Większość z nas myśli, że "chemia z Niemiec" jest lepsza. To nie do końca mit, ale to się zmieni

Bartosz Godziński
03 grudnia 2024, 11:42 • 1 minuta czytania
Określenie "chemia z Niemiec" stało się synonimem czegoś lepszego, niedoścignionego wzoru, a w domyśle również tego, że Polacy są narodem trzeciej kategorii, a rząd o nas nie dba. Czy faktycznie proszki do prania i inne detergenty u zachodnich sąsiadów mają wyższą jakość niż te w polskich sklepach? Wiele się zmieniło przez ostatnie lata.
Czy "chemia z Niemiec" rzeczywiście jest lepsza? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka łatwa Fot. PIOTR DZIURMAN/REPORTER

Wiele osób pamięta obwoźne stragany, na których była sprzedawana "chemia" sprowadzana z Niemiec. Do dziś na giełdach i bazarach (główne zdjęcie artykułu jest z 2022 roku z Lubina) można zresztą kupować takie rzeczy, a w mediach społecznościowych nie brakuje porównań tych samych produktów z Zachodu i z Polski, w których jednak można dostrzec inny skład.


Produkty tych samych marek z Polski i Niemiec mają czasem zupełnie inne składy. Dlaczego tak jest?

Jednak, czy różnice w składzie od razu oznaczają, że coś jest gorsze? Nie zawsze. Może to bowiem wynikać z zupełnie innych czynników: troski o planetę lub lokalnych upodobań klientów.

"Na przykład niższa zawartość fosforanów w detergencie obniża jego właściwości piorące, ale też czyni proszek bardziej przyjaznym dla środowiska naturalnego i zdrowia" – tłumaczy serwis Demagog.org w artykule. Dlatego też od producentów wymaga się, by usuwali ze składów szkodliwe substancje.

"Niektóre jogurty dostępne na rynku polskim zawierają cukier, podczas gdy na rynku niemieckim mają one w składzie sukralozę i acesulfam K. Nie musi to oznaczać różnic w jakości, może wynikać z preferencji polskiego konsumenta" – czytamy dalej.

To samo dotyczy też napojów. Polacy wolą, gdy są słodzone cukrem, Niemcy przyzwyczaili się już do słodzików. Wiemy, że cukier w nadmiernych ilościach jest niezdrowy, ale jednak wielu z nas woli "normalną" colę, niż tę "zero". Różnica w składzie jogurtów czy napojów więc jest, a te niemieckie w teorii mogą być zdrowsze, ale czy są lepsze? To... zależy od tego, co lubimy.

Analizy obalają i potwierdzają mit "chemii z Niemiec". W końcu do gry wkroczyła Unia Europejska

Oczywiście przeprowadzano też badania porównawcze, by zweryfikować wszelkie wątpliwości. W 2009 roku fundacja Pro-Test zrobiła test 98 proszków i płynów do prania z 12 krajów Europy i faktycznie miały różne receptury (np. te produkowane na Zachód były bardziej skoncentrowane i nie miały fosforanów), ale ogólne wyniki (tzn. tego, jak sobie radziły z praniem) miały w zasadzie takie same.

Jednak parę lat później, w 2018 roku, Instytut Badawczy ABR SESTA przeprowadził na zlecenie Wirtualnej Polski i Money.pl analizę, z której wyszło, że obiegowe przeświadczenie... to nie mit. Dowiedzieliśmy się, że "chemia z Polski" ma "mniej środków ułatwiających usuwanie zanieczyszczeń" oraz "brak rozjaśniaczy optycznych w odplamiaczu". Coś więc jest na rzeczy i producenci stosują podwójne standardy. Nawet jeśli nie za każdym razem bierze się to z tego, że traktują nas gorzej, bo się "nie znamy", to wciąż jest to niesprawiedliwe i nieetyczne. A może i było, bo od 2019 roku w Unii Europejskiej działa prawo, które zakazuje takich praktyk.

Mowa o dyrektywnie Omnibus, która, rzecz jasna z obsuwą, wdrożona została także w Polsce z początkiem stycznia 2023 rok. Dzięki niej producenci mają nas rzetelniej informować m.in. o promocjach (np. podawanie ceny 30 dni przed obniżką), ale ma też ukrócić proceder wypuszczania produktów tej samej marki, ale z różnymi składami, w zależności od docelowego rynku.

Od 2023 roku "chemia z Niemiec" powinna być tej samej jakości, co ta Polska. Wymaga tego dyrektywa Omnibus

"Zgodnie z dyrektywą Omnibus nie należy wprowadzać na rynek UE dwóch produktów, które mają identyczne oznaczenie, a inny skład. Wobec tego, jeśli producent sprzedaje w jednym kraju członkowskim detergent, który na innym rynku ma tę samą nazwę, ale różni się składem, to jego działanie może zostać uznane za wprowadzanie konsumentów w błąd" – podkreśla serwis Demagog.org.

Jeśli producent by tak zrobił, UOKiK może nałożyć na niego karę w wysokości 10 proc. obrotów. Są pewne wyjątki, bo np. prawo danego kraju może zakazywać stosowania niektórych składników, a niektóre stosowane surowce mogą być niedostępne lub sezonowe.

Teoretycznie od tamtego czasu lepsza "chemia z Niemiec" powinna stać się już tylko miejską legendą. Zresztą np. proszki Persil mogą być sprowadzane zza granicy, ale i tak są produkowane w Raciborzu, a proszek do prania uznany ostatnio w Niemczech za najlepszy na rynku, jest także do kupienia w Polsce.