Czy można kogokolwiek winić, że kwiaty malowane na szybach przez mróz chętnie zamieniłby na takie, które można wpleść we włosy? Że szarobure wieczory, nawet rozświetlone tysiącami kolorowych choinkowych lampek, bez mrugnięcia okiem przehandlowałby za kilka słonecznych poranków? Pewnie nie, tak samo jak trzeba przyznać rację tym, dla których słowo „wigilia” wypowiadane pod nieobecność najważniejszych w życiu osób, które w tym czasie postanowiły wyemigrować do egzotycznych krain, właściwie traci znaczenie, a świąteczne ciepło staje się jakieś zimniejsze. Bądź tu mądry i śpiewaj kolędy. A może by tak spróbować zażegnać pokoleniowe spory kieliszkiem dobrego wina?
Aby pokazać tradycjonalistom, że odrobina słońca w grudniu to nie grzech, postawmy na wigilijnym stole wino z przeciwległej półkuli – nowozelandzkie Sauvignon Blanc z apelacji Malborough. Charakteryzuje je świeży, a zarazem niezwykle intensywny aromat, w którym rozpoznać można owoc pasji, oraz inne owoce tropikalne. Egzotyczny gość, wbrew pozorom, świetnie odnajdzie się przy polskim wigilijnym stole.
Wytwarzany w winnicy Sileni, Sauvignon Blanc bardzo dobrze uzupełnia bowiem smak tłustych ryb, a nasz karp narodowy do najchudszych przecież nie należy. Przybysz z dalekiej północy, jak już wspominaliśmy, raczej bezproblemowy i chętnie dopasowujący się do zwyczajów gospodarzy, ma jedno specyficzne wymaganie – nie znosi zaduchu barków i szafek więc zdecydowanie należy ulokować go w lodówce, a rozlewać dopiero gdy osiągnie temperaturę 6 – 8 stopni.
Podobne wymagania ma jego pobratymiec – Pinot Gris, który również jest winem białym i bez względu na deficyt miejsca w lodówce należy jakiś kąt dla niego wygospodarować. Przybysz z regionu Hawke's Bay za gościnę z pewnością się odwdzięczy urzekając przyjemnym aromatem brzoskwini oraz doskonale zbalansowaną kwasowością i długim finiszem. Zdecydowanie swobodniej będzie czuł się jednak przy stole drugiego dnia świąt – jego smak podkreśli smak białych mięs.
Jeśli tak szeroka kulturowa różnorodność mogłaby być dla kogoś niezręczna, w charakterze łamaczy pierwszych kosmopolitycznych lodów zaprośmy gości z Francji. W swoich stronach burgundzki Saint Bris z winnicy Clotilde Davienne uchodzi za doskonałego kompana do deski serów, ale z wizytą w Polsce chętnie dosiądzie się do półmiska z rybą czy sałatką.
Podobnie jak nasz znajomy Nowozelandczyk, jest winem białym, wytrawnym, powstałym ze szczepu sauvignon blanc. Ma mineralny, świeży aromat z akcentami wanilii i tostów. W ustach jest pełne, delikatne, bardzo eleganckie.
Burgundzcy winiarze chętnie polecą nam jeszcze jednego gościa – Petit Chablis. Pochodzące z tej samej winnicy białe chardonnay jest winem niezwykle lekkim i świeżym z dominującymi w zapachu i smaku nutami cytrusów dzięki czemu warto postawić go na stole drugiego dnia świąt, kiedy „obciążenia” kulinarnego maratonu powoli zaczynają dawać o sobie znać.
Butelkę wina można otworzyć wszędzie. Może też okazać się, że pite zarówno na nowozelandzkiej plaży jak i w polskim bloku będzie ono smakowało tak samo. Kwestia tego, czy w święta wino zdoła nas oczarować, w zaskakująco niewielkim stopniu dotyczy właściwego dopasowania gatunku do obecnych na wigilijnym stole potraw. Bogactwo bukietu i delikatność cytrusowych nut zauważymy jedynie wtedy, jeśli osiągniemy właściwy, świąteczny stan umysłu. Czego sobie i Państwu życzę.
Zobacz pozostałe artykuły z cyklu "Dobre wino, czyli jakie?"