Arabscy turyści pokochali Polskę, a Polacy ich? Górale chcą nawet zmieniać pod nich łazienki

Katarzyna Zuchowicz
24 lipca 2024, 06:01 • 1 minuta czytania
Zdominowali Podhale. Pokochali Energylandię. Są w Małopolsce, ale też w Warszawie, podobno interesują się polskim morzem. Kasa płynie, wszyscy są zadowoleni. – Zdecydowana większość moich gości to turyści z krajów arabskich. Oni naprawdę poratowali nam ten sezon – mówią właściciele obiektów noclegowych spod Zakopanego. Czy zalewają Polskę? Jacy w ogóle są? I czy prawdą jest, że czasami dają góralom popalić?
Kolejny sezon Zakopane przeżywa najazd turystów z krajów arabskich. Fot. Pawel Murzyn/East News

W sobotę wieczorem byłam na chwilę w Złotych Tarasach w Warszawie i przeżyłam niemałe zdziwienie. Co chwila, naprawdę co chwila, wpadałam na muzułmańską rodzinę z gromadką dzieci. Fajnie ubraną, obładowaną zakupami. I przebiegła mi przez głowę myśl, czy właśnie tak jest w Zakopanem, o którym wszyscy trąbią, że przeżywa najazd arabskich turystów? I że może tak jest już w Warszawie, ale siedząc w pracy, tego nie zauważam?


– My byliśmy na wakacjach nad morzem i tam też widzieliśmy tam arabskich turystów – zauważa na to jedna z moich rozmówczyń. Właścicielka miejsca noclegowego spod Zakopanego, w którym latem sama przyjmuje turystów z tych krajów.

Podhale to ich prawdziwa mekka. Numer 1 w skali kraju, chyba nikomu nie trzeba już o tym mówić. Arabskie rodziny przyjeżdżają tu mniej więcej od pandemii, ale w tym roku to istne szaleństwo.

"Widać ich wszędzie gdzie są domki"

Wszyscy mówią, że teraz jest ich jeszcze więcej.

– Upodobali sobie domki w najbliższej okolicy Zakopanego. I wynajmują te domki, często pojedyncze, gdy nie ma nikogo dookoła. Żadne tam pokoje, czy apartamenty. Przyjeżdżają całymi rodzinami. Są wszędzie, wystarczy przejechać przez wioski blisko Zakopanego. Gdzie się nie jedzie, widać ich wszędzie – mówi góral spod Zębu, który też gości arabskich turystów.

Gdzie najbardziej? – Wszędzie, gdzie są domki, ich widać. Plus/minus 15 km od Zakopanego. Taka jest prawda, że oni podratowali nam sezon – dodaje.

O domkach mówią wszyscy – wymieniają Kościelisko, Czerwienne, Poronin, Ząb i inne miejscowości.

O tym, że kochają deszcz też:

– Czasem całymi dniami potrafią siedzieć w domku, nigdzie nie idą. Chodzą po łące. A gdy pada deszcz, wychodzą i się tym cieszą. Inni się chowają i uciekają, a oni w największy deszcz wychodzą. Jak padał grad, to dzieciaki łapały i się cieszyły.

I jeszcze o tym, że przyjeżdżają na dłużej niż Polacy:

– Nie na kilka dni jak nasi turyści. Oni przyjeżdżają na tydzień.

I że wbrew temu, co słychać i się pisze, są bezproblemowi i nieroszczeniowi:

– Nie piją alkoholu, nie palą i nie imprezują. Nam trafili się tylko jedni, co zostawili nieporządek. Ale trafiliśmy też na polską rodzinę, która zostawiła jeszcze gorszy. Jak dla mnie to klient mało wymagający. Spokojny. Oni nic nie potrzebują.

Ale ciągną się za nimi różne historie, które pokazują, jak duży – mimo wszystko – górale musieli przeżyć szok kulturowy. Jak sobie z nim radzą dziś?

Najazd na Energylandię

Najpierw jednak zaznaczmy szersze tło – cała Małopolska, na czele z Krakowem, ich przyciąga. W tym Energylandia w Zatorze.

"Arabowie kochają tę polską atrakcję. W 2024 roku ma być ich jeszcze więcej" – pisaliśmy już jesienią 2023 roku. Obywatele Zjednoczonych Emiratów Arabskich zajęli wtedy drugie miejsce – po Czechach – wśród zagranicznych turystów, którzy odwiedzili park.

Stanowili 7 proc. wszystkich turystów w trakcie wakacji. Energylandię odwiedziło wówczas ponad 1,65 mln turystów.

