Marszałek Sejmu i były szef polskiej dyplomacji był gościem poniedziałkowego "Tomasz Lis na żywo".
Marszałek Sejmu i były szef polskiej dyplomacji był gościem poniedziałkowego "Tomasz Lis na żywo". Fot. "Tomasz Lis na żywo"; TVP2
Reklama.
Radosław Sikorski w poniedziałek nie szczędził jednak krytyki pod adresem Ukraińców. Podkreślił on, iż ubiegłoroczna rewolucja była mocno spóźniona. Co widać szczególnie, gdy porównuje się to, czego po rozpadzie ZSRR dokonali Polacy, a czego nasi sąsiedzi ze wschodu. – Ukraina kilka szans przegapiła. Nie jest dziś formalnie sojusznikiem – mówił. Chwilę później skrytykował również fakt, iż Kijów zrezygnował z walki o Krym. – Gdyby Ukraińcy walczyli, to może Moskwa nie posunęłaby się dalej – stwierdził.
Były szef polskiej dyplomacji przypominał, iż w obecnej sytuacji powinniśmy bardzo realistycznie podchodzić do naszych sojuszów. Zwrócił on między innymi uwagę na fakt, iż w przypadku konfliktu, w który zaangażowany będzie członek NATO, o wsparciu dla niego ze strony całego Sojuszu decydować będą ostatecznie nie dowódcy, a członkowie amerykańskiego Kongresu. To ich zgody potrzeba bowiem do zaangażowania armii amerykańskiej. – Decyzja o tym, czy NATO zacznie kogoś bronić będzie zawsze decyzją polityczną – podkreślił.
Radosław Sikorski zdaje się jednak nie tracić wiary w to, iż z zatrzymaniem Rosjan z dala od granic NATO poradzą sobie Ukraińcy. – Władimir Putin skierował przeciwko sobie ukraiński młody nacjonalizm. Jeśli będzie chciał posunąć się głębiej na terytorium Ukrainy, spotka się to z coraz większym oporem – oceniał gość Tomasza Lisa.
Marszałek zasugerował jednocześnie, że nawet jeśli nasi sąsiedzi ze wschodu sami sobie nie poradzą, to kolejne przesunięcie się frontu w kierunku zachodnim będzie upadkiem "ostatecznej bariery psychologicznej" w Unii Europejskiej. – Myślę, że wzięcie Mariupola oznaczałoby śmierć obecnego rozejmu – dodał.
Gość "Tomasz Lis na żywo" wyraźnie powątpiewał w poniedzałek także w zasadność reprezentowania Europy głównie przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel, a nie przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska lub wysoka przedstawiciel UE ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Federica Mogherini.
Radosław Sikorski podkreślał, że Niemcy są niekwestionowanym liderem Europy w sprawach gospodarki, ale w sprawach bezpieczeństwa nie mają pozycji, która może robić wrażenie. – Jako Europa mamy silniejszą pozycję negocjacyjną – mówił.