Minister Piotr Gliński znów został wybuczany. I to nie byle gdzie – w świętym miejscu sztuki, jak wielu melomanów nazywa Filharmonię Narodową. Dla jednych to profanacja, bez dwóch zdań. W takim miejscu? Takie zachowanie? Zupełnie nie przystoi. Ale dla wielu Polaków to potężny sygnał, że naprawdę dobrze nie jest. Ani filharmonia, ani środowisko melomanów, nigdy nie kojarzyły się z żadnym protestem. A teraz nawet oni pokazali, co myślą. I zagrali władzy na nosie. Można powiedzieć – oficjalnie dołączyli do gorszego sortu Polaków.
Tu można się zastanawiać, czy zadziałała osoba ministra Glińskiego, czy zwyczajnie cała "dobra zmiana". Czy naprawdę świat kultury tak bardzo zdążył znienawidzić Glińskiego, czy minister i wicepremier w jednym ma po prostu dar ściągania na siebie całej niechęci połowy narodu do obecnej władzy. Trudno ocenić, choć na pewno podpadł już artystom mocno, o czym zresztą pisaliśmy już nie raz. Ostatnio wybuczeli go we Wrocławiu podczas otwarcia Europejskiej Stolicy Kultury.
Ale, żeby melomani? Ludzie, którzy kojarzą się z wyższą kulturą osobistą niż ma w sobie niejeden ze zwykłych zjadaczy chleba? Których raczej nie wiążemy z wielkim, jawnym zaangażowaniem politycznym? A tym bardziej na sali koncertowej? Zaskoczenie ogromne. Albo ogromna desperacja, która przelała czarę goryczy. Były minister kultury, Bogdan Zdrojewski mówi wprost, że kultura to najwyższy barometr nastrojów społecznych.
I właśnie w ostatnią sobotę melomani w ten barometr mocno się wpasowali. – By nie było wątpliwości, nie jestem entuzjastą buczenia. Natomiast z wielką satysfakcją odnotowałem gromkie brawa, jakie rozległy się na Sali po hymnie Unii Europejskiej. TO JEST TO – podkreśla w rozmowie z naTematBogdan Zdrojewski.
"W filharmonii wypada nawet gwizdać
Przypomnijmy, co działo się w sobotę w Filharmonii Narodowej. Dziennikarka Iwona Aleksandrowska była tam podczas tej pamiętnej inauguracji Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Swoimi wrażeniami podzieliła się na blogu zaznaczając, że do filharmonii chodzi od lat 80. i pierwszy raz widziała w tym miejscu tak polityczną demonstrację. Nie mówiąc o tym, że jeszcze nigdy w Filharmonii Narodowej nie zaznała tylu emocji pozamuzycznych. Jak pisze, był to niezwykły pokaz niezależnego, obywatelskiego myślenia.
Można uznać – mocno usprawiedliwiony nawet na miejsce, w jakim się odbył. Elegancję słuchaczy, ich klasę i szyk. Wszechobecną kulturę, którą czuć tu na każdym centymetrze powierzchni. "Żeby nikomu nie przyszło do głowy, że filharmonia to nie mecz i że w filharmonii buczeć nie wypada. Myślę, że wypada nawet gwizdać, gdy sytuacja jest tak bezprecedensowa i tak niebezpieczna jak teraz w Polsce" – napisała blogerka, miłośniczka filharmonii i jej stała bywalczyni.
Oklaski dla Gronkiewicz-Waltz, milczenie dla Dudy
Z różnych relacji wiemy, że buczenie było ogromne. Tutaj pisaliśmy o tym w naTemat. Jednocześnie okazuje się, że przy innych nazwiskach były duże oklaski, np. przy prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz czy Małgorzacie Kidawie Błońskiej (choć tej drugiej, jak sama nam powiedziała, nie było tego dnia w filharmonii i o niczym nie wie). A jeszcze przy innych wymowne milczenie.
Nie wszystkim ze środowiska to się podobało. Andrzej Łukasik, wiceszef Towarzystwa Przyjaciół Muzyki im. F. Chopina, takiego zachowania nie zamierza pochwalać i tolerować. – Miejsca tak kulturalne jak teatr czy filharmonia powinny być dalekie od chamstwa. Trochę idę na skróty, ale niektóre rzeczy graniczą z bardzo nie eleganckim zachowaniem. Dlatego nazywam je po imieniu. Istnieją granice, których nie wolno przekraczać – mówi.
Melomani też potrafią protestować
Ale meloman też człowiek. – Melomani też nie żyją w próżni. To nie są ludzie bujający w obłokach, którzy nie wiedzą, co się dzieje. Trudno im odmówić prawa, że tak się zachowali. Myślę, że potraktowali Glińskiego jako przedstawiciela rządu, który robi to, co robi. I z czym większość Polski się nie zgadza – mówi Jerzy Sobeńko, prezes Polskiego Towarzystwa Straussowskiego. Choć zaraz zaznacza – sam by tak nie zrobił.