Justyna Dziedzic, dyrektor ds. marketingu parku rozrywki Energylandia mówi, że byli pod wrażeniem tak dużej skali.

– Myślę, że liczba gości w tym roku będzie podobna. Ruch jest oczywiście wzmożony ze względu na ilość połączeń lotniczych głównie ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, których w wakacje jest po prostu więcej, szczególnie do Krakowa. Obserwujemy także nowe kierunki, które zaczęły nas odwiedzać. Wcześniej mieliśmy turystów głównie z Dubaju i Abu Dabi. Teraz, ze względu na uruchomienie nowych połączeń lotniczych z Polską, mamy turystów z Kuwejtu i kolejnego emiratu – Szardża – mówi naTemat.

Niekoniecznie jednak przyjeżdżają do Energylandii celowo. Raczej tu nie nocują. Główną bazą noclegową jest Kraków i Zakopane. Co ich przyciąga?

– Park jest rodzinny. Jest tu mnogość atrakcji dostosowanych do każdej grupy wiekowej. To są powody, dla których 99 proc. naszych gości wybiera Energylandię. Wszystkimi naszymi odwiedzającymi kieruje ten sam cel – rodzinna zabawa i radość dziecka – mówi. 

Robiliśmy badania skierowane do turystów ze ZEA i Arabii Saudyjskiej. Pytaliśmy ich o powody wizyty w naszym regionie. Jak wynikało z naszych statystyk, przebywali tu średnio 7-10 dni, odwiedzając lokalizacje na terenie Małopolski. Mówili o informacjach przekazywanych przez rodzinę czy znajomych jako lokalizację atrakcyjną na wypad 1-2 dniowy.Justyna DziedziEnergylandia

Justyna Dziedzic przyznaje – turyści najchętniej wybierają Małopolskę.

– Małopolska także robi wiele, aby ściągać turystów do siebie. W tym roku mieliśmy okazję brać udział w turystycznych Arabian Travel Market w Dubaju, gdzie region małopolski przodował i jest na miejscu rozpoznawalny. W zeszłym roku Polska była destynacją nr 1 dla Dubaju. Później była Szwajcaria. Dlaczego? Czują się tu bezpiecznie i dobrze. Mamy bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Jest zielono. Warunki pogodowe, które są atrakcyjne ze względu na upały tam – wskazuje. 

"Dla tych turystów też wszystko jest nowością"

Na Podhalu musieli się ich jednak nieco nauczyć. Dla części mieszkańców musiało być to niemałe zderzenie z inną kulturą.

Maciej Gąsienica-Walczak, lokalny przedsiębiorca pamięta, że na początku zdarzały się awantury, że np. kobiety w burkach wchodziły do wody na basenie.

– Ale to kwestie docierania się. To było coś nowego, coś innego. Ludzie po prostu musieli się przyzwyczaić. A dziś niektórzy twierdzą, że oni ratują nam sezon. Myślę, że Zakopane jest zadowolone. Dla tych turystów też wszystko jest nowością – mówi naTemat.

Góralka spod Zakopanego: – Na początku nie mogłam się przyzwyczaić, ale dziś wszyscy już przywykliśmy. Teraz tylko rozmawiamy między sobą, co który turysta zrobił ciekawego.

Na przykład?

– Część boi się psów, część biega za nimi z telefonami, nagrywają. Dla nich jest to chyba nowość. A raz zauważyłam w restauracji taką sytuację. Usiadła duża grupa ok. 9 osób i zamówiła jedną butelkę wody mineralnej. Przyszedł właściciel i zwrócił im uwagę, że jeśli chcą siedzieć, muszą coś zamówić. A oni pokazują, że zamówili wodę – odpowiada.

Dodaje jeszcze: – Potrafią przyjść na maliny, nie wiedzą, co to i prosić, czy mogą zjeść. Albo hulajnogi. Zjeżdżają z trasy rowerowej, jeżdżą po trawie. Byłam świadkiem, jak pan jechał z dzieckiem na Równi Krupowej i się wywrócili.

Czy zostawiają porządek?

W mediach pojawiały się np. relacje, że mają problem z bałaganem. Nie sprzątają. I właściciele mają potem więcej roboty niż po wizycie innych turystów.

Maciej Gąsienica-Walczak: – Zdarzały się sytuacje, że zostawiali po sobie nieporządek. Ale w większości przypadków nie jest to duży problem. Po prostu jest nieposprzątane i tyle. Chyba nie są przyzwyczajeni do takich zwyczajów, jakie my mamy. Ale nie ma co porównywać, z Polakami też były różne sytuacje.

