Informacje docierające do mediów z „odzyskanego” przez PiS Trybunału Konstytucyjnego jeżą włosy na głowie. „Dziennik Gazeta Prawna” napisał, że jeden z sędziów z rekomendacji partii rządzącej może mieć wgląd w korespondencję, która trafia do pozostałych członków TK. Biuro Trybunału zaprzeczyło, ale wątpliwości pozostały. – Mamy do czynienia z dobijaniem resztek Trybunału – mówi w rozmowie z naTemat sędzia Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Według „DGP” listy do członków Trybunału Konstytucyjnego trafiają na biurko sędziego Muszyńskiego i to on miałby podobno decydować, które są prywatne a które służbowe. Biuro Trybunału zaprzecza. Czy może być coś na rzeczy? Mieściło by się to Panu w ogóle w głowie?
Z chwilą kiedy okazało się, że jedną z najważniejszych osób w Trybunale jest pan profesor Muszyński wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość Jak wiadomo pan profesor był kiedyś mocno związany ze służbami specjalnymi. Nie wiemy w jakim charakterze, czy był oficerem, podoficerem, czy tylko jakimś konsultantem.
Nie wiemy tego, bo oczywiście tego nie wyjaśnił. Wiadomo tylko, że niemiecki rząd poprosił go o opuszczenie w krótkim czasie ambasady polskiej w Berlinie. On tam pracował razem z sędzią Przyłębską. Widzimy więc, że to jest teraz chyba najważniejsza postać w Trybunale. W tym nowym TK, bo Trybunału Konstytucyjnego w takim znaczeniu w jakim się do niego przyzwyczailiśmy przez ostatnich prawie 30 lat już nie ma. To są już jakieś resztki.
Nie wszyscy sędziowie są przecież z nadania PiS
Niektórzy sędziowie próbują jakoś bohatersko ratować honor TK, ci z poprzedniej kadencji. Bardzo się cieszę, że do nich w jakimś sensie doszlusował pan sędzia Pszczółkowski. Okazuje się że jest chlubnym wyjątkiem w gronie tych sędziów powołanych przez PiS. 20 listopada 2015 roku, kiedy prezydent Duda podpisał pierwszą ustawę nowelizującą funkcjonowanie Trybunału skończyło się w Polsce państwo prawa. Te słowa wypowiedział prof. Zoll, a ja podpisuję się pod nimi dwoma rękami. A jeśli skończyło się państwo prawa, to już nie liczy się siła argumentów, tylko argumenty siły. Pan profesor Muszyński – bo istnieje wątpliwość czy on w ogóle jest sędzią – wspólnie z panią Przyłębską siłą wyrzucili wiceprezesa TK Stanisława Biernata z jego gabinetu i wpisali się już w taką właśnie rzeczywistość.
Teraz pojawiają się zarzuty dotyczące łamania tajemnicy korespondencji przez sędziego Muszyńskiego.
Mam nadzieję, że one nie są prawdziwe. Tak jest w więzieniach. Naczelnik więzienia cenzuruje korespondencję wpływającą do więźniów, czy nie ma tam jakichś treści przydatnych w postępowaniu karnym. Żyjemy w kraju absurdów. Notabene, pan prof. Gliński, minister kultury, swego czasu – gdy zaatakowano organizacje pozarządowe i na nieszczęście trafiło też na fundację, w której pracuje jego żona – powiedział, że to dom wariatów. Zgadzam się, że żyjemy w domu wariatów.
Według sędzi Przyłębskiej, to prof. Muszyński jest obecnie drugą osobą w TK; wiceprezes Stanisław Biernat nadal przebywa na przymusowym urlopie. Ośmiu sędziów poprosiło o pilne spotkanie z panią prezes w sprawie „niepokojących problemów” w pracy Trybunału, ale sędzia odmówiła. Pojawia się coraz więcej informacji świadczących o paraliżu pracy tego organu.
Większość sędziów poprosiła o to spotkanie. Trybunał jest całkowicie sparaliżowany. Właściwie nie orzeka. Bardzo rzadko zdarza się, że pojawiają się jakieś sprawy na wokandzie. Są wątpliwości, czy trójka sędziów została wybrana zgodnie z zasadami, choć ja ich nie mam, i uważam, że niezgodnie. Prezydent powołał sędzię Przyłębską na prezesa wyraźnie łamiąc zasady. Żyjemy w krainie absurdu. Jeszcze raz powtórzę, że tu się żadne argumenty nie liczą. Żadne prawnicze rozumowanie się nie liczy. Tu się liczy argument siły. Wyrzucamy cię z gabinetu i już.
Przypomina to coś Panu?
Jak byłem aplikantem, to opowiadano mi w moim sądzie powiatowym w Sandomierzu, jak to odbywało się zaraz po wojnie. Prezes sądu powiatowego został wezwany do Kielc, a w międzyczasie jakaś pani przeszła przez cały sekretariat, weszła do gabinetu prezesa i usiadła na jego fotelu. Kierowniczka sekretariatu zapytała nieznajomej, co tutaj robi, w jakim charakterze przebywa? A ona odpowiedziała łamaną polszczyzną, że teraz będzie prezesem sądu i wszyscy mają jej słuchać.
To była pani po sześciomiesięcznej szkole dla sędziów. Jak usłyszałem że prof. Muszyński razem z panią Przyłębską wyrzucili wiceprezesa Biernata z gabinetu, to przypomniała mi się ta historia z połowy lat 40, którą mi opowiadano ku przestrodze. Jesteśmy właśnie na drodze do takich obyczajów. Niedługo obudzimy się i zaczniemy się zastanawiać, jak to się stało? Myślę, że gdyby pytać ludzi w 1946 roku, czy mamy do czynienia z rządami autorytarnymi, to nikt by tej tezy nie potwierdził. Natomiast w 50 roku nikt już nie miał wątpliwości, że to były rządy totalitarne, a przecież te lata, które minęły niczym się nie różniły. Takimi małymi kroczkami tworzy się nową rzeczywistość. My w nową rzeczywistość weszliśmy w 2015 roku i zmierzamy do jakiegoś koszmaru.
Paradoks chyba polega na tym, że minister Ziobro i PiS tłumacząc reformy w sądownictwie mówią o kaście sędziowskiej, którą należy rozbić. Tworzą jednak swoją kastę nie tylko w Trybunale…
Tak. Zresztą pan prezes Kaczyński na koniec wieczoru wyborczego powiedział, że "teraz my do pracy, a lud niech się bawi". Bo „my jesteśmy w szczególny sposób predestynowani do rządzenia państwem, bo jesteśmy panami”. A hołota, wiadomo… Tak to wygląda, jest to po prostu tragiczne.
Właśnie mijają dwa miesiące od dyskusyjnego w kategoriach prawnych objęcia prezesury w Trybunale przez sędzię Przyłębską
Przez te dwa miesiące mieliśmy do czynienia z dobijaniem resztek Trybunału.