fot. Artur Ish/ Shutterstock.com
Reklama.
Dobre, bo polskie
Z polskimi winiarzami jest jak z Yeti – wielu o nich słyszało, garstka ich widziała. Jeśli należycie do grupy, której ten pogląd nie jest obcy, rzućcie okiem na statystyki, bo te mówią same za siebie: produkcja wina w Polsce istnieje i ma się coraz lepiej.
"Nie da się", "Za zimno", "Nieodpowiedni klimat", "Zostawmy to Włochom - skupmy się na produkcji wódki i cydru" - polskim winiarzom nie straszne żadne kontrargumenty. Świadczy o tym choćby dynamika, z jaką rośnie produkcja tego trunku nad Wisłą. Nie dalej jak 5 lat temu w oficjalnym rejestrze Agencji Rynku Rolnego (ARR) figurowało zaledwie 20 winnic. Dziś mamy aż 104 producentów, których wina zostały dopuszczone do obiegu handlowego. Jest to najlepszy wynik w historii krajowych win gronowych.
Wszystko zaczęło się ponad 1100 lat temu w Małopolsce. To na tych terenach zidentyfikowano najstarsze ślady uprawy winorośli. Na zboczach Wawelu odkryto nasadzenia datowane na połowę X wieku. Skąd w Polsce Piastów umiejętności winiarskie? Polacy nauczyli się produkcji wina od zagranicznych specjalistów, sprowadzanych w tym celu do kraju przez polskich możnowładców. Kamień węgielny pod rozwój winiarstwa nad Wisłą położyli Joannici, którzy przybyli z Malty do Polski w XII za sprawą Henryka Sandomierskiego, syna Bolesława Krzywoustego. W tym samym wieku z Francji przywędrowali pierwsi cystersi, którzy również trudnili się produkcją wina.
Z kolei przybyłym w 1150 roku osadnikom flandryjskim zawdzięczamy pojawienia się tradycji winiarskiej w okolicach Zielonej Góry. W średniowieczu w Polsce, jak grzyby po deszczu, pojawiały się kolejne winnice. Wystarczy spojrzeć na nazwy poszczególnych miejscowości: np. Winna Góra, Winnice, Winiary czy Winogrady. Po co komu było wino, skoro wówczas biesiadowano głównie przy piwie i miodzie pitnym? – Rozkwitowi winnic nad Wisłą sprzyjała popularyzacja chrześcijaństwa na tych terenach – odpowiadają historycy. Wino potrzebne było do celów liturgicznych. Produkcja w Polsce była konieczna, ponieważ sprowadzanie tego trunku z południa Europy było nader kosztownym i skomplikowanym przedsięwzięciem.
I tak przez średniowiecze aż po dziś dzień winiarstwo nad Wisłą kwitło i owocowało coraz bardziej obficie – chciałoby się napisać. Tak historia mogłaby się potoczyć wszędzie, tylko nie w Polsce, bo jak powszechne wiadomo, wszystko co polskie, musiało być w wielkich bólach zrodzone. Podobnie z naszym winiarstwem, które mimo że wielokrotnie rujnowane, niczym feniks odradzało się ze zgliszcz.
logo
Winnica Srebrna Góra, druga co do wielkości winnica zlokalizowana w Polsce. Fot. Tomasz Mazon/ Shutterstock.com

Wino z importu
Pierwszy kryzys wydarzył się w XVI wieku, kiedy to niemieccy producenci odkryli konserwujące właściwości siarki, która po dodaniu w procesie winifikacji pozwalała na daleki transport tego trunku. Wino reńskie i hiszpańskie szerokim strumieniem popłynęło do Polski. Było sprowadzane do polskich miast przez port w Gdańsku, poprzez Wisłę będącą główną arterią komunikacyjna kraju.
Z kolei ze strony Węgier na tereny Polski trafiały słynne węgrzyny (tak dawniej mówiono na węgierskie wina – przyp. red.). Południowo-wschodnim szlakiem sprowadzano natomiast greckie małmazję i muszkatel. Konkurencja ze strony zachodnich winiarzy sprawiła, że podważona została opłacalność produkcji wina nad Wisłą.
