Zza ekranu iPoda ich nie widać. Nie spotkasz ich też w "Piotrze i Pawle", nie zauważysz w Starbucksie. Ale choć ich nie dostrzegasz, to jest ich całe mnóstwo. Trzy miliony ludzi w Polsce żyją za mniej niż 900 złotych miesięcznie. To oni realnie skorzystają na propozycji wicepremiera Morawieckiego ws. kwoty wolnej od podatku.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Szybki rachunek. Jeśli obietnica Mateusza Morawieckiego zostanie spełniona, w przyszłym roku żadnego podatku nie zapłacą ci, którzy zarabiają 6,6 tys. zł rocznie. Ich miesięczne zarobki to 550 zł!
To dlatego nastała "dobra zmiana"
Wyobrażacie sobie, że da się przeżyć za takie pieniądze? Nie? Wiele osób z poprzedniego rządu też sobie nie wyobrażało i m.in. dlatego przegrali wybory. Nie dostrzegali, że cała masa ludzi musi przeżyć za głodowe pieniądze. Społeczeństwo słuchało o kolacjach z ośmiorniczkami, na które władza wydawała sumy dla zwykłych ludzi niewyobrażalne. A gdy Andrzej Duda tuż po zwycięstwie w wyborach prezydenckich powiedział, że w Polsce "wiele dzieci nie dojada", został w Sejmie wybuczany przez grupę posłów PO i oskarżony przez Ewę Kopacz o to, że służy rosyjskiej propagandzie.
– Taki kompletny brak wiedzy i ignorowanie faktów wygenerował tzw. "dobrą zmianę" – mówi mi pani Teresa, rencistka, której renta inwalidzka wynosi 800 zł brutto, czyli 680 na rękę. Nie kryje przy tym żalu do dziennikarzy, że w dyskusji o kwocie wolnej od podatku pamiętają głównie o tych, którzy są czynni zawodowo, zapominając o emerytach i rencistach. – W obiegowym mainstreamie panowała opinia, że biedni nie płacą podatków – złości się pani Teresa. Tymczasem nieopodatkowane są zasiłki, natomiast renty i emerytury już nie. Rencistka ma też żal do poprzedniego rządu.
"50 zł przeliczają na bochenki chleba, a nie na lunch"
Świadczenia te wynoszą tyle, że nie mieści się to w głowie: najniższa emerytura to 882,56 zł, a najniższa renta 676,75 zł. Oczywiście od tego trzeba odjąć jeszcze podatek i składkę zdrowotną. To właśnie do tych osób, o których istnieniu duża grupa polityków woli nie wiedzieć, swoje pomysły kieruje dziś Mateusz Morawiecki. – To dla takich rodzin, które przeliczają 50 zł na liczbę bochenków chleba, a nie na jeden lunch. Dla nich kwotę wolną podwajamy, ona wyniesie 6,6 tys. zł, czyli minimum egzystencji – tłumaczył wicepremier parę dni temu w "Salonie Politycznym Trójki".
Oglądając świat z perspektywy Warszawy zapewne nieczęsto spotyka się takie osoby. Wystarczy jednak odwiedzić całkiem modny nawet wśród hipsterów bar "Bambino" przy Kruczej. Zawsze są tam długie kolejki, nie tylko w porze obiadu. Po ubraniach łatwo ocenić, że wśród stołujących się w "Bambino" są tacy, którzy jedzą tam, bo chcą i tacy, co muszą, bo na nic innego nie byłoby ich stać. W tym barze za dwudaniowy obiad da się zapłacić mniej niż 10 zł.
Nawet nie są w stanie dorobić
W Warszawie i tak takich osób jest stosunkowo niewiele w porównaniu z innymi miastami. Bogusława Biedrzycka, dyrektorka Ośrodka Pomocy Społecznej na warszawskiej Woli przyznaje, że w jej dzielnicy z pomocy społecznej korzysta 4 proc. mieszkańców. To oznacza, że dodatkowych świadczeń potrzebuje około 5 tysięcy osób. Najczęściej w biedzie żyją ludzie starsi, czy niepełnosprawni, którzy nie są w stanie pracować, by mieć więcej pieniędzy.
