Premier Donald Tusk traktuje rządowy samolot jak prywatną taksówkę? Dowody na taką beztroskę szefa rządu przedstawia najnowszy "Newsweek", którego dziennikarze przyjrzeli się wszystkim lotom premiera z ostatnich dwóch lat. I odkryli, że nawet w ciągu jednego weekendu na podróże z Warszawy do Gdańska i z powrotem wydaje on z pieniędzy podatników równowartość luksusowego auta.
Wszystko dlatego, że Donald Tusk nie przepada z Warszawą. – On źle się czuje w Warszawie. To miejsce kojarzy mu się z ludźmi, którym człowiek musi podawać rękę, chociaż nie zawsze ma na to ochotę. Jak odpoczynek, to tylko w Sopocie – mówi w rozmowie z Michałem Krzymowskim z "Newsweeka" jeden z współpracowników premiera. Dlatego szef rządu nigdy nie przeprowadzi się na stałe do Warszawy. Choć jego przenosiny do stolicy tylko na okres pełnienia funkcji premiera pozwoliłby podatnikom zaoszczędzić naprawdę spore kwoty.
"Newsweek" przypomina bowiem, że do dyspozycji każdego szefa rządu jest tzw. "polskie Downing Street", czyli luksusowa willa na zamkniętej dla zwykłych warszawiaków części ul. Parkowej. Tuż obok jest Kancelaria Premiera, a niedaleko Łazienki, które według tygodnika świetnie spisałaby się jako miejsce na poranny jogging, który w weekendy uwielbia uprawiać premier. – Tusk lubi tę rezydencję, szczególnie latem, gdy może korzystać z tarasu, ma ładny ogród. Ale przeprowadzka na stałe nie wchodzi w grę – tłumaczy jednak jego znajomy.
Kancelaria Premiera robi jednak wszystko, by na pierwszy rzut oka z oficjalnych dokumentów nie dało się poznać, że premier lata do domu tylko dlatego, że nie lubi stolicy. Gdy rządowy embraer z Tuskiem na pokładzie podrywa się ze stołecznego lotniska oznacza to, iż premier ma "wizytę w województwie pomorskim", lub "wykonuje zadania państwa".
– On uważa, że rządowy samolot po prostu mu się należy. Dlatego nie ma problemu z tym, żeby kręcić się w tę i z powrotem – mówi rozmówca "Newsweeka". Inny dodaje natomiast, że premier bywa zdziwiony, że oburzają tylko jego loty, a ze służbowego samolotu korzysta przecież także prezydent Bronisław Komorowski.
Rządowy embraer pozwala premierowi także na charakterystyczne dla niego reagowanie w najbardziej krytycznych sytuacjach, gdy najpierw długo nie wiadomo, gdzie szef rządu w ogóle jest, a nagle pojawia się i zapewnia, że nad wszystkim panuje. Według tygodnika, tak utrzymywany nieustannie w powietrzu rządowy samolot miał pomóc Donaldowi Tuskowi w opanowaniu afery wokół listy leków refundowanych, czy publikacji raportu MAK. Wtedy latające taksówka wybierała się po premiera nawet w Dolomity, gdzie spędzał urlop.
Zapewne utrzymanie premiera kosztowałoby nas mniej, gdyby Donald Tusk chętniej korzystał z VIP-owskiej salonki, która mogłaby czekać na niego także w każdym rejsowym samolocie LOT-u, który na trasie Warszawa-Gdańsk kursuje kilka razy dziennie. Premier ma prawo wejść na jego pokład ostatni, a wyjść pierwszy. W salonce dla VIP-ów nie niepokoiłby go też żaden przypadkowy pasażer. Nie mieściliby się do niej jednak wszyscy przyjaciele premiera z Pomorza.
Milion złotych na przyjemności i przyjaciół?
I tak "Newsweek" wyliczył, że skoro godzina lotu embrerem 175, z którego korzysta polski rząd to koszt ok. 35 tys. zł, to tylko w ciągu ostatniego roku i tylko na trasę Warszawa-Gdańsk Donald Tusk wydał z publicznych pieniędzy co najmniej 1,3 mln zł. A w jeden gorący w polityce weekend równowartość luksusowego mercedesa.
Michał Krzymowski w "Newsweeku" o lotach premiera Donalda Tuska do Gdańska
Przykład z listopada 2010 r.: weekend jak weekend, Tusk wybywa z Warszawy w piątek, wraca w poniedziałek po południu. W papierach oba przeloty są opatrzone dopiskiem „wizyta w województwie pomorskim”. Jaka wizyta? Kancelaria na swojej stronie internetowej nie donosi o żadnych spotkaniach ani uroczystościach, wygląda na to, że premier cały weekend miał wolny. Sprawa wyjaśnia się dopiero w poniedziałek. Tuż przed wylotem do Warszawy szef rządu zjawia się na sesji sejmiku województwa pomorskiego. CZYTAJ WIĘCEJ
Źródło: Newsweek Polska 48/12
Zdarza się tak, że z Okęcia startuje samolot LOT-u, a pół godziny później w powietrze wzbija się maszyna rządowa. Jaki w tym sens?
Pewnie taki, że latanie własnym samolotem jest po prostu wygodne. Nie trzeba pilnować godziny wylotu, można wziąć kogoś na pokład. A chętnych nigdy nie brakuje, w otoczeniu Tuska jest sporo osób z Pomorza: szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, szef gabinetu premiera Łukasz Broniewski, minister transportu Sławomir Nowak czy były poseł, dziś pracujący u prezydenta, Sławomir Rybicki.