"Ciężko pracujemy na swoje utrzymanie, zarabiamy legalnie". Hindusi z Uber Eats odpowiadają Krzysztofowi Bosakowi

Kamil Rakosza
Wiceszef Ruchu Narodowego nie radzi sobie z liczbą dostawców Uber Eats hinduskiego pochodzenia. Swoje rozterki zamieścił Twitterze. Teraz doczekał się odpowiedzi.
Od lewej stoją Suril, Dhaval, Visnal i Bhavesh. Fot. naTemat




Visnad: A dlaczego multikulti ma być złe? W Uberze pracujemy my, Polacy, Ukraińcy i wiele innych narodowości. Każdy uczy się czegoś od kogoś. Poza tym zarabiamy legalnie, ciężko pracujemy na swoje utrzymanie. Uber Eats jest dla nas świetną szansą. Mieszkam w Polsce 1,5 roku, zdążyłem zauważyć, jak ciężko utrzymać się z płacy minimalnej w tak dużym mieście jak Warszawa. Bez znajomości polskiego trudno nam o lepszą pracę. A Uber ją daje. Pozwala nam godnie zarabiać.

Dhaval: Wielokulturowość jest w porządku. Spotykamy wielu ludzi - każdy wnosi coś świeżego do takiego społeczeństwa. Są Hindusi, są Polacy. Ukraińcy. Uczymy się siebie, dzięki czemu coraz łatwiej się nam dogadać. Przy okazji pozostając sobą. Mera Bharat Mahan - dumni z bycia Hindusem. Tak jak wasza emigracja na zachodzie jest dumna z Polski.

Czy zarabianie rowerem jest popularne w Indiach?

Visnad: Tak, ale tylko w odniesieniu do transportu miejskiego. Z taką popularnością rowerowych dostawców jedzenia spotkałem się dopiero tutaj. U nas przeważają riksze, które są trochę jak ekologiczne taksówki. Dowożenie jedzenia rowerem poznałem dopiero w Polsce.

Czerpiecie satysfakcję z pracy w Polsce?

Visnad: Tak, zarabiamy całkiem godnie. Polska być może nie jest krajem, w którym zarabia się kokosy, ale wydatki również są niższe w porównaniu do Europy Zachodniej.

Ile zarabiacie?

Visnad: Między 2500 a 3000 złotych na rękę.

A kusiło was kiedyś, by pojechać jeszcze dalej na zachód?

Visnad: Wiesz… To nie jest takie proste. Tutaj znacznie łatwiej dostać zezwolenie na pracę i wizę. Poza tym dobrze się nam żyje w Polsce.