Często emeryci lub renciści próbują jakoś dorobić, ale życie rzuca im pod nogi kłody. Niedawno głośno było o pani Ani, która w centrum Warszawy sprzedawała bułki. Dziennie była w stanie zarobić kilkanaście zł, ale co z tego, skoro ścigająca nielegalnych handlarzy Straż Miejska wlepiła jej mandat w wysokości 200 zł. Świadkiem zdarzenia był Konrad Sajkowski, który opisał to na Facebooku, co poruszyło tysiące internautów. Potem spotkał się z panią Anią, dowiedział się o jej chorobach i zainaugurował zbiórkę pieniędzy na pomoc dla 60-latki.
Świetnie, że udało się pomóc tej jednej kobiecie. Ale ilu takich pań Ań nie dostrzegamy na co dzień? I choć najczęściej są to osoby starsze, czy schorowane, to wcale tak być nie musi.
"Lista wstydu", 5 zł za godzinę pracy
Dyrektor Biedrzycka z OPS na Woli przyznaje, że czasem pomocy finansowej potrzebują też osoby, które pracują w tzw. niepełnym wymiarze, czyli choćby śmieciówkach. W stolicy jest to dość rzadkie zjawisko. Warszawa jest takim miastem, w którym dość łatwo o pracę i osoby w wieku produkcyjnym raczej aż tak niedużych pieniędzy nie zarabiają, choć i tu się to zdarza. A jak już się wyjedzie poza Warszawę...
Stawka ok. 5 złotych za godzinę pracy jest normą w branży ochroniarskiej lub wśród sprzątaczek. Mało kto z nich jest zatrudniony choćby na jakiejś ćwiartce etatu. Mają tylko umowę zlecenie, bo tak jest taniej dla pracodawcy. A musi być tanio, bo inaczej nie da się wygrać przetargu. Wiosną Tomasz Molga pisał o milionerze, który ma całą armię sprzątaczek na śmieciówkach. A jak chciał je zatrudnić na etacie i próbował renegocjować z kontrahentami umowy, aby pokryć koszty "ozusowania" umów, okazało się, że nawet ZUS-u to nie interesuje, bo chce mieć tanie usługi sprzątania.
No to bierzemy kalkulator i liczymy: sprzątaczka pracująca 8 godzin dziennie, 5 dni w tygodniu przy 22 dniach roboczych w miesiącu przy stawce 5 złotych za godzinę jest w stanie zarobić... 880 zł miesięcznie brutto. Proszę odjąć od tego składkę zdrowotną, kilkaset złotych na czynsz i rachunki. Ile zostanie? 400 zł?
To nie tak miało być
Oczywiście to, co proponuje wicepremier Morawiecki, jest dalekie od tego, co zaledwie rok temu obiecywali politycy PiS. Kwota wolna miała być podniesiona "w trybie w zasadzie natychmiastowym" – tak deklarował Andrzej Duda, gdy był kandydatem na prezydenta. Dowodził przy tym, że 8 tys. zł kwoty wolnej to absolutne minimum.
Ale w kampanii nie było mowy o tym, że podniesienie kwoty wolnej będzie dotyczyło tylko wybranej grupy podatników. Stąd głosy wielu oburzonych, którzy na pomysłach Mateusza Morawieckiego stracą. Wicepremier proponuje, by dotychczasowa kwota wolna na poziomie nieco ponad 3 tys. złotych przysługiwała tym, których roczne dochody mieszczą się w przedziale od 11 tys. zł do 85,5 tys. zł. Powyżej tej granicy (czyli przy miesięcznych zarobkach nieco ponad 7 tys. zł brutto) kwota wolna miałaby się stopniowo zmniejszać, aż przy sumie rocznych dochodów 127 tys. brutto znikałaby w ogóle.
Za rządu Donalda Tuska obowiązywała procentowa waloryzacja. To spowodowało, że bardzo niskie renty, czy emerytury z roku na rok były coraz niższe, a te wysokie niezasłużenie rosły lawinowo. M.in. w ten sposób Platforma zapewniła sobie drugą kadencję rządzenia. Jednocześnie zamrożono wtedy kwotę wolną, co skutkowało coraz wyższymi podatkami od najniższych świadczeń z ZUS-u.
Bogusława Biedrzycka
Dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej Warszawa - Wola
Zarabiający poniżej 900 zł miesięcznie to zazwyczaj osoby na emeryturach. Nasza pomoc jest adresowana do osób, które są w trudnej sytuacji i same tej trudnej sytuacji nie są w stanie przezwyciężyć. Nasz OPS pomaga choćby w spłacie czynszów, czy rachunków za prąd - mamy program dodatków mieszkaniowych lub energetycznych.