Ma charyzmę, charakter i tzw. społeczny słuch. Zapisał ładną opozycyjną kartę w czasach PRL; jest dobrym wiecowym mówcą; wzbudza zaufanie i sympatię. Władysław Frasyniuk zarzekał się dotąd, że nie ma zamiaru wracać do czynnego uprawiania polityki. Ale jego zaangażowanie w kontrmiesięcznicę smoleńską może świadczyć o tym, że ciągnie wilka do lasu. W wynoszeniu go z manifestacji przez policję było coś symbolicznego. Czy PiS "wynosi” właśnie Frasyniuka na nowego lidera opozycji?
Po kontrmiesięcznicy smoleńskiej Frasyniukowi grozi do 3 lat więzienia za naruszenie nietykalności cielesnej policjanta. Wydarzenia, do których doszło przed Pałacem Prezydenckim wywołały wiele politycznych emocji. Zdaje się, że były opozycjonista może je zdyskontować.
Atak propisowskich mediów
Furia z jaką propisowskie media zaczęły dyskredytować Frasyniuka, impet ataku na niego po sobotnich wydarzeniach na Krakowskim Przedmieściu wskazuje na to, że obóz rządzący widzi w byłym opozycjoniście groźnego przeciwnika. – Frasyniuk stanął tam, gdzie stało ZOMO – komentował szef MON Antoni Macierewicz.
Ale w roli lidera opozycji Frasyniuka widzą także aspirujący dotąd to tego miana. – Byłoby bardzo dobrze, gdyby Władek Frasyniuk stanął na czele zjednoczonej opozycji. (...) Nie przyszedłem tu dla osobistej kariery. Mój osobisty interes jest dokładnie odwrotny niż angażowanie się w tę walkę. Przyszedłem z poczucia obowiązku – mówił Krzysztof Łoziński w porannej rozmowie z Konradem Piaseckim w Gościu Radia Zet.
"Polityka przyszła po Frasyniuka"
– Frasyniuk deklarował, że nie chce wracać do polityki. Rozumiem go, ale obawiam się, że rzeczywistość jest taka, że polityka przyszła do niego. Też nie chciałem wracać, a polityka mnie wciągnęła. Nie było to zaplanowane. Byłoby bardzo dobrze, gdyby Władek Frasyniuk stanął na czele zjednoczonej opozycji – podkreślił Łoziński.
Sam Frasyniuk w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" uczestnictwo policji w sobotniej manifestacji i używanie siły wobec protestujących nazwał "sytuacją stanu wojennego, gdy łamane są nasze prawa". Dodał, że jego zdaniem "po cichu przestaje istnieć demokratyczne państwo prawa".
Ostro skomentował także słowa Jarosława Kaczyńskiego wymierzone w przeciwników władzy. - Tak, jestem agentem, agentem polskiego społeczeństwa, które odwołuje się do pierwszej Solidarności, jestem agentem Unii Europejskiej, czyli liberalnej demokracji; Ty, Jarku, jesteś prostym parobkiem Putina, który destabilizuje nie tylko polskie państwo, ale i Europę – zwrócił się wprost do lidera PiS.
Ciągnie wilka do lasu Frasyniuk wezwał jednocześnie "wszystkich do sprzeciwu wobec niszczenia państwa polskiego przez Jarosława Kaczyńskiego i obecny rząd". Zapowiedział też, że nie zrezygnuje z wyrażania sprzeciwu wobec władzy. Co miałoby to oznaczać?
O tym, że Frasyniuka ciągnie go do polityki świadczy wiele jego działań. Niedawno w specjalnym liście otwartym bezkompromisowo skrytykował choćby liderów PO Grzegorza Schetynę i PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza za kluczenie w sprawie przyjmowania uchodźców.
Jest typem wiecowca, a nie gabinetowca. Ma tę przewagę nad innymi działaczami, że może żyć bez polityki i dobrze na tym wychodził. Urodził się 25 listopada 1954 r. we Wrocławiu. Ukończył Technikum Samochodowe w tym mieście. Pracował jako kierowca w przedsiębiorstwach transportowych.
W czasach PRL aktywnie działał w opozycji, wielokrotnie był więziony i internowany za działalność opozycyjną i antykomunistyczną. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu. Już w latach 90. założył własną firmę transportową.
"Boks uczy pokory"
Był przewodniczącym Unii Wolności i Partii Demokratycznej. W latach 1991-2001 z ramienia Unii Demokratycznej i UW przez trzy kadencje sprawował mandat poselski.W ostatnich latach zajmował się komentowaniem polskiej polityki. Zawsze słynął z odwagi i bezkompromisowych sądów.
Prywatnie ma opinię ostrego zawodnika. Trenuje boks. – Boks uczy pokory: pokazuje naszą słabość, obnaża wszystkie nasze niedociągnięcia, uczy reagowania w stresie i odporności na ból. W trakcie walki bokserskiej można upuścić sobie pary, wyżyć się na przeciwniku... Na człowieku nie. Najlepiej wyżywam się na worku treningowym. Po pierwsze, nie zrobię nikomu krzywdy, a po drugie... worek mi nie odda (śmiech) – opowiadał niegdyś w wywiadzie dla "Gazecie Wrocławskiej”.
Pytany, czy walczy tylko na 50 procent, czy też na ostro, na 100 procent?, odparł, że "w człowieku siedzi coś takiego, że chce oddać przeciwnikowi". – Problemem w boksie, i nie tylko, jest zapanowanie nad agresją, co nie zawsze się udaje. Ja uchodzę za bardzo cennego przeciwnika, który panuje nad emocjami – stwierdził.
Czy wróci na ring?
– Pamiętam, że kiedyś pojawił się na sali ćwiczeń młody człowiek: 190 centymetrów wzrostu, ponad 100 kilo wagi. Wpadał w walce w taką agresję, że nikt nie chciał z nim walczyć: bardzo mocno uderzał, robił krzywdę. I zrobił sobie taką złą sławę, że nikt nie chciał z nim na sali boksować. Pewnego dnia trener podszedł do mnie i zapytał, czy z nim zawalczę? – opowiadał.
Z wywiadu wynika, że zawalczył i wygrał. – Trzeba mieć szybkie nogi i powietrze w płucach. Ludzie na sali mieli satysfakcję, jak mu obijałem doły. Facet walił pięściami, aż wiatr wiał dookoła i nie mógł mnie trafić, a ja cały czas mu masowałem brzuszek – wspominał.
Czy podejmie rękawicę rzuconą przez PiS? Czy wróci na polityczny ring? Jeśli wróci i jest w dobrej formie, to ma szansę przynajmniej mocno zamieszać.