
Misiewicz miał niecałe 17 lat, gdy - zafascynowany postacią obecnego szefa MON - zgłosił się do Antoniego Macierewicza i powiedział, że chce z nim współpracować. – Odparł żartem, że najpierw musi zapytać moich rodziców – wspominał Misiewicz ponad rok temu w rozmowie z portalem dziennik.pl. W rozmowie z naTemat z kolei odpierał zarzuty dotyczące młodego wieku i braku doświadczenia w dziedzinie wojskowości. – Zajmuję się tą tematyką od 9 lat odkąd pracuję z ministrem Macierewiczem. I tyle. To jest cały komentarz – mówił nam wówczas Misiewicz. Choć jednocześnie nie krył, że zaczynał od parzenia kawy i robienia prasówki.
Filozof i etyk prof. Paweł Łuków tłumaczy, że sam podziw młodszego pracownika wobec szefa to za mało, by mówić o klasycznej relacji mistrz - uczeń.
Czymś, co charakteryzuje relacje mistrz - uczeń, jest to, że ta relacja jest oparta na pewnej swobodzie, którą mistrz daje uczniowi. Mistrz nie jest kimś, kto mówi z góry "ma być tak i tak". Owszem, uczeń postępuje w sposób zalecany przez mistrza, ale nie na zasadzie bezmyślnego wykonywania poleceń.
26-letni rzecznik MON wciąż jest studentem, a na uczelniach nauka przez długie lata opierała się na relacjach mistrz - uczeń. Dziś to powoli odchodzi do lamusa, częściej jest to system partnerski. – Formuła mistrz - uczeń zawiera mieszaninę egzaltacji, podziwu, oddania i asymetrii w relacjach międzyludzkich. Można powiedzieć, że na uniwersytetach jest już formułą raczej XIX-wieczną, współcześnie jest to raczej tylko mit i legenda. Żaden uczeń już za mistrzem teczek nie nosi – przekonuje w rozmowie z naTemat filozof prof. Jan Hartman.
To w XIX wieku na uniwersytetach istniała struktura hierarchiczna, gdzie profesor pełnił rolę wyroczni i mistrza wprowadzającego studentów w arkana nauki. Cieszył się pewną adoracją ze strony swoich uczniów. I choć do dziś zdarza się, że któryś z profesorów tęskni za taką asymetryczną więzią ze studentami, czy doktorantami, to jednak ta tęsknota traktowana jest z dużą rezerwą. Raczej staramy się zacierać te hierarchiczne różnice.
W relacjach Bartłomieja Misiewicza z Antonim Macierewiczem filozof i były działacz Twojego Ruchu dostrzega podziw i uwielbienie. Ale też, jego zdaniem, jest to coś innego niż relacje uczeń - mistrz. – Bardzo wątpię, aby pan Misiewicz uczył się czegoś od pana Macierewicza. Poza tym, pełnienie wysokich funkcji państwowych nie powinno być czasem pobierania nauk. Ta relacja opiera się na czymś innym. Na czym? Mogę się tylko domyślać – odpowiada Hartman już bardziej jako polityk, a nie jako filozof.
Antoniemu Macierewiczowi najpewniej chodzi o ekscentryczną formę zaznaczania swojej autonomii. W jego relacjach z Bartłomiejem Misiewiczem chodzi o pokazanie, że jest tak niezależny, iż może sobie pozwolić na kaprys ostentacyjnego faworyzowania tego młodego człowieka. Sam Misiewicz też nie bardzo wpisuje się w formułę ucznia mistrza. Bardziej jest takim paniczem z czasów dworskich.
Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl