Wielcy zbuntowani. Nazwisko i niemałe pieniądze zyskali dzięki pokazywaniu środkowego palca władzy. Dla milionów czy setek tysięcy ludzi byli lub nadal są wzorem postępowania, walki o inny lepszy świat. Jednak po wybiciu się i zrobieniu kariery sami zachowują się jak członkowie prominentnych środowisk. A rozdrażnieni żartami i śmieszkami internautów, sami straszą ich policją, bądź prokuraturą. Czy sukces zawsze zamienia buntownika w konformistę?
Piotr Liroy-Marzec swojej pracy poselskiej właściwie jeszcze nie rozpoczął, a już zdążył zaliczyć poważną i dyskredytującą go wtopę. Pisaliśmy już dzisiaj o jego ostrej reakcji na publikacje dwóch studentów, którzy stworzyli jego nieoficjalny fanpage. Raper, którego mnóstwo tekstów można sprowadzić do sentencjonalnego "pieprzyć system", właśnie ów system chciał wezwać na pomoc i postraszył prokuraturą owych młodych ludzi (panowie oblewają pewnie teraz ogromny sukces, jakim było zyskanie tej świetnej darmowej reklamy). To bardzo niemądre zachowanie jak na polityka, Liroy próbował tłumaczyć w sposób, któremu nie dowierza większość internautów. Słowem: wygłupił się i pozwolił na to, by wiele osób zasadnie pytało czy jest przygotowany do pełnienia swej funkcji, skoro nie poradził sobie medialnie przy okazji swojego pierwszego większego "sprawdzianu".
Czy w życiu rapera nastał właśnie dzień o którym śpiewał? Pewnie w oczach wielu fanów nie tak ta przemiana miała wyglądać. Polityk ruchu Kukiz'15 nie za bardzo może już twierdzić, że
Bo po straszeniu ludzi prokuraturą nie bardzo mógłby się już podpisać pod słowami:
„Jak zostanę politykiem to naplujcie mi w ryj i mówcie do mnie szmato”
Rekordzistą jeżeli chodzi o grożenie konsekwencjami prawnymi różnym ludziom, a zwłaszcza dziennikarzom jest niewątpliwie Paweł Kukiz. To ciekawy (i momentami mocno absurdalny) przypadek człowieka, który od kilku miesięcy jest jednym z najbardziej zaangażowanych politycznie postaci w naszym kraju, a jednocześnie nie może ścierpieć, gdy ktoś ośmieli się użyć do tego adekwatnego języka. Być może wmawia w samego siebie, że pozostał w pewien sposób wierny samemu sobie z czasów, gdy polityce okazywał wyraźną niechęć, a twórczość jego zespołu była przesączona antysystemowym buntem.
Lider trzeciej siły w parlamencie, ciele będący jednym z najważniejszych reprezentacji znienawidzonego podobno systemu, kiedy tylko ma okazję straszy, że poda do sądu każdego kto jego formację polityczną ośmieli się nazwać partią. Główne twarze ugrupowania to nie liderzy, tylko reprezentanci, program nie jest programem, tylko strategią. Jest już dużym sukcesem, że można sobie pozwolić na napisanie o samym udziale Kukiz'15 w wyborach bez narażania się na pozew (choć... kto wie?).
Oczywiście policja, prokuratura i wszelkie inne służby są częścią przegniłego systemu, ale przecież walka z nim nie stoi w sprzeczności z korzystaniem z ich pomocy i wykorzystywaniem ich jako narzędzia. Trudno w takiej sytuacji nie zastanowić się nad tym, czy takie postępowanie nie jest czystą hipokryzją. A może raczej powinniśmy się pochylić nad niedolą muzyka, który został na własne życzenie wciągnięty w tryby machiny, wobec której przemawiał i wciąż przemawia z nietajoną wzgardą?
Można inaczej? Można!
Ciekawy sposób na walkę z hejterami obrał Tede, czyli Jacek Graniecki. I może powyżsi panowie od niego powinni pobierać lekcje. Tyle, że polityka to dużo poważniejsza sprawa niż mierzenie się z zawistnikami na Facebooku. Jeśli ktoś musi się dopiero uczyć, jak sobie radzić z negatywnym feedbackiem będąc już w sejmie, to są małe szanse na to, że raz po raz nie będzie zaliczał wtop. Stołeczny raper publikuje sylwetki konkretnych osób wraz z ich komentarzami albo też same urocze fragmenty, jakie ludzie wysyłają w wiadomościach do niego.
Bez wdawania się w polemikę długości elaboratu i bez poniżającego opluwania drugiej strony, jak czyni to Kukiz. Pozostawia wszystko osądowi internetowej społeczności. I nie jest to wściekłe rzucanie się o użycie takiego, a nie innego słowa, tylko rozprawianie się z naprawdę obraźliwymi wyzwiskami. Tede, tak jak pozostali dwaj bohaterowie, też wyrobił sobie image buntownika i jakoś ze swoimi przeciwnikami umie się rozprawić innymi metodami niż straszenie prokuratorskim pozwem.
Au rebours?
Warto jeszcze przytoczyć przypadek Piotra Kaszubskiego, który do roli antysystemowca nigdy nie aspirował. Bliżej mu raczej do postaci mainstreamowego grzecznego chłopca z serialu dla nastolatek. Za to pokazał Liroyowi, Kukizowi i Tedemu, co to znaczy być przeciw systemowi, nie tyle śpiewać o pier...niu go, co naprawdę to robić. Wiadomość od młodego biznesmana, jaką dostał Tomasz Saweczko, który mu podpadł swoim wpisem na blogu (traktującym o jego produkcie) robi wrażenie...
Jak wiadomo, zafascynowany gangsterską Piotr Kaszubski obecnie jest bardzo częstym gościem różnych sal sądowych. Być może przypadkowo podczas którejś z tych wizyt dane mu w końcu będzie trafić na ludzi którzy ośmielili się powiedzieć złe słowo na Liroya, bądź napisać coś inaczej niż Paweł Kukiz by sobie życzył. Zabawny będzie moment, w którym dawni buntownicy będą prosić wysoki sąd, czyli ciało przedstawicielskie systemu, z którym podobno walczą, o ukaranie osób, które im podpadły. Jak łatwo z antysystemowca stać się częścią establishmentu...
Kiedyś przyjdzie taki dzień ja wiem to na sto procent kiedy spełnie swe marzenia kiedy plon wydadza moje wszystkie ciezkie nie przespane noce. Kiedy z kretej na prostą zmieni sie ma sciezka którą krocze Czytaj więcej