebu. Myślę, że typowe myślenie o pracy również ulegnie zmianie, dzięki czemu ludzie będą bardziej dostosowywać swoje życie do pracy.
To kiedy ten pogrzeb?
Trochę nie okazujemy zmarłemu szacunku, bo nie ma żałoby. Po COVID ludzie nie wrócili z tym samym nastawieniem do typowego tygodnia pracy. Nawet ja myślę inaczej o swoim dniu. Jestem typowym skowronkiem, robię wszystko od 5 rano i świetnie sobie z tym radzę. Ale o 9 wieczorem, nie będę nawet odrobinę tak skuteczna. Typowa relacja praca – życie już się zmienia. Wiąże się z tym jeszcze kolejny trend, ale nie jest zbyt atrakcyjny.
Mianowicie?
Pogłębiająca się przepaść w zamożności ludzi. Łatwo mi albo przedstawicielom klasy profesjonalnej czy myślącej, jak ty, dostosować swój rytm pracy w tygodniu. W zawodach związanych z pracą fizyczną albo montażową musisz mieć zmiany dobowe.
Ma to sens. Cały cykl naszej obecnej pracy przyszedł w końcu od fabryk samochodów Henry’ego Forda.
To sięga nawet dalej, do rolnictwa. Rolnicy pracowali od wcześniejszych godzin, a potem automatyzacja fabryk wprowadziła zmianę.
Praca rolników była zależna jednak od pór roku, upraw i zwierząt. Dawni rolnicy zimą mieli masę wolnego czasu.
Różnica jest taka, że nie mogli pracować w ciemności. Więc był precedens, że gdy robi się ciemno, to następuje koniec pracy.
Nie byli więc w stanie uwzględnić godzin nocnych w swoim dziennym planie pracy...
To jest w ogóle ciekawe i nikt temu się nie przygląda szczegółowo: ekonomia czasu nocnego. Co z ludźmi, którzy robią karierę jako lekarze czy pielęgniarki i wolą pracować w nocy? Nie doceniamy nocnej zmiany. Do Europy przyszło to stosunkowo niedawno. W latach 90. żyłam w Holandii i nie mogłam wybrać się na zakupy w nocy. Albo zrobić sobie paznokci czy włosów. Dzisiaj mogę iść do fryzjera 24 godziny na dobę. Nawet o 4 rano, zanim pójdę do swojej pracy. To, co zobaczymy niedługo, to napływ różnych podejść do godzinowego rytmu pracy.
Jak wspominałam, pojawi się też duża moda na wysypianie się. Nie ma prawa, które mówi, że musisz spać osiem godzin od tej, do tej godziny. Normą staną się drzemki w pracy, ludzie zaczną brać na to specjalne przerwy. Tak jak teraz masz przerwy na kawę. Czemu nie zdrzemnąć się 20 minut w pracy?
No tak, co nam szkodzi? Sam nie jestem palaczem, ale widzę jak palący u nas w redakcji robią sobie przerwy. Czas jaki na to poświęcają, razem wzięty, nadałby się na porządną drzemkę.
Ludzie zaczną rozpoznawać, że życie jest jak przepis. Niektórzy do niego dodają cynamonu, inni brązowy cukier. Nasza wolność wyboru, póki nie łamiemy prawa, sprawi, że wyrwiemy się z wielu tradycji. To, co jest teraz dużym trendem w naszym społeczeństwie to przepisywanie na nowo zasad bycia człowiekiem. Dla wielu ludzi odchodzenie od tradycji jest niekomfortowe.
Bo znamy je, nie musimy się nad nimi zastanawiać.
Zapominamy też, jak bardzo się one zmieniają! Kiedy ja miałam iść na uniwersytet, moja babcia była zdziwiona i pytała po co mi ta edukacja. Czy dzisiaj ktoś się nad tym zastanawia?
To samo dotyczy dynamiki płci. W mojej szkole podstawowej miałam przedmiot tylko dla dziewczynek, na którym przygotowali nas do gotowania i prasowania. Miałam podejście, że "nigdy się tym nie zajmę, chcę się uczyć tego, co chłopcy". I nie było to możliwe. Sposób, w jaki nasze współczesne życie jest skonstruowane, jest już zupełnie inny niż te czterdzieści lat temu.
A co ze zmianą ekonomiczną i nierównością płac?
Pytasz kogoś, kto wybrał pracę dla swojej firmy na podstawie równych płac. Philip Morris w Polsce jest pierwszą firmą, która otrzymała Certyfikat Równych Płac, przyznany po audycie przeprowadzonym wiele lat temu przez renomowaną, niezależną organizację pozarządową...
Wiem.
Nie wszędzie tak jest. I to jest złe. Każdy, bez względu na płeć, powinien otrzymywać sprawiedliwe wynagrodzenie za pracę, jaką wykonuje. Walka o to wciąż trwa i myślę, że kiedyś ludzie myśleli, że jej nie wygrają… Ale teraz nie pytamy o to, "czy się uda" tylko: "kiedy się uda".