A co ze słynnym francuskim winem? Sprowadzano też takie. Cieszyło się jednak ono złą sławą nad Wisłą. Wszystko przez holenderskim handlowców, którzy trudnili się sprowadzaniem tych trunków z Bordeaux do krajów w północnej Europie. Jak pisze Dorota Dias-Lewandowska w swojej książce „Historia kulturowa wina francuskiego w Polsce od połowy XVII do początku XIX wieku”, Holendrzy mieszali ze sobą lepsze i gorsze trunki po to, by pozbyć się tych drugich (były tak złej jakości, że nikt nie chciał ich kupić – przyp. red.). Wino rozcieńczano tez wodą, wzmacniano wódka czy traktowano siarką. Sytuacja się zmieniła dopiero w XVIII wieku, gdy w Europie i Polsce rozpowszechniła się moda na kulturę francuską.
logo
Fot. mat. prasowe Delikatesy Alma

Komandos (strong)
Co z polskimi parcelami? To nie rosnący import okazał się być ciosem dla naszych winiarzy. Plantacje zostały zrujnowane w wyniku szwedzkiego najazdu i napadów ze strony kozaków. Ostatnią kroplą stało się oziębienie klimatu, które nastąpiło w XVIII wieku.
W polskich winnicach ożywiło się dopiero w XIX wieku. Był to efekt rozwoju nauk ogrodniczych i biologicznych oraz wyjątkowe mroźne zimy, które zniszczyły konkurencyjne węgierskie uprawy. To wówczas w Polsce powstał pierwszy podręcznik uprawy winorośli autorstwa Edmunda Jankowskiego, popularyzatora winiarstwa nad Wisłą. Proces odrodzenia przyśpieszył w dwudziestoleciu międzywojennym.
Dla porównania, o ile w 1926 r. pod winnicami na Podolu było zaledwie 10 ha, 7 lat później wskaźnik ten urósł ponad 13-krotnie. W Polsce produkowano vermuthy, stołowe oraz wytrawne wina z burgundzkich czerwonych i białych szczepów.
Jak nietrudno się domyślić, rozwojowi winnic w Polsce nie sprzyjała ani II wojna światowa ani rządy komunistyczne, gdy uznano produkcję wina za branżę o marginalnym znaczeniu dla gospodarki. W efekcie jedyne, na co mogli liczyć miłośnicy wina w Polsce Ludowej, to cudem zdobyte bułgarski cebrnet, rumuńskie contari czy tunezyjska gellala i fatima. Pod dostatkiem natomiast było win owocowych, wytwarzanych nie tylko z jabłek, lecz i z jagód. Tu szczególną uwagę należy poświęcić pomysłowości ówczesnych speców od marketingu. W Polskich sklepach można było znaleźć takie trunki jak Komandos (strong), Myśliwskie, Rycerskie, Texas, Arizona, a nawet Chateau de Patyk oraz... Chateau de Jabol. Niemniej jednak to właśnie w tych trudnych dla winiarzy czasach powstały pierwszy polskie szczepy.
Swoją pierwszą winorośl Polacy wyhodowali, gdy II wojna światowa w najlepsze szalała na ziemiach Polski. Nazywała się... Iza Zaliwska na część tragicznie zmarłej córki ojca tego szczepu, prof. Stanisława Zaliwskiego, słynnego naukowca i praktyka z zakresu sadownictwa. Kolejna polska winorośl pojawiła się dopiero 40 lat później. Chodzi o jutrzenkę, uważaną za pierwszy krajowy szczep, który znalazł zastosowanie w profesjonalnej produkcji wina. Został wyhodowany w latach 80-tych XX wieku przez weterana polskiego winiarstwa Romana Myśliwca.
logo
Fot. mat. prasowe Delikatesy Alma
Dziś na krajowych uprawach obok Jutrzenki królują takie szczepy jak solaris, regent, seyval blanc, chardonnay czy muscaris, a polskie wino zdobywa coraz to większe uznanie nie tylko wśród rodzimych sommelierów, lecz i za granicą. Na brak wyboru nie możemy narzekać także w przypadku win z importu.