Paolo Gabriele, kamerdyner papieża Benedykta XVI, został wczoraj zatrzymany przez policję. Dziś Gabriele został przez Watykański sąd oficjalnie oskarżony o wynoszenie i przekazywanie mediom tajnych dokumentów z Sekretariatu Stanu i prywatnej kancelarii papieża. Pierwszy raz w Stolicy Apostolskiej dochodzi do takiego aresztowania. Ale to nie pierwszy raz, kiedy serce Kościoła musi uporać się z wielką aferą.
O wyciekach papieskich dokumentów do mediów było wiadomo już od stycznia 2012 roku. Włoska prasa, dzięki swojemu źródłu, ujawniła chociażby decyzje personalne podejmowane przez kardynałów oraz korespondencję duchownych z Benedyktem XVI.
Bliski człowiek papieża
Watykan bardzo szybko, po tym jak poufne dokumenty pojawiły się w mediach, wszczął wewnętrzne śledztwo. Żandarmeria Stolicy Apostolskiej miała ustalić kto odpowiada za przecieki. Cała afera zyskała nawet własną nazwę: Vatileaks. Publikowane w prasie listy pokazywały, że w Kurii Rzymskiej trwa zażarta walka o władzę oraz wpływy Benedykta XVI.
Dziś już wiadomo, że w trakcie śledztwa zatrzymano jedną osobę. Informację tę podał rzecznik prasowy Watykanu, Federico Lombardi. Włoska prasa twierdziła, że zaaresztowany to Paolo Gabriele, papieski kamerdyner. Gabriele'a przesłuchiwali watykańscy sędziowie.
Dzisiaj, 26 maja, agencja Reutersa podaje, że kamerdyner oficjalnie usłyszał zarzuty o nielegalne posiadanie i udostępnianie tajnych dokumentów. Zapowiedziano również przeprowadzenie szerszego śledztwa w celu sprawdzenia, czy Gabriele'owi nikt nie pomagał.
Mafia i pranie pieniędzy
To nie pierwszy raz, kiedy Watykan musi uporać się z poważną aferą. Media już kilka razy ujawniały, że za Spiżową Bramą dochodzi do korupcji, walk wewnętrznych albo rozmaitych incydentów.
Jedna z najgłośniejszych i największych tego typu spraw została opisana w książce "Vaticano S.p.A." (Watykan sp. z.o.o.) Gianluigi Nuzzi'ego. Dziennikarz umieścił tam dokumenty dostarczone przez prałata Renato Dardozziego, który od lat '70 pracował w watykańskim banku - Instytucie Dzieł Religijnych (z włoskiego Ior). Dardozzi zasiadał w komisji, która miała "uzdrowić" Ior po tym, jak arcybiskup Paul Marcinkus, szef banku do 1989 roku, uwikłał Watykan w niejasne relacje z mafią i partiami politycznymi. Abp Marcinkus jako szef Ior nawiązał współpracę z Banco Ambrosiano, w którym to z kolei konta posiadali członkowie mafii oraz włoscy politycy. Gdy odsunięto Marcinkusa, władze Stolicy Apostolskiej chciały odsunąć się od mafijno-politycznych konszachtów. W tym właśnie celu powołano wówczas komisję, w której zasiadał Dardozzi.
Prałat szybko jednak zorientował się, że "wyczyszczenie" watykańskiego banku z szemranych interesów nie jest możliwe. Dardozzi, w związku z tym, zaczął zbierać kopie dokumentów, do których miał dostęp, by móc potem udowodnić zaangażowanie kościelnych oszustów w działania mafii i polityków.
Mycie rąk
W "Vaticano S.p.A." opisano dokładnie, między innymi, akcję "Czyste ręce" - śledztwo antykorupcyjne, które w latach '90 praktycznie zniszczyło większość dużych partii politycznych we Włoszech. Z dokumentów Dardozziego wynikało, że Watykan znajdował się w samym centrum tej afery.
Chodziło wówczas o fuzję spółki chemicznej Enimont z państwowymi firmami. Politycy, za poparcie fuzji, otrzymywali wówczas ogromne łapówki i jak się okazało, duża część tych pieniędzy przepływała właśnie przez bank watykański. Instytut Dzieł Religijnych miał również, wedle archiwów Dardozziego, nielegalnie wspierać prawicowych polityków we Włoszech, w tym trzykrotnego premiera Giulio Andreottiego. Dopiero po opublikowaniu książki Watykanowi udało się pozbyć duchownych z "brudnymi rękami".
