To on wszedł na pomnik smoleński. Wiadomo, co dzieje się z Krzysztofem B.
W sobotę po południu na Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku na Placu Piłsudskiego w Warszawie wszedł mężczyzna. Na fladze Polski, którą trzymał, widniał link do konkretnego profilu na YouTube oraz podpis: "wyjaśnienie katastrofy Smoleńskiej, to czego nikt Ci nie powie".
Jak przekazał naTemat.pl podkom. Jacek Wiśniewski z biura prasowego Komendy Stołecznej Policji, mógł "posiadać przy sobie przedmiot przypominający broń palną". Podobno miał również grozić, że popełni samobójstwo, jeśli ktoś się do niego zbliży.
Na miejsce przybyły służby, w tym kontrterroryści, a policja odgrodziła teren. Pojawili się także policyjni negocjatorzy i to dzięki ich działaniom mężczyzna – którego zidentyfikowano jako Krzysztofa B. – po kilku godzinach (około godziny 16:30) zszedł z pomnika smoleńskiego i trafił w ręce policji.
– Policjanci użyli granatów hukowych, co miało służyć dezorientacji (mężczyzny – red.), natomiast nie wywołało żadnych uszkodzeń ciała. Można uznać, że zagrożenie już minęło – mówił podkom. Jacek Wiśniewski.
Krzysztof B. wszedł na pomnik smoleński Warszawski po raz drugi. Trafił na obserwację psychiatryczną
W niedzielę przedstawiciel biura prasowego Komendy Stołecznej Policji poinformował że mężczyzna trafił do szpitala. – Niezbędna była konsultacja psychiatryczna i lekarz zdecydował, że mężczyzna zostanie na obserwacji w szpitalu – powiedział Jacek Wiśniewski, cytowany przez Interię.
Przypomnijmy, że Krzysztof B. był już znany policji i nie pierwszy razy wszedł na pomnik smoleński. Zrobił to już 14 października 2023 roku.
"Wówczas Krzysztof B. przyjechał pociągiem z Lublina do Warszawy, a następnie udał się na plac Piłsudskiego. Miał torbę, w której, jak się później okazało, znajdowały się megafon i rzeczy osobiste" – pisało TVN Warszawa. Policja również przybyła na miejsce zdarzenia, a po zatrzymaniu okazało się, że mężczyzna nie posiadał przy sobie materiałów wybuchowych.
TVN Warszawa informuje, że Krzysztof B. usłyszał wówczas zarzut "stworzenia sytuacji mającej wywołać przekonanie o istnieniu zagrożenia". Akt oskarżenia w tej sprawie został skierowany do sądu. Mężczyzna nie przyznał się do winy, ale złożył wyjaśnienia i miał odpowiadać z wolnej stopy.