
Wyjazdy na egzaminy do Łomży – auto szkoły jazdy z takim napisem mknie ul. Marszałkowską. Okazuje się, że wielu warszawiaków decyduje się na egzamin w ośrodkach poza stolicą. Co decyduje o popularności Łomży? – Tylko jedno rondo i wszystkie drogi pod górkę, więc nie trzeba jechać szybko – odpowiada z ironią jeden z kursantów.
REKLAMA
Podobne auto z nietypową reklamą pojawiło się na uliczkach Białołęki. Jego właściciel przekonuje: – Zdawalność w Łomży już teraz jest na poziomie 50 procent, a w Warszawie 20. Zdecydowanie łatwiej zdać tam egzamin. Nie ma tramwajów. Mniejszy ruch, mniejszy stres.
Na egzamin w odległym ośrodku decydują się "desperaci", którzy egzamin w Warszawie oblali kilka razy. Anna, studentka z Warszawy do nich należy. Rozważa, czy nie zdawać egzaminu poza stolicą. Chce mieć wreszcie prawko i jeździć w wakacje. – Słyszałam, że wiele osób przystępuję do egzaminów w mniejszych ośrodkach. Waham się, bo nie wiem, czy ma to sens? Skoro nie znam topografii miasta, to i tak się pogubię w czasie jazdy – zastanawia się. Właściciel szkółki uspokaja. On nie tylko zawozi kursantów na egzamin. Jeden wyjazd obejmuje przygotowanie do egzaminu, czyli jazdę po "placu" i ulicach miasta. – Koszt 170 złotych. Kursant musi tylko w warszawskim WORD-zie poinformować, że chce zdawać w Łomży. Informacja zostanie elektronicznie przesłana dalej – dodaje.
Cicha wojna WORD-ów
Okazuje, że Łomża cieszy się popularnością nie tylko wśród warszawiaków, ale również wśród mieszkańców Białegostoku. W tamtejszym ośrodku zdaje tyle samo kierowców, co w Łomży, chociaż miasto jest kilka razy mniejsze. Skąd takie zainteresowanie Łomżą? – To powinni odpowiedzieć kursanci, którzy przyjeżdżają nawet kilkaset kilometrów, aby u nas zdać egzamin – tłumaczy Cezary Kisiel, szef łomżyńskiego ośrodka. – Staramy się, aby obsługa była na jak najwyższym poziomie. A atmosfera wobec kandydatów, jak najbardziej przyjazna. Nie ma co ukrywać, że infrastruktura drogowa jest u nas prostsza, niż w takim mieście, jak Warszawa. Popularność Łomży budzi zazdrość innych ośrodków. Niektórzy pracownicy mówią o wojnie WORD-ów, które podbierają sobie klientów. – Słyszałem, że niektóre ośrodki płacą takim instruktorom nie tylko za reklamę egzaminów, ale odpalają im procent od każdego klienta – twierdzi jeden z nich, ale też prosi o zachowanie anonimowości. Tymczasem, według danych Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej-Ośrodków Szkolenia Kierowców, to Łomża zajmuje drugie miejsce pod względem zdawalności. Pierwsza jest Ostrołęka. Natomiast na szarym końcu... wcale nie Warszawa, tylko Koszalin.
Okazuje, że Łomża cieszy się popularnością nie tylko wśród warszawiaków, ale również wśród mieszkańców Białegostoku. W tamtejszym ośrodku zdaje tyle samo kierowców, co w Łomży, chociaż miasto jest kilka razy mniejsze. Skąd takie zainteresowanie Łomżą? – To powinni odpowiedzieć kursanci, którzy przyjeżdżają nawet kilkaset kilometrów, aby u nas zdać egzamin – tłumaczy Cezary Kisiel, szef łomżyńskiego ośrodka. – Staramy się, aby obsługa była na jak najwyższym poziomie. A atmosfera wobec kandydatów, jak najbardziej przyjazna. Nie ma co ukrywać, że infrastruktura drogowa jest u nas prostsza, niż w takim mieście, jak Warszawa. Popularność Łomży budzi zazdrość innych ośrodków. Niektórzy pracownicy mówią o wojnie WORD-ów, które podbierają sobie klientów. – Słyszałem, że niektóre ośrodki płacą takim instruktorom nie tylko za reklamę egzaminów, ale odpalają im procent od każdego klienta – twierdzi jeden z nich, ale też prosi o zachowanie anonimowości. Tymczasem, według danych Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej-Ośrodków Szkolenia Kierowców, to Łomża zajmuje drugie miejsce pod względem zdawalności. Pierwsza jest Ostrołęka. Natomiast na szarym końcu... wcale nie Warszawa, tylko Koszalin.
– Jeśli prześledzić zdawalność na ostatnich miejscach, to różnice między ośrodkami są minimalne. Koszalin nie będzie odbiegał zbyt mocno od Łodzi, Szczecina czy Gdańska – tłumaczy Roman Stencel, prezes OIG-OSK. Dodaje, że od lat ranking WORD-ów niewiele się zmienia. – Wiele czynników decyduje o popularności niektórych miast. Chociażby przyjazne egzaminy i polityka dyrektorów WORD-u – wylicza. Chociaż bywają "myki" przyjazności wobec kierowców. Zgodnie z przepisami, kierowcy ciężarówek muszą zdawać egzamin kierując ciężarówką z naczepą. Trudno wykonać manewry, bo widoczność jest ograniczona. – No ale jeśli opończę wykona się z foli przezroczystej... – śmieje się Stencel i dodaje główny powód "oblewania" egzaminów: – Stopień przygotowania kursantów do egzaminu mógłby być z pewnością większy.
Słoik z Warszawy na drodze
W Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Warszawie sceptycznie oceniają pomysły kursantów, którzy decydują zdawać poza stolica. – Obawiam się takich kierowców. Nie wiedzą, jak zachować się na szerokich skrzyżowaniach, jakie są w dużych miastach. Czy wreszcie nie są obyci z obecnością tramwajów w ruchu ulicznym – komentuje Mariusz Sztal z warszawskiego WORD-u.
W Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Warszawie sceptycznie oceniają pomysły kursantów, którzy decydują zdawać poza stolica. – Obawiam się takich kierowców. Nie wiedzą, jak zachować się na szerokich skrzyżowaniach, jakie są w dużych miastach. Czy wreszcie nie są obyci z obecnością tramwajów w ruchu ulicznym – komentuje Mariusz Sztal z warszawskiego WORD-u.
Jego zdaniem, najlepiej, gdy kierowca zdaje egzamin w miejscu, w którym żyje. – Jego umiejętności będą najbardziej dostosowane do potrzeb i warunków, z jakimi przyjdzie mu najczęściej się zmierzyć na drodze – tłumaczy. Po tych słowach żart Anny, która przymierza się do egzaminu poza stolicą, brzmi dość gorzko: – Zrobię sobie naklejkę, aby ostrzec innych kierowców, że prawko zdałam w Łomży. Będą dla mnie bardziej wyrozumiali.
