Widzieliśmy z bliska rekordowo płytką Wisłę w Warszawie. Woda odsłoniła stołeczne "skarby"
Nasz reporter Tomasz Golonko był dziś na brzegu Wisły w Warszawie. Na własne oczy przekonał się, jak mało wody płynie królową polskich rzek. Jeszcze w niedzielę stacja pomiarowa przy warszawskich bulwarach pokazywała, że głębokość wody wynosi zaledwie 25 centymetrów. Tak niskiego poziomu nie odnotowano tam nigdy w historii pomiarów.
Ale tempo wysychania Wisły nie słabnie. Potem były 24 cm, 23... Dzisiejsze odczyty to 20 centymetrów. Mniej niż szerokość kartki formatu A4. Dorosłemu człowiekowi zmoczy to nogę nieco powyżej kostki. Teoretycznie Wisłę można byłoby przejść w kaloszach.
Do tej pory najgorzej było w roku 2015, gdy poziom Wisły spadł do 26 centymetrów. Wtedy była to anomalia, ciekawostka. Archeolodzy wypatrywali na dnie rzeki skarbów, szczególnie rzeczy zatopionych podczas potopu szwedzkiego.
Teraz, jak się przekonaliśmy, o wiele łatwiej znaleźć w Wiśle śmieci i... zatopione przez dowcipnych ludzi elektryczne hulajnogi.
Dodajmy, że historycznie gorące lato mieliśmy w Polsce w roku 1928. Wtedy warszawiacy narzekali na temperatury sięgające... 26 stopni i poziom Wisły, który spadł do 83 centymetrów.
Większość rzek wysycha
Podobnie zła sytuacja jest na wielu innych rzekach. Wczoraj służby meteo poinformowały, że 70 proc. polskich rzek ma za mało wody. Poziom Narwi w Nowogrodzie wynosił zaledwie 16 cm.
W sobotę portal Radio90.pl donosił, że są miejsca, gdzie przez polsko-czeską graniczną rzekę da się przejść suchą stopą. Bo Olza w Cieszynie osiągnęła absurdalny wręcz poziom głębokości: 4 centymetry.
"Jeden z mieszkańców Czeskiego Cieszyna, powiedział nam, że tak wyschniętej rzeki nie pamiętają najstarsi mieszkańcy miasteczka. Jak mówił, są miejsca, gdzie można by suchą stopą przedostać się na drugi brzeg rzeki" – pisze serwis.
I przypomina, że rzeka przecież wiele razy występowała z brzegów, w niżej położonym Czeskim Cieszynie mieszkańcy zawsze patrzyli na nią z obawą.
Sytuacja się zmieni. Z suszy pod rynnę
I niewykluczone, że przynajmniej na część polskich rzek znów będziemy patrzeć bojąc się powodzi. Nad Polskę nadciąga załamanie pogody: będzie zimno i będą ulewy. Wyschnięta na wiór ziemia nie jest w stanie przyjąć dużych opadów, więc znaczna ich część spłynie szybko do rzek.
Front nadchodzi od zachodu. "Poziom wody stabilnie wzrasta. W najbliższych dniach spodziewamy się bardzo wysokich wzrostów stanów wody w dorzeczu Odry i Wisły" - podaje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
IMGW dodaje, że w najbliższy czwartek można się wręcz spodziewać... powodzi w dorzeczu górnej Odry. W województwach śląskim, opolskim, dolnośląskim i w Wielkopolsce może spaść nawet 5-10 cm wody na metr kwadratowy. Opady mogą być jeszcze wyższe, szczególnie w górach.
Jak zauważyli Lubelscy Łowcy Burz, już od kilku dni modele numeryczne na terenie Polski prognozują intensywne opady deszczu, w szczególności w okresie od czwartku do niedzieli. Suma odpadów może wtedy wynieść nawet od 90 do 120 mm. W szczególności dotyczy to zachodniej i południowej części kraju.