Anglicy poradzili sobie ze stadionowymi chuliganami. Są stawiani za przykład skutecznego działania w tej kwestii. Jak zapanowali nad kibolami? - Wprowadzone rozwiązania skutecznie podziałały na wyobraźnię Anglików i dzięki temu Anglia uporała się z kibolami. Polskie kluby udają, że nie wiedzą, kto im kibicuje - mówi w rozmowie z naTemat Jerzy Dudek.
Miał pan okazję przez kilka lat z bliska obserwować angielskie stadiony. Jak Anglia poradziła sobie z chuliganami stadionowymi?
Jerzy Dudek: Za moich czasów Anglia już właściwie uporała się z kibicami. To premier Margaret Thatcher postawiła sobie za punkt honoru rozwiązanie problemu chuliganów. Zadecydowała, że albo Anglia sobie z tym chuligaństwem poradzi, albo ludzie przestaną chodzić na stadiony, bo to nie będzie miało żadnego sensu. Wprowadzone tam rozwiązania skutecznie podziałały na wyobraźnię ludzi i dzięki temu Anglia wyeliminowała kiboli ze stadionów.
Egzekucja kar, które wprowadzono. Kiedy błyskawicznie zaczęto karać łamiących regulamin, ludzie zaczęli się z tym liczyć. Angielski kibic wie, jako kara go spotka za wybryki na stadionie i wokół stadionu. Wiedzą, że mogą dostać zakaz stadionowy. Anglicy zostali po prostu zmuszeni do właściwego zachowania. Za wykroczenia dostają kary pieniężne, które są egzekwowane również w pracach publicznych. Egzekucja wyroku jest szybka i kibice liczą się z konsekwencjami.
Warto pamiętać, że zdobycie biletu na mecz Liverpoolu to nie lada wyczyn. W kolejkach stoi 5-6 tys. osób. Kibice mają świadomość, że utrata takiego biletu i prawa wejścia na stadion jest sporą startą.
Również na stadionach przypomina im się o zakazach.
Na stadionie wisi obowiązujący regulamin. Są ostrzeżenia o konsekwencjach za jego łamanie. Kibice wiedzą, że np. za przekroczenie nawet jedną stopą czerwonej linii, oddzielającej trybuny od boiska, grozi im mandat chyba 1000 funtów.
Kto pilnuje porządku na angielskich stadionach?
Stewardzi i policjanci, którzy kierują stewardami. To są bardzo doświadczeni funkcjonariusze operacyjni. W odwodzie jest też oddział prewencji, ale za mojej kariery w Anglii oddział prewencji chyba nigdy nie interweniował.
Policja w Anglii jest chyba najbardziej wyrozumiałą policją na świecie. Z uwagi na
surowe kary za wykroczenia, zanim kogoś wyprowadzą, kilkukrotnie ostrzegają. Chodzi np. o nadużywanie wulgarnego języka, a oczywiście zdarza się, że kibice obrażają np. matki, żony. Jeśli policjant to zauważy i usłyszy, tym bardziej jak usłyszą to dzieci, błyskawicznie ostrzega: "Watch your language". Zrobi tak raz, drugi raz i za trzecim wyprowadzi.
W Polsce policja nie jest wpuszczana na stadiony. Czy to mogłoby coś zmienić?
Wynajmowanie przez kluby ochrony nie jest najlepszym pomysłem. Tym bardziej, że ochrona bardzo często sympatyzuje z kibicami klubu, na którym odbywa się mecz. To odbija się niejednokrotnie na kibicach gości. W Anglii to przede wszystkim kluby odpowiadają za porządek. Kluby wiedzą, kto im kibicuje. Monitorują i znają kibiców. Kibiców gości pilnują stewardzi tamtego klubu, którzy przyjeżdżają specjalnie na mecz. Dzięki temu ludzie na stadionie, nie są anonimowi. W Polsce tego brakuje. To podstawowy problem. Polskie kluby nie znają swoich kibiców. Anglia wygrała, bo jest wielka współpraca między kibicami, klubami i policją.
Myśli pan, że jest szansa na taką współpracę w Polsce?
W Polsce rozmawiamy o kibicach przy każdej okazji. Przede wszystkim musimy unikać prowokacji i wpływać na świadomość kibicujących. Ważne, czy w takich zajściach nie uczestniczy recydywa, która dopuszcza się takich czynów po raz któryś. Takie zachowanie nie może być bezkarne. Chuligani, popełniający wykroczenie po raz kolejny, nie powinni być wpuszczani na stadion.
Nie znam się do końca na polskim prawie, ale skoro nie można wyegzekwować kary, bo brakuje dowodów, to powinno się coś zmodyfikować. Jeśli zapraszamy kogoś na mecz, czyli jest gościem, a my gospodarzami, to powinniśmy sprawić, żeby czuli się dobrze i bezpiecznie. Tymczasem kluby w Polsce uciekają od odpowiedzialności. Udają, że nie wiedzą, kto im kibicuje. Kluby powinny współpracować z kibicami, a nie zamiatać problem pod dywan.
Wiadomo, że problemu nie da się całkowicie wyeliminować, ale pracujmy nad edukacją. Nie możemy doprowadzić też do sytuacji, w której wszyscy kibice będą czuli się zagrożeni. Odczuwali coś w rodzaju nagonki z zewnątrz i wewnątrz. Wszyscy muszą znać swoje prawa, więc najpierw jasno powinno się te prawa wyłożyć. Tak, żeby każdy miał świadomość, co mu grozi za wykroczenie. Trzeba jak najszybciej znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Chodzi przecież o bezpieczeństwo wielu ludzi, nie tylko tych na stadionie. Burdy przenoszą się często także poza stadion. Trzeba zwiększyć świadomość Polaków, zanim dojdzie do jakiejś tragedii.
Było panu wstyd za Polaków po wtorkowych burdach?
To oczywiście przykre, jak dochodzi do takich sytuacji. Ale nie możemy zwalać winy za 100-200 chuliganów na wszystkich. Kibice zostali sprowokowani. Na boisku piłkarze też się prowokują, ale wtedy kończy się to czerwoną kartką. Polscy kibice muszą mieć świadomość, jakie kartki im grożą i muszą wiedzieć, że rzeczywiście jest dostaną, jeśli przekroczą granice.