
– Bóg chciał, żebym przeżył. Żal mi każdego z moich kolegów, którzy zostali na polach pod Lenino. Nie trafili już do ojczyzny. A teraz boli, że w ich ojczyźnie zapomina się o walczących za nią – opowiada płk. rez. Bronisław Jakimowicz, żołnierz 1 Dywizji Piechoty im. "Tadeusza Kościuszki", weteran bitwy pod Lenino. Dziś jej rocznica, kto o niej pamięta oprócz nich?
REKLAMA
Co Pan robił około godziny 10.30, 12 października 1943 roku?
Szliśmy w natarciu, a mnie zacięła się "pepesza". Poczułem, jak życie ze mnie ulatuje. Moją szarpaninę z bronią zauważył jeden z doświadczonych żołnierzy, który służył wcześniej w Armii Radzieckiej. Chwycił moją "pepeszę" i podłożył zapałkę pod magazynek. To był taki sposób na wadliwość tej broni. Nie wiedziałem, że tak można zrobić. Szkolony byłem w posługiwaniu się karabinem, a dostałem pistolet maszynowy. Mieliśmy braki w szkoleniu.
Ma Pan 93 lata i tak doskonale pamięta ten dzień pod Lenino?
Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć.
Ilu pańskich kolegów przeżyło?
Przed bitwą w naszym plutonie było 40 ludzi. Po niej, gdy zostaliśmy zluzowani, wysłano nas pod Smoleńsk. Cały nasz pluton zmieścił się w dwóch chatach.
Czyli masakra!
To była najkrwawsza, krótka bitwa Polaków. Nie walki we Francji, ani też pod Monte Cassino czy Tobrukiem. Pod Lenino ogólne straty w ciągu dwóch dób wyniosły trzy tysiące ludzi.
Po odblokowaniu "pepeszy" ruszył Pan dalej.
Szliśmy w kierunku rzeczki Mierei przez pole, na który wykiełkowało żyto. I z lewej strony zaczął się ostrzał. Wszyscy zaczęliśmy strzelać. Niemcy odpowiedzieli ogniem. Padliśmy w tą ziemię. Kto został żywy, okopywał się. Nie miałem łopatki, dlatego rękoma wydzierałem ziemię. Lewe skrzydło w końcu poszło. Razem z porucznikiem poderwaliśmy ludzi do ataku. Biegłem ku rzece. Chciałem ją przeskoczyć, byłem przecież młody wysportowany. Nie udało mi się jednak, i całe szczęście. Wpadłem do wody i uczepiłem się brzegu. W tym momencie wybuchł pocisk. Wszyscy, którzy biegli za mną już tam zostali. Ja byłem ogłuszony i oszołomiony, ale zdolny do walki. Po raz drugi w czasie tej bitwy Bóg mnie ocalił. Razem z przedwojennym kapralem szliśmy w pierwszej linii...
Jak to, przedwojenny kapral w wojsku utworzonym przez komunistów?
O wojsku "kościuszkowskim" panują mylne określenia, pojęcia. Tę dywizję tworzyliśmy my, deportowani sybiracy. My, którym zabrano kresy. My, wypędzeni do tajgi. Moim dowódcą był litewski Polak, podoficerami byli przedwojenni z Wojska Polskiego. Od naszego generała Berlinga po prostu wara. To nie była armia bolszewików, czy na ich usługach. Tam służyli patrioci.
Których Rosjanie wykorzystali do swoich celów...
Moim zdaniem, gdyby nie "kościuszkowscy" i bitwa pod Lenino, nie byłoby Drugiej Dywizji. Wielu Polaków dalej umierałoby na Syberii.
W czasie bitwy pod Lenino część żołnierzy zdezerterowało i przeszło na stronę niemiecką.
Nie wierzę w to. Mogli się dostać do niewoli. Takie jest prawo wojny. W armiach zachodnich dezercję traktowano, jak chorobę, a u nas czy w Związku Radzieckim, jak najwyższe przestępstwo. Dezerterzy przecież mogliby wrócić i przysłużyć się krajowi. Wracając do wydarzeń, mówienie o ich tak dużej liczbie pod Lenino jest krzywdzące dla wszystkich polskich żołnierzy.
Forsował Pan później Nysę Łużycką. Niedaleko tego miejsca w Przewozie powstała szkoła. Czy szkoła dalej funkcjonuje?
Tak i nosi imię kapitana Betleja...
Pewnie już nie długo. W ramach dekomunizacji może jej nazwa zostanie zmieniona.
Kapitan Betlej był wspaniały człowiekiem. On był AK-owcem, który wstąpił do naszego wojska. Zginął w czasie forsowania rzeki. Dostałem później, w latach 60-tych cięgi, za to, że starałem się, aby szkoła miała patrona żołnierza z AK-owską przeszłością. Mnie sprawy polityczne nie interesują. Przez 25 lat nie awansowałem, chociaż spełniałem wszelkie wymogi. Niech o mnie to świadczy.
Obecne władze nie chcą pamiętać o tych żołnierzach, ani też o 12 października. Boli?
Tak. Trzeba pamiętać o tych Polakach. To byli patrioci. Oddali życie za ojczyznę. My szliśmy do boju myśląc właśnie o niej. Dlatego zgodziłem się rozmawiać z Panem. Mówię o nich dla dobra ojczyzny. Bardzo bym chciał, aby w niej była zgoda. Polityk ze mnie żaden.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl
