Płać i płacz albo... biegnij w krzaki. Ceny za publiczne toalety w Polsce to szaleństwo

Klaudia Zawistowska
23 listopada 2024, 19:04 • 1 minuta czytania
Ile razy mieliście tak, że jesteście poza domem i nagle potrzebujecie skorzystać z toalety? Szybka wyprawa do najbliższej, a tam zderzenie z rzeczywistością. Wita was automat albo przyjemna niczym listopadowy poranek "babcia klozetowa" oraz cena 5, a nawet 10 zł. I płatność tylko gotówką. Serio?
W Polsce za darmo z toalety często nie skorzystasz. To istne wariactwo Fot. Fot. PIOTR KAMIONKA/REPORTER/East News/X

Przed ludzką fizjologią nie uciekniemy. Potrzeba skorzystania z toalety może pojawić się w każdej chwili. I co wtedy? W Polsce najczęściej rozwiązania są dwa – płać i płacz, albo zasuwaj w krzaczki. Co prawda podejście do toalet zaczyna się zmieniać, ale dla większości to i tak żyła złota.


"Powiedziałem, że się im zsikam na środek". Każdy z nas ma jakąś nieprzyjemną toaletową historię

Janusz niedawno odwiedzał Cieszyn. – Super miasto i ogólnie wiele dobrego bym o nim powiedział – zaczyna swoją historię. Jednak spacerując jego uliczkami, poczuł, że potrzebuje skorzystać z toalety i udał się na dworzec autobusowy. A tam czekało go bolesne zderzenie z miejscem, które zapomniało, że w XXI wieku nie każdy nosi przy sobie gotówkę.

– Na dworcu autobusowym wita mnie klamka z mechanizmem do wrzucania dwuzłotówek. Kto nosi ze sobą dwuzłotówki w 2024 roku? Poszedłem do kawiarni obok, która oczywiście nie chciała mi rozmienić. Powiedziałem, że się im zsikam na środek – opowiada Janusz.

Kolejną historię opowiedziała mi Aniela, która za potrzebą musiała pójść w Toruniu. – W okolicy nie było żadnej publicznej toalety, więc poszłam do jednego z pobliskich barów z kebabem. Tam oczywiście nie pozwolono mi skorzystać toalety. Nawet kiedy powiedziałam, że zapłacę im te 5 zł, czyli tyle, ile teraz płaci się za publiczne szalety, upierali się, że muszę coś u nich kupić, żeby móc skorzystać z WC – przyznała. Ostatecznie udało jej się w innym lokalu.

Kamila jechała nocnym autobusem z Warszawy do Berlina. Podczas postoju w Poznaniu postanowiła skorzystać z toalety. – Tuż obok dworca autobusowego jest galeria handlowa. Ucieszyłam się, bo przecież tam toalety są darmowe. I tu Poznań bardzo mnie zaskoczył. Na wejściu czekał automat, a za wejście musiałam zapłacić 3 zł. Dobrze, że była możliwość płatności kartą, bo inaczej musiałabym wytrzymać aż do lotniska w Berlinie, bo toaleta w autobusie była nieczynna – opowiedziała. Dodała też, że choć toaleta jest płatna, to chyba obsługa zapomniała, że do jej obowiązków należy jej sprzątanie. – Papier rozrzucony po całej kabinie, a zapach skutecznie zachęcał do jak najszybszego opuszczenia tego miejsca – uzupełniła.

Toalety publiczne żyłą złota? Klientela raczej nie zniknie

Jak Polska długa i szeroka, za toaletę najczęściej trzeba zapłacić. Nad morzem jeszcze dwa lata temu cena 4 zł za załatwienie pilnej potrzeby budziła oburzenie. Dziś jest już całkowitym standardem. W Kołobrzegu latem podnieśli cenę do 5 zł, choć osoby płacące w euro płaciły 1 euro. Jeszcze na początku 2023 roku wiadra pomyj (albo i czego innego) w sieci wylewano na właściciela toalety przy Krupówkach w Zakopanem, który ustanowił opłatę za toaletę w wysokości 10, a później miał ją nawet podnieść do 15 zł.

"Zgodnie z prawem pracy, aby zapewnić funkcjonowanie Toalety Ogólnodostępnej w godz. od 10:00 do 22:00, potrzebni są co najmniej 4 pracownicy" – tłumaczył się wtedy właściciel, wyliczając, że miesięcznie utrzymanie tego miejsca kosztuje go ok. 27 tys. zł brutto. Był 2023 rok. Ostatecznie jednak ceny udało się obniżyć do "standardowych" 5 zł.

Czytaj także: https://natemat.pl/258933,co-sie-dzieje-w-meskiej-toalecie-o-czym-rozmawiaja-faceci-w-wc

Ile jednak da się zarobić na publicznej toalecie? To istna tajemnica poliszynela, ale biorąc pod uwagę, że nawet schroniska górskie montują specjalne kołowrotki, aby pobierać opłaty od turystów, można pomyśleć, że jest to żyła złota. W rozmowie z "Faktem" pan Krzysztof, który z kolegą prowadzi toaletę przy plaży w Ustroniu Morskim, za którą od 8 lat płaci się 2 zł, przyznał, że dzienne przychody to ok. 100-150 zł.

