
Poseł PiS-u w PZPR spędził 22 lata. Wierność komunistycznej partii zachował nawet wtedy, gdy cały system się walił, był w niej do samego końca. Był członkiem egzekutywy i kierownikiem szkolenia kadr PZPR w Prokuraturze Wojewódzkiej i Rejonowej w Krośnie. Jak bardzo wiernie służył partii? Najlepszym dowodem na jego zaangażowanie jest Brązowy Krzyż Zasługi, jaki otrzymał po zakończeniu stanu wojennego.
Ale zadanie, jakie ma zrealizować Stanisław Piotrowicz, powoli dobiega końca. Wkrótce skończy się kadencja prof. Andrzeja Rzeplińskiego, niedługo o TK będzie można powiedzieć TKM. PiS, tak jak chciał, przejmie Trybunał, aby nie blokował uchwalanych przez niego ustaw. I polityczny byt Stanisława Piotrowicza w PiS straci sens. Piotrowicz swoje zrobił, Piotrowicz może odejść. Więc może, drodzy politycy PiS, już nie ma już sensu bronić prokuratora wbrew "oczywistym oczywistościom"?
Nie ma mojego podpisu na akcie oskarżenia, jest jedynie przepisane przez maszynistkę moje nazwisko. Na tym dokumencie nie ma żadnej mojej parafki. Mój udział w tej sprawie zakończył się na zaznajomieniu podejrzanego z aktami sprawy.
I po czyjej stronie stają dziś politycy PiS – partii, którą przecież ideologicznie od PZPR powinno dzielić wszystko? Niestety, bronią Stanisława Piotrowicza, którego obronić się już nie da. Poseł Bogdan Rzońca, który z trybuny sejmowej wystąpił w obronie Piotrowicza, dziś tłumaczy w "Nowinach", że zrobił to, ponieważ współczuje szefowi sejmowej komisji sprawiedliwości. – Bo po ludzku i po chrześcijańsku jest mi go żal – wyjaśnił Rzońca.
A przecież oskarżenie opozycjonisty w PRL to nie jedyny grzech Piotrowicza w prokuratorskiej karierze. Wszyscy pamiętają, jak kilkanaście lat temu umorzył sprawę księdza-pedofila z Tylawy, który "brał dziewczynki na kolana, wkładał ręce pod bluzkę, dotykał piersi, wkładał rękę do majtek i dotykał krocza, całował w usta z penetracją językiem jamy ustnej, wkładał palec do pochwy, dotykał nóg powyżej kolan". Piotrowicz nie doszukał się w tym przestępstwa. Uznał, że ksiądz "tylko brał na kolana i całował". Poszkodowani musieli szukać sprawiedliwości w innej prokuraturze, skończyło się to wyrokiem skazującym duchownego.
Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl