Kiedy podsunięto mi pomysł na przetestowanie skuteczności masażu lomi lomi, który miał zadziałać lepiej niż wizyta u psychoanalityka, wywróciłam oczami. Kolejna naciągana teoria o tym, że istnieją triki na najtrudniejsze życiowe sprawy – myślałam. Rozumiem, że dotykiem można wpływać na kondycję kręgosłupa, ale żeby od razu uzdrawiać głowę? Nie chciało mi się w to wierzyć. Mimo to, postanowiłam to sprawdzić. Jeśli w ramach pracy mam iść na masaż, zawsze jestem na tak! Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zbieranie materiałów do tekstu, skończy się dla mnie stanięciem oko w oko z najbardziej kłopotliwą i wstydliwą kwestią w moim życiu.
Jest środek tygodnia, godzina 19 z hakiem. Centrum Warszawy, pada. Czekam w ustalonym miejscu. Za kilka minut przyjdzie Krzysztof – specjalista od masażu lomi lomi, z którym jestem umówiona. Mam jeszcze chwilę na papierosa, który jako jedyny trzyma mnie w pionie o tej porze, przy tej aurze i po dniu, który zaczął się dla mnie o 4 rano. Myślę tylko o jednym – zrobić co się da dla dobrego tekstu i iść spać. I co najważniejsze – nie zasnąć podczas masażu!
Krzysztof okazuje się łagodnym bardzo uprzejmym mężczyzną, który swoim spokojem nieco mnie onieśmiela. Od samego początku mam wrażenie, że na moim dobrym samopoczuciu zależy mu bardziej niż mnie samej. Kiedy on zajmuje się ustawianiem stołu do masażu i przygotowaniem wszystkich potrzebnych akcesoriów (sprzęt grający, świeczki, hawajskie korale, kilka różnych kosmetyków), mamy okazję porozmawiać.
Ciało podąża za umysłem
- Masaż lomi lomi był wśród hawajskich plemion rytuałem przygotowującym władcę do podjęcia ważnej dla plemienia decyzji. Wykonywany był w świątyniach przez Kahunów – hawajskich kapłanów, strażników wiedzy tajemnej. Wódz był masowany przez kilka godzin, by mógł oczyścić myśli i dotrzeć do swej pierwotnej siły i mądrości – opowiada Krzysztof.
Ogólnie rzecz ujmując, jesteśmy jednością ciała i ducha. Za pomocą ciała reagujemy na każdą myśl i wynikające z niej emocje. - Jeśli myślimy w ten sam sposób na konkretny temat, np. wciąż karcimy się w myślach za niepowodzenia, ciało to zapamiętuje i przybiera pozycję, która odzwierciedla nasz stan emocjonalny. Lomi lomi tę formę rozbija – tłumaczy Krzysztof. Człowiek wstaje i czuje, że nie wie, co ma dalej robić. Chce wrócić do nawykowego myślenia, ale ciało mu na to nie pozwala, bo jest w zupełnie innym stanie. To powoduje, że zmieniamy myślenie z kategorii "muszę coś zmienić" na "jak osiągnąć ten stan w przyszłości, bez masażu". Takie podejście jest o wiele skuteczniejsze, bo motywuje do działania. Masaż daje nam na tacy efekt, do którego dążymy. To tak jakby osobom, które nie mają motywacji do nauki, na zachętę dać stan emocjonalny po obronie dyplomu. Dlatego lomi lomi może być pomocnym dodatkiem do psychoterapii – mówi Krzysztof.
Masaż lomi lomi różni się od innych tym, że nie jest mechanicznym rozbijaniem napięć w ciele poprowadzonym według schematu. Lomi lomi polega na słuchaniu ciała i doprowadzeniu go do samorozluźnienia. - Moim zadaniem jest zachęcenie ciała do relaksu, a nie wymuszenie go – mówi Krzysztof. Kiedy dotykam, czuję, w których miejscach ciało stawia opór i nigdy nie robię więcej niż tyle, na ile ciało mi pozwoli. Głębia tego doświadczenia zależy od osoby masowanej, na ile ona jest gotowa otworzyć się i ile chce dostać. Niczego nie wymuszam. Dotykam, dostaję informację zwrotną od ciała i robię tylko tyle, ile mogę. Skupiam się w całości na dotyku, przez cały zabieg mam zamknięte oczy – dodaje.