Ale podaje też inny przykład, gdy takie audytorium zaprotestowało w filharmonii. Było to w Krakowie, w 1982 roku. Publiczność wyklaskała wtedy Halinę Czerny-Stefańską, która poparła stan wojenny, i dlatego nie pozwolono jej wystąpić. – Melomani też potrafią protestować. Ale w tym przypadku myślę, że jest to działanie jeszcze prewencyjne, profilaktyczne. Za komuny pewne gatunki muzyki były zabronione i myślę, że to już się nie powtórzy, ale nigdy nie można niczego wykluczyć. Ale najważniejsze, by polityka nie mieszała się do kultury – uważa Jerzy Sobeńko.
Zbuntowani artyści, zbuntowana reżyser
A minister Gliński mocno z takim aspektem kultury już dziś jest kojarzony. Podczas gali we Wrocławiu, gdzie został wybuczany, też zaczął mówić o polityce.
Komentował, co myśli o Wałęsie: "Wiadomo było i wszyscy wiedzieliśmy, że był zaplątany we współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa". A także apelował do bogatych, by nie przyjmowali 500 zł na dziecko, skoro ich nie potrzebują. Niedawno zbuntowani artyści odmówili przyjęcia z jego rąk medali "Zasłużony kulturze – Gloria Artis", a Agnieszka Holland powiedziała, że nie zrobiłaby dla niego filmu.
Tu sporo również można mówić o projektach ministerstwa związanych z produkcjami patriotycznymi czy tworzeniem związanych z historią muzeów i ośrodków, a także o jego wypowiedziach na temat zwalnianych dziennikarzy z TVP. Również o tym, z jak ostrym odbiorem ministra spotkała się wrocławska sztuka pt. "Śmierć i Dziewczyna" z udziałem aktorów porno. Wszędzie gdzieś ta polityka się przewija.
Chce dobrze, a nie wychodzi
Czy przejął się buczeniem? Trudno powiedzieć. Ale można mieć wrażenie, że cały czas chciałby, by ten drugi sort go zrozumiał, i ciągle mu się nie udaje. Że chce dobrze, tylko tendencyjne media cały czas coś mu przypisują.W rozmowie z naTemat żalił się, że media przeinaczają jego intencje. – Źle się czuję, bo walczę z tym cały czas. Mogę tłumaczyć i dalej interpretacja jest taka sama – mówił. A teraz doszli jeszcze melomani....
– Wybuczenie wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego w warszawskiej filharmonii prawdopodobnie sprawiło największy kłopot organizatorom, a zwłaszcza pani Elżbiecie Pendereckiej – uważa jednak Bogdan Zdrojewski. Mówi, że zna i pamięta skalę trudności przy organizacji tego festiwalu. – W tej sytuacji, szczególnie pozdrawiam właśnie pomysłodawczynię tego wielkiego przedsięwzięcia, mając nadzieję, iż nie będzie z tego powodu żadnych „szkód" – mówi. Niestety, Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena, którego prezesem jest Elżbieta Penderecka, nie chciało z nami na temat incydentu rozmawiać.
To wyprzedzający zespół sygnałów środowisk przeważnie bardzo dobrze wykształconych, a przede wszystkim kreatywnych. Zjawiska w kulturze wyprzedzają czas, prognozują rzeczywistość, dają nam radość, ale też często są przestrogą. Dla wszystkich, a zwłaszcza świata władzy. Sam jestem ciekaw, jak zostanie odebrany.
Iwona Aleksandrowska, blog
Byłam wzruszona jak chyba większość osób na sali. Tym bardziej, że na koncercie zabrzmiała IX symfonia d-moll Beethovena ze słynną „Odą do radości”, będącą hymnem Unii Europejskiej. Było to niezwykle znamienne. Czułam, że w ten sposób manifestujemy nasz związek z Europą, z której PiS chce nas wyrugować.(...) Straciliśmy przecież konstytucję i podstawy ładu demokratycznego. Dziś „Wszystkie ręce na pokład”, by zmusić rząd i prezydenta do przestrzegania prawa. Czytaj więcej
"Nazwisko prezydenta Dudy, który objął honorowy patronat nad festiwalem, zostało zaś przyjęte demonstracyjnym milczeniem. Podobnie jak pisowski marszałek senatu, Stanisław Karczewski".Czytaj więcej
Min. Piotr Gliński
Polska demokracja jest stabilna i odpowiedzialna; nowy polski rząd za jedną z podstaw demokracji uważa nieskrępowany rozwój kultury oparty o polski i europejski chrześcijański system wartości. Czytaj więcej