Więc kiedy?
Mam nadzieję, że w kolejnej dekadzie. Chcę wierzyć w to, że firmy zobaczą, że płeć ma bardzo mało wspólnego z osiągami w miejscu pracy. Że zawodowo, różnice między jednostkami, przekujemy w siłę. Więc kiedy? Spory wpływ ma na to przywództwo w korporacjach, gdy coraz więcej kobiet wspina się na szczyty. Jest takie powiedzenie: zobaczę, to uwierzę. A wtedy ludzie to zaakceptują. To już nadchodzi. I nie ma już odwrotu.
Czytaj także: https://natemat.pl/543053,zwiazek-jestes-albo-dzbankiem-albo-filizanka-to-kwestia-dopasowaniaSą ludzie, którzy próbują to zatrzymać.
Zawsze tacy będą. Ale trendy dochodzą do punktu, w którym osiągają krytyczną masę i nie ma od nich odwrotu. Wierzę, że gdy 40 proc. kobiet będzie zajmować najwyższe stanowiska i otrzyma równe wynagrodzenie, to już z tej ścieżki nie zawrócimy. W Ameryce moje pokolenie było pierwszym, które uzyskało równy dostęp do edukacji i sportu. To zmieniło wszystko. Nagle nie jest to kultura mężczyzn czy kobiet. Tylko po prostu kultura.
Zostałaś zaproszona do hali sław Ragana "Top Women in Communications". Uważasz siebie za wzór do naśladowania dla innych kobiet?
Jestem wdzięczna za to wyróżnienie, ale wolałabym zostać wybrana do hali sław "Top Human". Sceptycznie podchodzę do tematu, gdy płeć ma definiować twoje osiągnięcia. Nie chcę zminimalizować wartości tej nagrody i osiągnięć innych kobiet. A co do bycia wzorem… mam dużo szczęścia, że urodziłam się w takim momencie. Bo dziesięć lat wcześniej, i nieważne, jakie miałam ambicje, zastałabym tylko zamknięte drzwi. To było szczęście.
Mam nadzieję, że nie brakuje innych wzorów do naśladowania, ponieważ moje osiągnięcia pochodzą głównie z obszaru marketingu, a powinniśmy naśladować tych, którzy wprowadzili prawdziwe zmiany w społeczeństwie. Jeśli mój sukces sprawi, że inny człowiek poczuje motywację do pracy, to cieszy mnie to.
Nie myślisz, że przyniosłaś korzyści społeczeństwu?
Myślałam bardziej o ludziach lub symbolach publicznych, takich jak Matka Teresa. Ktoś, kto poważnie zmienia świat. Myślę, że określenie "wzór do naśladowania" powinniśmy przypisywać najwyższym standardom.
Czy ona jest więc twoim osobistym wzorem?
Wymieniam ją tylko jako przykład, symbol. Sama nie mam tylko jednego. Dorastam i zmieniam się w czasie swojej kariery i patrzę na różnych ludzi, na to, co robią skutecznie. Większość moich współpracowników było mężczyznami i nie mogłam wykonywać pracy identycznie jak oni. Wybierałam swoje wzorce do naśladowania z różnych źródeł i układałam własną układankę, do której zapożyczałam elementy od rozmaitych osób.
A co z ludźmi urodzonymi teraz? Co stoi przed nimi? Zwłaszcza, że wspominałaś o wzroście niepokojów.
Świat stoi przed nimi otworem, muszą tylko z niego czerpać w sposób zrównoważony. Trzeba zachować otwarty umysł i myśleć pozytywnie. Inaczej staną się okropne rzeczy.
Częścią bycia trendspotterem jest brak własnej opinii. Widzę rzeczy i dzielę się tym, co zobaczę. Będziemy za to musieli przemyśleć, jak nasze dzieci i najstarsi mają sobie radzić w natłoku informacji. Niestety, gdy pewna grupa zaczyna coś robić, może zdarzyć się, że reszta musi ich naśladować.
W Polsce widziałem dużo ludzi dających małym dzieciom smartfony i tablety. Jak to na nie wpłynie?
Jest to kwestia odpowiedniej równowagi czasowej lub zarządzania czasem. Z jednej strony jest to jeden ze sposobów, w jaki dzieci mogą nadążać za rówieśnikami i wiedzieć, co się dzieje, więc nie zostaną wykluczone ze swoich kręgów społecznych. Z drugiej strony dobrze byłoby, gdyby dzieci były zachęcane do korzystania z innych sposobów komunikacji niż tylko cyfrowe. Rodzice i nauczyciele są tymi, którzy mogą budować takie mosty między nimi.
Dziś wiemy wiele o cyfrowym świecie. Jednak dla wielu z nas prawdziwe życie zaczyna stawać się niezbadanym terytorium.