Najważniejszy jest dotyk
Według Krzysztofa patrzenie i przetwarzanie tego, co widzimy jest dla mózgu bardzo absorbujące, dlatego odcina się od obrazów i bada rzeczywistość tylko dotykiem. - Za pomocą samego zmysłu dotyku staram się rozpoznać stan ciała klienta. Jak niewidomy, który musi szlifować tę umiejętność i do maksimum rozwinąć posługiwanie się tym jednym narzędziem. Dzięki temu wyczuliłem swój dotyk i mając pod palcami czyjeś ciało, potrafię znaleźć drobne punkty, detale, które decydują o końcowym efekcie masażu – tłumaczy.
Zatem gdyby porównać działanie masażu lomi lomi do psychoterapii, można powiedzieć, że psychoterapia to działanie od strony umysłu, a masaż od strony ciała. Podczas psychoterapii przyglądamy się swoim uczuciom, temu, co dzieje się w naszym wnętrzu. Uczymy się rozpoznawać ukryte mechanizmy, które decydują o naszym zachowaniu i dzięki zwiększonej samoświadomości mamy możliwość dokonania zmiany. Wiemy jak świadomie wpływać na własne samopoczucie i to daje nam ulgę. Jednak za umysłem podąża ciało, któremu również należy się uwaga w poprawianiu swojej kondycji psychicznej. - Oczywiście nie jest tak, że dotykając czyichś pleców czy stóp, wiem co dzieje się w jego życiu. Nie czytam w cudzych myślach. Mogę łączyć ze sobą informacje, które wysyła mi ciało i próbować je interpretować, jednak stawianie diagnozy nie jest moim zadaniem. W trakcie rozmowy po masażu wymieniamy się naszymi wrażeniami i spostrzeżeniami, które mogą dodatkowo zainspirować masowaną osobę do osobistych przemyśleń – mówi Krzysztof.
Co zatem nasze ciało "mówi" podczas masażu? - Reakcje ciała na dotyk świadczą np. o gotowości do zmian – tłumaczy Krzysztof. Jeśli jesteśmy otwarci na nowe doświadczenia, ciało dość łatwo poddaje się moim dotykowym sugestiom. Jeśli zaś jest sztywne i spięte, kiedy np. nagle puszczam rękę, którą przed chwilą trzymałem w górze, a ona nie opada swobodnie, to znaczy, że wolimy mieć w życiu wszystko pod kontrolą.
Intencja masowania
Tuż przed wejściem na stół do masażu, dowiaduję się, że na masaż lomi lomi warto przyjść z intencją. Przed zabiegiem możemy skupić się na tym, co aktualnie nas trapi, co jest największym naszym zmartwieniem i co utrudnia nam osiągnięcie błogostanu psychicznego. W ten sposób wybierzemy sobie problem, który chcemy z siebie wyrzucić. - Przyszła do mnie kiedyś kobieta, która od lat nie mogła zajść w ciążę. Starali się z mężem o dziecko, sięgając po przeróżne medyczne metody. Może to zabrzmi zabawnie, ale udało im się dzięki mnie. Ta kobieta była skupiona przed masażem właśnie na tym, że jest bezpłodna i właśnie ten kłopot z jej ciała ustąpił. Po kilku tygodniach okazało się, że zbliżenie, które miało miejsce po wizycie u mnie, zaowocowało wyczekiwaną ciążą – opowiada Krzysztof.
- Innym razem masowałem kobietę w głębokiej wieloletniej depresji. Była zgarbiona, skulona. Po masażu jej ciało mówiło do niej "uśmiechnij się!" Była zupełnie zdezorientowana, tak jakby nie wiedziała, czy słuchać diabełka na lewym ramieniu, czy aniołka na prawym. Nie mogła znaleźć w ciele swojej depresji, do której była tak przyzwyczajona. Pojawiła się niezgodność między nastawieniem w głowie a postawą ciała. To pozwoliło jej uświadomić sobie, że ona nie jest depresją, lecz, że depresja to przejściowy stan, z którego można wyjść.
Na pytanie o intencję, pierwsze, co przyszło mi do głowy to brak czasu na relaks, chęć bycia najlepszą w każdej roli, jaką gram i problem z odcięciem myśli, całkowite oddanie się temu, co tu i teraz, czyli czołowe pozycje na liście największych bolączek współczesności. Bauman rzekłby, że to było do przewidzenia. - Skup się na tym, co czujesz, co chciałabyś zmienić i czego chciałabyś się pozbyć – mówi Krzysztof. Kiedy kładę się na stole do masażu, dodaje. - A teraz postaraj się słuchać wyłącznie swojego ciała, zobaczymy, co ono nam powie. Krzysztof przykrywa mnie ręcznikiem, włącza egzotycznie brzmiącą muzykę relaksacyjną (rzeczywiście kojarzy się z hawajskimi klimatami) i zaczyna masaż. Najpierw dociska każdą część mojego ciała przez ręcznik. Następnie rozpyla olejek eteryczny, odkrywa moje plecy i zaczyna masaż.
