Nie tylko nas przygniotły ceny masła. W tym roku Włosi będą mieli... słone święta

Łukasz Grzegorczyk
24 grudnia 2024, 10:26 • 1 minuta czytania
W Polsce czas przed świętami przypomina maraton. Wielu z nas biega po sklepach, kupuje ozdoby i prezenty, a potem w domu wpada w wir przygotowań. I jeśli myśleliście, że za granicą mają do tego większy dystans, to... niekoniecznie. Włosi zaczynają polować na upominki jeszcze wcześniej. A w tym roku łączy nas wspólny problem: ceny masła. To będą dla nas wyjątkowo drogie święta.
Święta we Włoszech Fot. Luigi Salsini/AGF/Shutterstock; Marco Ottico/LaPresse/Shuttersto

Polacy uwielbiają uciekać do Włoch. Może niekoniecznie na święta Bożego Narodzenia, ale to jeden z naszych ulubionych kierunków na przedłużone weekendy. I jeśli zastanawialiście się, czy Włosi w grudniu też dostają świątecznej gorączki, odpowiedź brzmi: to zależy.


– Raczej jest wszystko w stylu piano piano (powoli, stopniowo - red). Oni aż tak nie gonią – słyszę od Pauliny, która z Polski przeniosła się na Sycylię. Mieszka tam od dwóch lat, więc zdążyła wczuć się w mentalność południa. Włosi z tego regionu nie "podpalają się", żeby pod presją czasu szykować coś specjalnego na Boże Narodzenie. Tam życie toczy się jak zawsze... po swojemu.

I wiadomo, inaczej będzie w dużych miastach. Inne tradycje będą mieć też ludzie z małych miejscowości. – To nie jest jak w Polsce, gdzie wszyscy naprawdę pędzą. I jeszcze muszą przygotować tę ogromną ilość potraw – mówi naTemat Jowita Ludwikiewicz, Polka mieszkająca w Rzymie od ponad 20 lat. Jest licencjonowanym przewodnikiem turystycznym i prowadzi stronę rzymskiewakacje.pl.

W rozmowie z nami zauważa, że w stolicy Włoch ludzie ruszają w grudniu przede wszystkim po prezenty. – To ich pochłania bardziej niż przygotowywanie różnych potraw. Bo jeśli chodzi właśnie o tradycje kulinarne we Włoszech, to nie ma czegoś takiego, co łączyłoby północ, centrum czy południe kraju. Nie ma żadnych dań, które koniecznie muszą się pojawić na wigilijnym stole, tak jak na przykład w Polsce muszą być pierogi czy ryba – dodaje.

Włosi też mają problem... z cenami masła

Jedyna rzecz, która pojawia się na wszystkich włoskich stołach to panettone, czyli rodzaj tradycyjnego ciasta. W tym roku przygotowanie go będzie jednak wyjątkowo drogie, bo Włosi mają aktualnie ten sam problem co my – doginają ich... ceny masła.

– Nawet przed naszą rozmową słyszałam w telewizji, jak bardzo wzrosły ceny panettone. Nie będzie słodkie, tylko wyjątkowo słone pod względem pieniędzy, które trzeba wydać – żartuje Jowita Ludwikiewicz.

Zresztą nie chodzi tylko o masło. Jak podawał niedawno "Corriere della Sera", ceny wszystkich artykułów spożywczych w samym Mediolanie "eksplodowały" w ciągu niecałych trzech lat. Czyli podobnie jak u nas, kiedy słowo inflacja zaczęliśmy odmieniać przez wszystkie przypadki.

Jak dodaje Ludwikiewicz, Włosi interesują się kulinariami i też szukają tych najlepszych wyrobów. Dlatego będzie dla nich ważne, kto na przykład zrobił najlepsze panettone. Tyle że za taki produkt trzeba już naprawdę sporo zapłacić. – Ceny w tej chwili sięgają 35-40 euro. Mówimy o takich babkach przygotowanych w domowy sposób, w cukierniach, a nie o takich kupionych w supermarkecie – podkreśla rozmówczyni.

Sprawdziłem, że panettone w wersji bardzo "premium" może kosztować nawet 80 euro. Ale może być i takie za... 900 euro, chociaż to już wyrób bardziej artystyczny niż kulinarny. Ta cena wcale nie wynika z tego, że do wypieku użyto zapasów masła z całego supermarketu. Cukiernik Dario Hartvig spod Turynu ma inny sposób na luksusowe panettone. Pokrył je m.in. kryształkami Swarovskiego.

– W przeszłości robiłem takie z prawdziwych diamentów, dla Rosjanina. Było warte 300 tys. euro. Kilka lat temu na zamówienie dla Hindusa ozdobiłem je bransoletką i diamentową tiarą o wartości 700 tysięcy euro – wyliczał Hartvig dla "La Repubblica". Jak widać, nawet w przypadku świątecznych wypieków można działać w myśl zasady: the sky is the limit.

Włosi mają też swoje małe świąteczne "wojny". Tak jak u nas spieramy się, czy lepiej zjeść sernik z rodzynkami lub bez, oni sprzeczają się o panettone i pandoro.

– Ta druga jest bez kandyzowanych owoców, to taka babka wyrośnięta na drożdżach, przyrządzona na dużej ilości masła. I niektórzy wolą pandoro, a inni panettone, więc te dwie opcje powinny się pojawić na stołach, żeby zadowolić wszystkich. Ale poza tym, Włosi nie spinają się z potrawami – opisuje przewodniczka.

W Rzymie przed świętami też trudno uciec od tłumu. Tyle że Włosi zaczynają polowanie na prezenty trochę wcześniej. U nas 2-3 ostatnie weekendy przed Bożym Narodzeniem to prawdziwy szturm na galerie handlowe. We Włoszech bardziej rozkłada się to w czasie.

– Ale ten ruch widać pewnie jeszcze bardziej niż w Polsce. Szczególnie 8 grudnia, to moment kulminacyjny, bo we Włoszech to dzień wolny od pracy. Obchodzimy wtedy dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Wtedy Włosi na poważnie ruszają na zakupy. Tutaj nie ma też tzw. niedziel świątecznych, praktycznie wszystkie niedziele są handlowe. I ten wzmożony ruch od 8 grudnia trwa już do samych świąt – tłumaczy nam Jowita Ludwikiewicz.

Jak wyglądają święta we Włoszech?

Wigilia, czyli 24 grudnia to dla Włochów ważny, ale nie kluczowy moment. – Najważniejszy jest 25 grudnia. Wtedy rodziny się spotykają, chociaż w dużych miastach dużo osób wychodzi też do restauracji. Zmieniają się tradycje. Owszem, spędza się czas z bliskimi, ale niekonieczne w domu – zaznacza przewodniczka.

Z kolei drugi dzień świąt, czyli Dzień Świętego Szczepana, Polacy i Włosi spędzają w podobnym stylu. U nas też przyjęło się, że poświęcamy ten czas na spotkania z przyjaciółmi i znajomymi.

– I wtedy bardzo popularne jest granie w tzw. Tombola. Można grać na pieniądze, albo na jakieś upominki. I pozbyć się na przykład prezentu, który się nie spodobał – śmieje się nasza rozmówczyni.

Czytaj także: https://natemat.pl/456775,swieta-bozego-narodzenia-to-dla-wielu-najsmutniejszy-czas-w-roku