Góralka: – Słyszałam takie opowieści. Również takie, że gdzieś zarżnęli barana. Słyszałam, że biegali boso po łąkach, a potem wzięli nową kapę z łóżka i wytarli nią nogi. To zupełnie inna kultura. Ale u mnie właśnie wyjechali i jest czysto i pachnąco. Może tylko trochę gorąco, bo okna w sypialniach są pozasłaniane. Jak kobiety zdejmują burki, nikt ich nie może zobaczyć – opowiada.

Dodaje jeszcze, że obserwuje u nich różne zasady.

– Jest tak, że przyjeżdżają panowie z dwoma żonami i trójka dzieci. A zdarza się, że są same panie. Widziałam, jak dwie panie w burkach jechały samochodem, jedna prowadziła – mówi.

Góral spod Zębu, gdy pytam o dwie żony: – Dwie? Słyszałem o takim, co przyjechał z trzema żonami i wynajął trzy domki dla żon i dzieci.

Jak z bałaganem jest u niego?

– Nie należą do tych, żeby zostawić po sobie posprzątane. Ale inni bywają jeszcze gorsi. Nie ma co porównywać. Każdy ma swoją kulturę. Nasz turysta pojedzie na wieś i mu krowa śmierdzi. Arabscy turyści też różnią się między sobą, nie ma co uogólniać. Są panie w burkach i bez. Jedni ortodoksyjni, inni nie. Ogólnie bardzo przyjemni ludzie – odpowiada.

Wjeżdżają na Krupówki, parkują, gdzie nie można

Ich obserwacje są ciekawe, ale ciekawe jest też, z jakim zrozumieniem się do nich odnoszą. Choć przyznają – trudno się z nimi porozumieć, posługują się translatorem. Dziś już wszyscy wiedzą, że lubią np. miód.

– Trzeba przyznać, że nikt nie szykował się na taki najazd muzułmańskich turystów. Nie wszyscy mamy dostosowane łazienki do nich. Brakuje bidetów, wężyków bidetowych. A potem niektórzy są rozczarowani, że zostawiają bałagan i leją wodę na podłogę. Bo nie znamy dokładnie tej kultury. Jeśli chcemy ich przyjmować, musimy dostosować łazienki do ich potrzeb i problem się rozwiąże – zauważa właściciel domków pod Zakopanem.

Niedawno w mediach krążyła np. opowieść o zalaniu apartamentu przez turystów z Omanu.

– Czasem przywożą ze sobą wężyk, ale niedokładnie podpinają i potem woda się leje. Sam doświadczyłem – mówi góral.

Słychać też o łamaniu przepisów drogowych. Wjeżdżaniu na Krupówki. Że nie czytają znaków.

Tu słyszymy, że dotyczy to właściwie jednej grupy, i nie są to rodziny. Kilka osób wskazuje na tę jedną, konkretną.

Maciej Gąsienica-Walczak: – Jazda pod prąd to oni. Co roku przyjeżdżają z Kuwejtu starymi samochodami. Najwięcej sytuacji i mandatów było związanych z nimi. Z reguły to sami mężczyźni i co roku są jakieś historie z nimi. Na przykład parkują na Krupówkach, na miejscach, gdzie nie wolno. Wygląda, jakby robili sobie tournée po Europie.

Pożyczają samochody na Węgrzech, na Słowacji

Jedno mnie tylko zaskakuje. Myślałam, że przylatują do Krakowa i stąd przyjeżdżają do Zakopanego. Tu słychać, że bardzo dużo turystów dolatuje na Węgry, czy Słowację, tam wypożycza samochody na Słowacji, i przyjeżdżają stamtąd.

– Są auta na krakowskich i warszawskich blachach. Ale większość jest węgierska i czeska. Tam wypożyczają auta – mówi Maciej Gąsienica-Walczak.

Góral spod Zębu: – Latają na Słowację, czy do Wiednia. I stamtąd przyjeżdżają samochodami. Mówią, że tak taniej.

Inny: – A ja słyszałem, że oni robią sobie objazdówkę. Na przykład zwiedzają Węgry, Słowację i Czechy, a na Polsce kończą. Zresztą widzę po śmieciach, które zostawiają. Bo jak coś nie jest im już potrzebne, to zostawiają. I tak zwiedzali ponad miesiąc. Jakoś upodobali sobie to Podhale. Bo słyszę, że w Karpaczu ich w ogóle nie ma, a to przecież też góry.

Czytaj także: https://natemat.pl/555974,arabowie-zalewaja-zakopane-gorale-licza-dutki-ale-jednej-rzeczy-sie-boja