Pęd jest w tobie, czyli jak zatrzymać myśli dotykiem
Od tego momentu staram się jak najlepiej wykonać polecenie mojego dzisiejszego przewodnika – myślę, by nie myśleć. Jak to zrobić? - pytam sama siebie. Nie mam pojęcia, dlatego stwierdzam, że nie ma sensu o tym myśleć. By nie tracić czasu, od razu zaczynam układać w głowie pierwsze zdanie mojego tekstu. Po chwili mam już trzy pomysły. W tym czasie czuję, że Krzysztof zorientował się, że mam sztywny kark i bardzo chce, bym się rozluźniła. Odstawiam więc myśli o pierwszym akapicie artykułu, który czytasz i skupiam się na tym, by pozwolić masażyście wykonać swoje zadanie. W tym momencie Krzysztof przechodzi do masażu łopatek i okolic. Czy to oznacza, że kark mam już wyluzowany? Nie mam bladego pojęcia.
Masaż z biegiem czasu "nabiera mocy" (ucisk staje się silniejszy), a moje myśli stają się coraz bardziej chaotyczne. Jest przyjemnie ciepło i nienaturalnie spokojnie. Przez moją głowę przebiegają różne wyrwane z kontekstu zdania, pojawiają się kolejne wątki, które Krzysztof "rozbija" dotykiem. Tak jakby wiedział, że o czymś rozmyślam i usilnie chciał mi przeszkodzić. Myśl o niedokończonej rozmowie z mężem, przeplata się z refleksjami typu "za mało czasu spędzam z dzieckiem" lub "czy Maciek (fotograf) znajdzie adres" i obawami, że wywiad umówiony na następny dzień nie wyjdzie tak, jak powinien. Aż tu nagle Krzysztof unosi moją nogę, opiera ją na swoim ramieniu i testuje, jak bardzo jestem rozciągnięta, bądź raczej – jak dalece moje ciało pozwoli mu działać. Po kilku takich seriach wiem już, że nie pozostaje mi nic innego jak oddać się masażowi, bo i tak nic sensownego nie uda mi się z samą sobą w tej wolnej chwili ustalić.
Staram się jak mogę, ale chaos wciąż się we mnie kłębi. W połowie Krzysztof prosi, bym odwróciła się na plecy. Byłam na to przygotowana, jednak nie spodziewałam się, że masażowi podlega również twarz i głowa. Mam pierwszą okazję, by podejrzeć czy masażysta faktycznie ma zamknięte oczy podczas pracy. Potwierdzam, wygląda na niesłychanie skupionego i spokojnego. Kiedy Krzysztof zbliża do mojej twarzy dłonie wysmarowane jakąś maścią (swoją drogą, pięknie pachnącą), słyszę w głowie alarm: "Chryste, mój makijaż! Przecież tu zaraz przyjdzie fotograf!" Ale zapach jest tak odurzający, a delikatny ruch, który moja głowa wykonuje w dłoniach Krzyśka tak przyjemny, że alarm po chwili cichnie.
W tym momencie Krzysztof sprawdza mój oddech, kładąc mi na mostku dłoń (a może palec?) i trwa w tym geście przez kilka minut. Wydaje mi się, że bada jak oddycham – przeponą czy klatką piersiową. Postanawiam mu udowodnić (i sobie też), że oczywiście perfekcyjnie oddycham przeponą, długo i powoli. Krzysztof nie daje się nabrać. Zaczyna dociskać moją klatkę piersiową do stołu, tak jakby chciał zmusić mnie do oddechu przeponą. Nic z tego. Zaczynam się karcić w myślach – w końcu urodziłam dziecko naturalnie i chodziłam na ćwiczenia oddechu w ciąży. Co jest ze mną nie tak?! Moje autopretensje przerywa Krzysztof, wykonując gest świadczący o pełnej akceptacji mojego wyboru metody oddychania – delikatnie masuje brzuch. Po chwili staje za moją głową i wraca do wciąż spiętych (jak się okazuje) łopatek.