Pracują ze mną dwa pokolenia ludzi, którzy nie znali życia przed internetem. Kiedyś byłam zestresowana, że moja kariera się skończyła, ponieważ nie mogłam pisać wystarczająco szybko na komputerze. Myślę, że rynek pracy znów się zmieni, by dostosować się do pokoleń przyzwyczajonych do zupełnie nowych możliwości. Mamy teraz wyspecjalizowane narzędzia do tłumaczenia. Żyjemy w hiperpołączonym świecie, a cyfryzacja jest jego dużą częścią.
Apple stara się sprzedać to w okularach VR.
W 1997 roku w książce opisywałam inteligentne toalety, które mogły kontaktować się z twoim lekarzem, po skorzystaniu z nich. W tamtym czasie brzmiało to jak science-fiction, a ludzie nazywali mnie wariatką. Ponownie pytamy nie "czy", ale "kiedy".
To wiesz, o co spytam…
Kiedy osiągniemy krytyczną masę akceptacji? Gdy nie będziesz musiał się wstydzić, żeby np. powiedzieć o tym swojemu sąsiadowi. Kiedy kobieta nie musi wstydzić się powiedzieć siostrze, że dała dziecku iPhone.
Myślę, że jest też inna prosta odpowiedź: kiedy takie urządzenia staną się tanie i szerzej dostępne.
Cena nigdy nie była barierą dla firm takich jak Apple czy Nike. Pracowałam dla obu tych marek przez bardzo długi czas. Kiedy pojawiło się pragnienie posiadania, stawiało to budżety rodzin na głowie. Poświęcano posiłki w restauracjach i kawy na wynos. Tylko po to, by kupić sobie parę nowych butów lub iPhone'a.
Jednak to się zmienia. Przynajmniej ja tak czuję. Ludzie są bardziej świadomi problemu wzrostu kosztów życia na całym świecie i priorytety są inne.
Poniekąd masz rację… Nie chciałabym teraz być np. w biznesie luksusowych samochodów. Ludzie jednak nie chcą rezygnować z codziennych luksusów, takich jak iPhone albo komputer. To okno na świat. Z technologii nie zrezygnujemy. Myślę, że prędzej odpuścimy sobie większe domy i drogie samochody. COVID nam o tym przypomniał.
Ci, którzy mieli dobry sprzęt i połączenie ze światem, poradzili sobie najlepiej z pandemią. Wiem, że luksusowe marki sobie dobrze radzą. Nie wiem, dlaczego. Ale dla mnie nie są one modą, ponieważ ludzie mają inne rzeczy, na które mogą wydawać pieniądze.
Nadal w mocy pozostaje nie obnoszenie się z bogactwem. Wstydziłabym się, gdyby ktoś woził mnie Bentleyem. Jak myślisz, czemu jesteśmy dumni z korzystania z Ubera i latania Ryanairem? To coś, z czego korzysta każdy z nas. Masz rację, ludzie czują się teraz spłukani.
W Polsce byliśmy kiedyś dekadę za całym światem, ale teraz czuję się, że nawet go wyprzedzamy w kilku punktach.
Coś w tym jest. Telefonia komórkowa w Polsce przyjęła się szybciej niż w USA czy Holandii. Są też interesujące trendy wychodzące z Ameryki Łacińskiej i Afryki, bo to wciąż młode i stale rosnące środowiska.
Jaki trend może wynurzyć się z Polski?
Dla mnie wasz kraj jest jej wcieleniem nowej klasy średniej. Gdybym studiowała to zagadnienie, na pewno przyglądałabym się uważnie Polsce.
O, a dlaczego?
Macie wszystkie charakterystyczne dla niej aspiracje i tradycje, wraz z gromadzeniem materialnych przedmiotów. Sądzę, że współczesne kraje z Europy Środkowej są bardzo interesujące do badania zjawiska, jak prawdziwa klasa średnia będzie wyglądała na świecie w najbliższej dekadzie. Gdy ludzie będą mieć wystarczająco potrzebnych rzeczy i jak będą wydawać swoje pieniądze – na technologię, sport, komfort w domu? Na przykład, na jakie pomieszczenia w domach pójdzie więcej budżetu.
W Ameryce zmieniło się to na przykład na kuchnię. Stały się nowym centrum socjalnym. Spotkania wolimy urządzać przy stole kuchennym.
Masz może jedną radę dla ludzi, jak ich przygotować na przyszłość?
Jedną? Możesz widzieć świat jako szklankę do połowy pełną lub do połowy pustą. Z tego bardziej optymistycznego podejścia może nam wyjść bardziej zaangażowany świat, gdzie osiągniemy sukces… Ale niekoniecznie "sukces" w sensie komercyjnym. Bardziej wierzę w uszczęśliwianie ludzi.
Czytaj także: https://natemat.pl/254087,to-oni-kreuja-trendy-dowiedz-sie-na-czym-polega-praca-coolhuntera