Ten trend może mieć fatalne skutki. "Doom spending" króluje wśród milenialsów i zetek

Karolina Kurek
04 października 2024, 12:47 • 1 minuta czytania
Konsumpcjonizm wśród młodych ludzi nabiera tempa, a doom spending stało się codziennością wielu z nich. Zakupy na wyrost, częste uleganie chwilowym zachciankom – to wszystko prowadzi do życia bez planu i wizji przyszłości. Ale czy naprawdę wszyscy młodzi ludzie ulegają temu trendowi? I jakie są przyczyny tego zjawiska?
Ten trend może mieć fatalne skutki. "Doom spending" króluje wśród milenialsów i zetek Fot. East News

Problem konsumpcjonizmu w naszym społeczeństwie istnieje nie od dziś. Jednym z jego przejawów jest "doom spending", czyli wydawanie przez młodych pieniędzy, jakby jutra miało nie być. Przejawia się on w lekkomyślnych zakupach, które dokonujemy podczas wizyty w sklepie lub gdy myślimy: "wejdę, rozejrzę się, czy jest coś fajnego". W rezultacie pozbywamy się pieniędzy z konta lub portfela, wydając je na rzeczy, które często nie są nam naprawdę potrzebne, a jedynie ładnie wyglądają.


Duży wpływ na to zjawisko mają także media społecznościowe i reklamy. Obecnie jesteśmy bombardowani treściami, w których influencerzy rekomendują konkretne produkty, pomysły na aranżacje wnętrz, stylizacje czy makijaż, zwracając uwagę na zastosowania różnych przedmiotów. Filmy takie jak "Biegnijcie do Rossmanna" czy "Polecajki z tego i tego sklepu" opanowały TikToka.

Z kolei przedsiębiorstwa kuszą nas reklamami oraz różnorodnymi promocjami, często wymagającymi spełnienia dodatkowych warunków, takich jak zakup dwóch produktów, aby otrzymać coś w gratisie. To wszystko prowadzi do tego, że nasze domy stają się przepełnione niepotrzebnymi przedmiotami.

"Doom spending" może mieć fatalne skutki

Wielu ludzi nie widzi nic złego w wydawaniu pieniędzy na przyjemności – na produkty, które przykuły ich uwagę, na wycieczki czy drogie usługi. Jednak takie postrzeganie konsumpcji ma swoje negatywne konsekwencje. Panuje przekonanie, że młodsze pokolenia nie szanują pieniędzy, żyją z dnia na dzień i nie potrafią oszczędzać.

Funkcjonowanie w ten sposób może być niepokojące, szczególnie gdy pojawiają się nieplanowane wydatki. Wówczas ludzie zaczynają się zastanawiać, gdzie podziały się ich pieniądze, a także odczuwają strach, jak poradzić sobie w trudnej sytuacji.

Doom spending utrudnia także młodym ludziom podjęcie kolejnych kroków w życiu, jakim jest np. wyprowadzka od rodziców. Skupiając się głównie na wydawaniu pieniędzy na przyjemności, zapominają o oszczędzaniu środków na wynajem mieszkania czy zakup własnego lokum w przyszłości. Takie podejście nie przybliża ich do tego, co w efekcie sprawia, że pozostają zależni od innych, najczęściej rodziców.

Nie można zapominać o studentach, którzy często, ze względu na naukę, nie mają możliwości pracy. Utrzymują się dzięki wsparciu rodziców, które przeznaczają na opłacenie wynajmowanego pokoju czy akademika. Środki te także wydawane są na przyjemności, co sprawia, że młodzi ludzie w wieku dwudziestu kilku lat stają się całkowicie zależni od innych. Jednak to także nie jest reguła, gdyż są studenci, którzy pracują dorywczo lub łączą naukę z pracą na etacie i polegają wyłącznie na sobie.

Doom spending – przyczyny

Najczęściej doom spending wynika z chęci rekompensaty sobie różnych życiowych problemów. Kiedy w życiu młodych ludzi dzieje się coś złego, a ich nastrój jest zły, często wydają pieniądze na zakupy, odwiedzają kawiarnie, bary czy restauracje, planują wyjazdy lub korzystają z drogich usług.

Postanowiłam zapytać kilku przedstawicieli tych pokoleń o ich stosunek do zjawiska doom spending.

– Myślę, że trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że ktoś kiedyś nie mógł mieć pewnych rzeczy i teraz sobie wynagradza – bo wreszcie go stać na wszystko, co sobie wymarzy i z tego wynika nadmierny konsumpcjonizm – tłumaczy mój rozmówca.

Pojawiła się także opinia, że młodzi ludzie po prostu korzystają z bieżącej sytuacji życiowej, która w przyszłości może się znacząco zmienić.

– Skoro pracuję, płacę czynsz właścicielowi mieszkania, nie mam rodziny ani dzieci, to na kogo mam wydawać pieniądze, jak nie na siebie? W takiej sytuacji najlepszą opcją jest inwestycja w siebie – mówi inna osoba.

Potwierdziło się także, że w niektórych przypadkach zakupy poprawiają humor, stając się sposobem na nagradzanie samego siebie.

– Jeśli wchodzę do sklepu i coś mi się spodoba, a stać mnie na to, to dlaczego miałabym sobie tego nie kupić? Mam taką możliwość, co wzbudza we mnie poczucie komfortu. To także sposób na wynagrodzenie samej siebie, zwłaszcza jeśli miałam gorszy dzień. Staram się jednak patrzeć w sposób racjonalny jak np. kupiłam sobie białe Conversy, które od dawna mi się marzyły. Podobają mi się też niebieskie, ale po co mam je kupować, skoro już mam jedną parę i wydawać niepotrzebnie kolejne kilka stów – relacjonuje kolejna.

Jednak powszechna opinia, że młodzi nie myślą o przyszłości i nie są samodzielni, to nie zawsze prawda.

– Nie powinniśmy generalizować, że wszyscy młodzi ludzie robią tak samo. Przykładowo ja pracuję na pełen etat, studiuję dziennie, wynajmuję mieszkanie, ale co miesiąc odkładam określoną kwotę, aby w przyszłości móc pozwolić sobie na coś własnego. Nie mam dzieci, więc przeznaczam pieniądze, na to jest mi potrzebne, na coś, co wpadnie mi oko, ale też bez przesady, by wydawać duże kwoty na błahostki. Myślę, że najważniejsze to zachować balans. Większość moich znajomych jest w podobnej sytuacji – opowiada mój rozmówca.

Czytaj także: https://natemat.pl/568529,ten-trend-zyskuje-na-popularnosci-uwielbiaja-go-milenialsi-i-pokolenie-z