Czyje to konto?
Tamte afery nie ustrzegły jednak Stolicy Apostolskiej od kolejnych błędów w banku. W 2010 roku włoski dziennik "La Repubblica" ujawnił fakt, że w Ior przeprowadzane są liczne kontrole kont. Sprawa zaczynała się od korupcji przy przetargach na organizację szczytu G8. Główną postacią tego skandalu był Angelo Balducci, szef jednej z komisji we włoskim rządzie oraz konsultant Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. Jak się okazało, Balducci, chociaż nigdy nie związany bezpośrednio z Watykanem, posiadał konto w Instytucie Dzieł Religijnych.
Gdy fakt ten wyszedł na jaw, Stolica Apostolska od razu pozbawiła Balducciego konta, ale i tak prokuratura zdecydowała o skontrolowaniu Ior. Okazało się, że kont tam ma o wiele więcej osób, niż jest osób do tego uprawnionych. Teoretycznie do korzystania z usług finansowych Instytutu Dzieł Religijnych uprawnieni mieli być tylko pracownicy Watykanu i 190 nuncjatur z całego świata, ale kont powstało o wiele więcej. Na dodatek, część z nich należała do świętych i błogosławionych. Czyli osób, które w Watykanie ani nuncjaturach nie pracowały, ale musiały utrzymywać bliskie kontakty z władzami Stolicy Apostolskiej i ukrywały się pod pseudonimami. Śledztwo, w ramach którego kontrolowano Ior, trwa do dzisiaj i nie ujawniono więcej żadnych szczegółów dotyczących kont "świętych".
Męskie prostytutki
Angelo Balducci uwikłał Watykan, niejako przy okazji, w jeszcze jedną aferę. Policja i prokuratura, podczas analizowania nagrań z podsłuchów założonych Balducciemu, trafiła na ślad męskiej prostytucji.
Balducci często prowadził rozmowy z Thomasem Ehiemem, chórzystą z Watykanu. Z treści rozmów wynikało, że Ehiem organizuje swojemu koledze z włoskiego rządu schadzki z męskimi prostytutkami. Wśród nich mieli znajdować się również watykańscy klerycy. Chórzysta, za swoją dodatkową "pracę", dostawał pieniądze, choć nie ujawniono żadnych konkretnych kwot. Tym razem jednak to nie dziennikarze ujawnili tę aferę, tylko policja - udostępniając publicznie taśmy z nagrań podsłuchów.
To jeszcze nie koniec
Oczywiście, do tych afer należy dołożyć liczne problemy związane z molestowaniem dzieci przez księży. Tutaj jednak każdy kraj - również nasz, w postaci sprawy abp Paetza - ma swoje grzechy. Watykan rzadko kiedy jednak przyznawał rację ofiarom duchownych, a jeszcze rzadziej karał grzesznych dostojników Kościoła. Pedofilia to, w Watykanie i prasie wokół niego skupionej, temat praktycznie nieustający.
Teraz jednak wszystko to usuwa się w cień zatrzymanego Paolo Gabriele. Papieski kamerdyner sprawił, że ujawniono, między innymi, listy arcybiskupa Carla Vigana do Benedykta XVI. Vigano pisał w nich o tym, że Watykan zżera korupcja, zasady finansowe w tym państwie są niejasne i skomplikowane oraz że poprzez różne powiązania personalne Stolica Apostolska traci bardzo dużo pieniędzy. Straty te sięgały nawet 50-60 proc. budżetu całego Watykanu - pisała w styczniu 2012 włoska gazeta "Corriere della Sera".
Z początku Watykan chciał wytaczać dziennikarzom procesy o zniesławienie. Władze Kościoła twierdziły, że media nie mają żadnego potwierdzenia prawdziwości zamieszczanych informacji. Szybko jednak Stolica Apostolska zmieniła linię i wszczęła wewnętrzne śledztwo. Jego skutki obserwujemy dzisiaj - w postaci burzy wokół Paolo Gabriele.