Wkłada mi pod plecy całe pięści i w tym momencie dzieje się coś bardzo dziwnego. Ot tak, czuję jak wszystko, o czym do tej pory myślałam bezpowrotnie się oddala (trzy pomysły na początek tekstu niestety też) i jest mi wszystko jedno co stanie się dalej. Czy fotograf spóźni się na zdjęcia, czy wtargnie tu bez pukania, kiedy obnażona będę leżeć na stole, czy są jeszcze miejsca na zajęciach jogi w moim mieście i tak dalej. Jest mi po prostu dobrze i ten stan towarzyszy mi do końca. Nawet kiedy słyszę, że w korytarzu krząta się Maciek, a jakiś pies zajadle wyraża z tego powodu niezadowolenie.
Fizyczne dźwiganie ciężkich myśli
Po masażu Krzysztof pyta jak się czuję. Oczywiście, że doskonale – odpowiadam. Ale czy mam jakieś wnioski? Pierwsze o czym myślę, to że ten stan nie jest mi obcy. Kiedy zamknę oczy – dzięki niezwykłemu luzowi w ciele i pustce w głowie, przyjemnej muzyce, egzotycznym zapachom oraz wysokiej temperaturze w pomieszczeniu – przypominają mi się ostatnie wakacje. Czułam się tak każdego popołudnia, po kilku godzinach pływania i spacerów w pełnym słońcu na przemian.
Druga myśl to, że bardzo takich momentów wyluzowania potrzebuję. W chwili, w której siedzę na stole i czekamy aż Maciek zorganizuje warunki do sesji zdjęciowej, naprawdę jest mi obojętnie co pomyśli mój kolega z pracy na widok mnie z rozmazanym makijażem i tłustą maścią na włosach. Nie mogę sobie również przypomnieć o czym myślałam zanim tu przyszłam, wszystko jest jakby za mgłą, dalekie i nie tak istotne, jak to, co tu i teraz.
Trzeci i chyba najważniejszy wniosek z tej sytuacji przychodzi mi do głowy, kiedy jestem już "trzeźwiejsza", niecałkowicie odurzona półtoragodzinnym ciepłym dotykiem – że pora zadbać o siebie, bo naprawdę warto. Kiedy do głowy zaczynają napływać myśli o tym, co zrobić, by sesja była jak najbardziej udana, jak związać do niej włosy i czy Maciek na pewno nie widzi zbyt wiele zza ręcznika, który mam na sobie, rozmyślania przerywa mi Krzysztof. - Wyczułem w twoim ciele konflikt, który mieści się w klatce piersiowej i barkach. Masz kłopot, bo jedno i drugie są bardzo spięte – klatka chce się wypiąć do przodu, by udowodnić, że dasz sobie radę, a plecy są obciążone zbyt dużą ilością obowiązków, przez co i tył i przód walczą z nadmiarem, jaki dźwigasz – mówi. Staję jak wryta.
Poczułam się jak Demi Moore w "Uwierz w ducha", gdy Whoopi Goldberg powtarza za jej zmarłym ukochanym sekretne informacje z ich wspólnego życia. Tak, jakby ktoś po kryjomu przeczytał zdanie z mojego pamiętnika i wypowiedział je w chwili, w której nie mam na sobie ochronnego pancerza. Diagnoza w punkt. Prawda, do której nie chcę się przyznać sama przed sobą, bo boję się zmian, została wypowiedziana głośno. To wszystko naprawdę jest w moim ciele?! - Mówiłem, ciało i dusza to jedno. Lomi lomi naprawdę nie jest jak wróżenie z fusów, czy interpretowanie snów z sennikiem w dłoni. Fakt, każdy zestresowany człowiek ma spięte mięśnie barków i karku. Jednak kiedy zbada się całość, można dowiedzieć się o wiele więcej – mówi Krzysztof.
Teraz przypominam sobie, jak na początku Krzysztof mówił, że przez kilkugodzinny masaż lomi lomi można dotrzeć do swoich najskrytszych pragnień, o których nie mamy pojęcia, docierać do sedna wewnętrznych konfliktów, może nawet czytać z podświadomości? Wtedy wydawało mi się to niewiarygodne, myślałam, że to jak horoskop, którego przepowiednie dopasować można niemal do każdego człowieka. Po tym doświadczeniu nie mam wątpliwości, że się myliłam. Na koniec dodam, że według Krzysztofa ten błogostan może trwać 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Wystarczy, że opanujemy sztukę kontrolowania swoich reakcji na to, co nam się przytrafia.
Masaż lomi lomi wykonał Krzysztof Lach Markiewicz, z którym można skontaktować się pod numerem telefonu 570570906, mailowo (kristomar@o2.pl), lub na facebooku.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl