
W piątek Polska została jednym z dziesięciu niestałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nasz kraj był jedynym kandydatem z Europy Środkowo-Wschodniej, więc nie jest to żadne zaskoczenie. Za tą decyzją idą prestiż oraz mimo wszystko niewielkie możliwości. Oraz jeszcze jedna ciekawa analogia, która może zakłopotać rząd.
REKLAMA
Na początek garść informacji praktycznych: Polska, na mocy dzisiejszej decyzji, będzie niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ przez najbliższe dwa lata. Nasz mandat zacznie się od pierwszego stycznia.
I choć dzisiejsza decyzja zostanie odtrąbiona przez rząd i przychylne mu media jako sukces Polski, nasza nominacja była praktycznie pewna już od dawna. W Radzie Bezpieczeństwa zawsze przypada jedno niestałe miejsce dla państwa z Europy Środkowo-Wschodniej. Zastąpimy Ukrainę, a jednocześnie byliśmy... jedynym kandydatem.
Poza tym pozycja niestałego członka, poza prestiżem, nie niesie za sobą większych kompetencji. W skład Rady wchodzi piętnaście państw – dziesięciu członków niestałych oraz pięciu stałych. I to tak naprawdę pomiędzy tą piątką (Wielka Brytania, Francja, Chiny, Stany Zjednoczone, Rosja) zapadają decyzje, ponieważ każde z tych państw dysponuje samodzielnym prawem weta. Innymi słowy jeśli nawet Polska wystąpi z inicjatywą, którą poprze trzynaście innych państw, w tym cztery ze stałym mandatem, wystarczy weto np. Rosji.
I ostatnia cenna informacja: Polska została niestałym członkiem po raz szósty w swojej historii. I co jest niezwykle znamienne, najczęściej miejsce w Radzie dostawaliśmy, kiedy w Polsce działo się... po prostu źle. Oczywiście trudno porównać np. stan wojenny do obecnej sytuacji w kraju, ale jednak zbieżność dat jest po prostu niesamowita. Europoseł PO Adam Szejnfeld zauważył wręcz, że Polska "stawała się niestałym członkiem RB ONZ zawsze, gdy radykalnie odchodziła od demokracji".
1946-1947
Polska zasiadała w pierwszej Radzie Bezpieczeństwa. Była jej członkiem z ramienia regionu Europy Wschodniej i Azji. I choć zyskaliśmy ważne miejsce w ONZ, organizacji mającej demokrację w sercu, w kraju sytuacja rozwijała się w zupełnie inną stronę.
To był przecież czas, kiedy w Polsce łokciami rozpychali się komuniści – i to w bardzo brutalny sposób. W tym samym czasie, kiedy byliśmy członkiem Rady Bezpieczeństwa, zlikwidowano podziemie antykomunistyczne, w 1946 sfałszowano referendum (trzy razy tak), a w 1947 wybory, dzięki czemu pięć lat później powstała Polska Rzeczpospolita Ludowa.
1960
Druga, ale tylko roczna, kadencja Polski w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. I trochę "spokojniejsza" data. Czasy głębokiego Gomułki, świeżo po wydarzeniach związanych z tzw. odwilżą gomułkowską. Jednak jak wiemy z historii, ta "liberalizacja" trwała krótko. Rozpoczęło się likwidowanie pism (tak jak tygodnika "Po Prostu" w 1957, co było początkiem zmian), jak i byliśmy świadkami powołania pod koniec lat 50. ZOMO.
W 1960 zaczęły się też gwałtownie sypać związki PRL z Kościołem. Zabroniono nauki religii w szkołach, zniesiono święta Trzech Króli oraz Matki Boskiej Zielnej, rok później zabroniono procesji Bożego Ciała na ulicach miast.
1970-71
Dwuletnia, trzecia kadencja Polski. Zbiegła się w czasie z tragiczną maską na Wybrzeżu, znaną także jako wydarzenia grudniowe. To protesty robotników w kilku polskich miastach, szczególnie na Wybrzeżu, które zostały brutalnie stłumione przez oddziały Ludowego Wojska Polskiego oraz Milicji Obywatelskiej.
Zginęło 45 protestujących oraz kilku funkcjonariuszy MO i żołnierzy. Ponad tysiąc osób zostało rannych.
1982-83
Czwarta kadencja, trwała dwa lata. I jak łatwo zauważyć, pokryła się czasowo z obowiązywaniem w Polsce stanu wojennego. Stan nadzwyczajny został wprowadzony 13 grudnia 1981 roku, a więc kilka dni przed rozpoczęciem kadencji. Został zawieszony 31 grudnia 1982 roku, a więc w dniu, kiedy nasz mandat wygasł.
Samej historii stanu wojennego nikomu nie trzeba przypominać. Jedna z najczarniejszych kart w najnowszej historii Polski, która pochłonęła życie około 40 osób.
1996-97
Piąta i ostatnia, a właściwie to już przedostatnia kadencja, dwuletnia. Przypada już na czasy III RP, więc w tym jednym punkcie historia wyłamuje się ze schematu. Chociaż z drugiej strony można powiedzieć, że dla obecnie rządzących ten okres był tragiczny.
Przypomnijmy, że lata 96-97 to czasy rządów lewicowych. Przez niemal cały ten okres w Polsce rządził gabinet Włodzimierza Cimoszewicza, a w kwietniu 1997 została uchwalona konstytucja. Ta sama, której Jarosław Kaczyński tak nienawidzi.
2018-19
Trzeci i czwarty rok rządów Prawa i Sprawiedliwości. Po dwóch pierwszych latach, rozbiciu Trybunału Konstytucyjnego, przejęciu mediów, karierach "Misiewiczów" czy ignorowaniu orzeczeń Sądu Najwyższego można spodziewać się naprawdę wielu rzeczy.