– Od tego należy odliczyć podatek, koszt zakupu środków dezynfekujących i koszty dzierżawy. Poza tym z kolegą pracujemy tu na zmianę, po pięć godzin dziennie więc, dla każdego tak średnio na czysto wychodzi około 30 zł dniówki – zdradził. Biorąc pod uwagę, że większość miejsc pobiera dwa razy wyższą opłatę, w skali miesiąca ich przychody mogą wynieść ok. 4 tys. zł. Biznes jest też dość pewny, bo przecież plażowicze nagle nie przestaną korzystać z ubikacji. A jeżeli tak się stanie, to lepiej nie wchodzić do Bałtyku

"Uwolnić kible" – choć nazwa bawi, to mógłby to być slogan wyborczy

O niemały skandal zakrawa w moim odczuciu konieczność płacenia za toalety na dworcach autobusowych i kolejowych. I oczywiście rozumiem, że jest to pewien rodzaj zabezpieczenia, żeby osoby bezdomne nie urządzały sobie tam pryszniców (koronny argument PKP). Niemniej, korzystanie z WC w pociągu bywa… wątpliwym doznaniem wizualnym i zapachowym. Dlatego przed podróżą lub po niej chciałoby się załatwić podstawowe potrzeby w nieco bardziej cywilizowanych warunkach.

Jednak jak pokazuje życie, a przede wszystkim inicjatywa "Wolne kible", za większość toalet na dworcach trzeba płacić. I to nie mało. To jej pomysłodawcy utworzyli stronę, na której znajdują się informacje o cenach toalet na dworcach (te nie raz przekraczają 4 zł), a także o ich standardzie, który nierzadko urąga ludzkiej godności. Cel pomysłodawców jest jasny – zmienić świadomość lokalnych władz i sprawić, że załatwienie podstawowych potrzeb będzie darmowe. Przyklaskuję, trzymam kciuki, a niebawem może zacznę zbierać "punkty wyzwolenia", oceniając dworcowe toalety.

Bardzo bym chciała, żebyśmy przestali napędzać tę toaletową spiralę absurdu i podeszli do tego po ludzku. Skoro dorośliśmy do umieszczania różowych skrzyneczek w niektórych miejscach publicznych ze środkami higienicznymi dla kobiet (brawo!), to pójdźmy o krok dalej i podejdźmy w ludzki sposób do kwestii korzystania z toalety. Zwłaszcza że świat pokazuje nam, że jest możliwe.

Udowodniła to np. Wielka Brytania. Jeszcze w 2017 roku roczny dochód z toalet na dworcach kolejowych przyniósł 4,8 mln funtów przychodu (ok. 25 mln zł). To jednak nie powstrzymało ich właścicieli przed wprowadzeniem darmowych toalet na wszystkich największych dworach, co równało się z dużymi stratami finansowymi. – Całkowicie niesłuszne jest karanie ludzi, którzy czują się niekomfortowo – stwierdził ówczesny dyrektor Network Railways (odpowiednik naszego PKP) Mark Carne, kiedy ogłaszał wycofanie opłat z dworców.

USA, Japonia, Turcja i uwielbiany przez Polaków Cypr. Naprawdę nie trzeba dorabiać się na toaletach

Na świecie nie brakuje przykładów miejsc, które oferują darmowe toalety. W Turcji wystarczy pojawić się w okolicy jakiegokolwiek meczetu. Podczas urlopu w Stambule regularnie z nich korzystałam, choć obsługujące je panie czasami dziwnie na mnie patrzyły, bo jednak kucana toaleta (ta z dziurą w ziemi) często odstrasza Europejczyków.

Jeszcze milej zaskoczył mnie w tym roku Cypr. Będąc tam za pierwszym razem, nie miałam czasu na plażowanie, a z toalet korzystałam głównie w muzeach i restauracjach. Podczas wyjazdu na początku listopada tego roku było już inaczej. Po kąpieli w morzu w Larnace musiałam skorzystać z miejskiej toalety. Stanęłam przed wejściem i zaczęłam szukać cennika. Mili panowie od razu krzyknęli do mnie, że jest za darmo (pewnie niejeden Polak przede mną szukał tej informacji). W środku było pachnąco i czyściutko. To samo czekało mnie w Ayia Napie, czy Pafos. Obok toalet były darmowe przebieralnie, a raz nawet ujęcie z bezpłatną wodą pitną. Wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce?

Przykładów można szukać dalej. Całe Stany Zjednoczone, gdzie problem z bezdomnością, a także narkomanią jest znacznie większy niż u nas, oferują darmowe toalety dla wszystkich. Podobne podejście ma także Japonia, gdzie nie brakuje wręcz futurystycznych szaletów, w których nikt nie musi płacić. Czyli się da! I nawet w Polsce mentalność się zmienia. Warszawa ma specjalną mapę stworzoną przez urząd miasta, na której oznaczono darmowe toalety, wraz z informacją o ich dostępności i godzinach otwarcia.

Zanim jednak cała Polska, a także wiele innych krajów europejskich, dojrzeją do tego, że załatwianie potrzeb fizjologicznych powinno być darmowe, musimy sobie jakoś radzić. Nieocenioną pomocą bywają specjalne aplikacje, które pokazują, gdzie można skorzystać z toalety. Podczas każdej podróży w telefonie warto mieć np. apkę Where is public toilet, którą poleca INN:Poland.