logo
fot. natemat.pl

Drogerie Natura to najpopularniejsza polska sieciówka z kosmetykami. Pierwsza, jaka dotarła do małych miast. Z tego powodu jeszcze kilka lat temu kojarzona była raczej z asortymentem "pierwszej potrzeby" najpopularniejszych marek, aniżeli kopalnią perełek kosmetycznych czy źródłem towarów luksusowych. Na drogerie tej sieci adaptowane są różne wnętrza – u mnie w mieście Natura zajęła miejsce po społemowskim AGD, który był tam od dekad, i to tylko po lekkim liftingu... W porównaniu z Rossmannem kilka ulic dalej, który mimo że wciśnięty w starą kamienicę, "cały na biało" zawsze robi wrażenie wielkomiejskiego, Natura wypada skromnie. Mimo to, to o Naturze kobiety (w tym ja) mówią "nasz" sklep, a do Rossmanna ciągną głównie licealistki, nieprzekonane o tym, że to, co jeszcze nie zyskało popularności w blogosferze bywa o niebo lepsze (i tańsze!) od masowych i kultowych produktów. Oto kosmetyki, po które najczęściej wracamy do Natury. Co ciekawe, i dosłownie, i w przenośni.

REKLAMA
Masło Shea, Natur Planet
/ fot. natemat.pl
Ta marka to nowość ostatnich miesięcy w Drogeriach Natura. W "moim" sklepie rzuca się w oczy, bo stoi jako osobny regalik niedaleko kas. Produkty Natur Planet to nic innego jak czyste naturalne surowce kosmetyczne. Bardzo wysokiej jakości, bez żadnych ulepszaczy i dodatków, a co najważniejsze, bez naciągania na drogie opakowania i designerskie etykiety. Tym razem skusiłam się na masło shea – w ofercie, w tej samej formie i pojemności, jest jeszcze olej kokosowy i masło kakaowe.

Czyste masło shea jest twarde – aby go użyć trzeba najpierw kolistymi ruchami ocieplić jego powierzchnię. Ma dość intensywny zapach przynoszący na myśl świeże drewno i tłuszcz jednocześnie. Zapach ten nie utrzymuje się jednak na skórze. Masło shea cudownie sprawdza się jako balsam regenerująco-nawilżający do ciała. Choć w pudełku jest go tylko 100 ml to wystarczy wam na kilkadziesiąt aplikacji – jest super wydajny, kiedy "złapie" temperaturę rozsmarowuje się jak, no właśnie, jak masło. Po wchłonięciu zostawia na skórze bardzo delikatny film i cudowny, jakby matowy, jednolity połysk. Taki blask zdrowej skóry – nie naoliwionej, nie upiększonej brokatem, tylko odżywionej i pięknej. Bo taka właśnie pod jego wpływem się staje.

Masło shea ratuje również moje wiecznie suche i spękane usta (sięgam po nie jeśli akurat nie mam lano-maści, czyli kosmetyku z działu "dziecko", który działa cuda na problemy dorosłych). Nie jest to może najprzyjemniejszy zabieg na świecie, ale w jedną noc likwiduje wszystkie ranki. Za opakowanie zapłacicie 9,90 zł.

Maseczka algowa, Natur Planet
/ fot. natemat.pl
Na regale Natur Planet znajdziecie również srebrne saszetki. Są mniejsze i większe. Te większe zawierają przeróżne rodzaje czystych glinek do różnych typów cery. Jedną z mniejszych widzicie na zdjęciu. Nic tak dobrze nie robi skórze jak maska ze świeżych alg, bez żadnych dodatków. Do tej pory przyjemność ta zarezerwowana była dla wizyt w gabinecie kosmetycznym, głównie po zabiegach oczyszczających jako idealny nawilżacz i sposób na wyciszenie skóry, zwężenie porów oraz złagodzenie zaczerwienień. Teraz możecie zrobić to w domu. Za jedyne 11,99 zł.

Gąbka Konjac, Natur Planet
/ fot. natemat.pl
Tak, znowu Natur Planet. Jeszcze tylko Gąbka Konjac i możecie wejść między regały. Ale bez niej nie odchodźcie! To mały-wielki produkt. Niby nic, gąbka, a po pierwszym użyciu zrozumiecie, że bez niej oczyszczanie już nigdy nie będzie kompletne. Efekt jaki daje używanie gąbki konjac to gładkość i czystość skóry po peelingu, ale zabieg ten nie jest tak inwazyjny, więc można jej używać do codziennej pielęgnacji. Po kilku tygodniach pory są płytsze, skóra czystsza, zaskórników mniej. Kosztuje 13,99 zł, wystarcza na kilka miesięcy – zależy jak będziecie ją przechowywać. Dłużej posłuży wam jeśli zawiesicie ją po użyciu w jakimś przewiewnym suchym miejscu.

Dermatologiczna emulsja oczyszczająca DrMedica, Bielenda
/ fot. natemat.pl
Skoro jesteśmy już przy skutecznym oczyszczaniu twarzy, obsługa drogerii poleciła mojej uwadze mało popularny produkt od bardzo popularnego producenta. Podobno po emulsję dermatologiczną Bielendy klientki regularnie wracają. Butelka i zapach sugerują chwyt marketingowy pt. "apteczna stylówka", żeby było bardziej medycznie i wiarygodnie. Zaczynam być podejrzliwa, więc czytam skład. Obiecane: glinka biała, niacinamide (stymuluje syntezę kolagenu, działa odmładzająco i przeciwzmarszczkowo, rozjaśnia przebarwienia, poprawia nawilżenie, wzmacnia barierę lipidową skóry, działa silnie antyoksydacyjnie, leczniczo i przeciwzapalnie i kojąco na skórę trądzikową i z trądzikiem różowatym), panthenol i alantoina zajmują miejsca kolejno od czwartego w składzie. Jest nieźle, czyli to nie tylko "apteczna stylówka", można zaufać. 250 g kosztuje 16,50 zł.

Tonik kojący Olejki Polskie, Celia
/ fot. natemat.pl
Kolejny produkt do pielęgnacji twarzy i drugi tonik na świecie (zaraz po wodzie micelarnej dla niemowląt), który nie zostawia skóry suchej i ściągniętej. Naprawdę po tonizacji Celią nie musiałabym używać kremu, co jest u mnie sytuacją absolutnie wyjątkową. Tym razem skuteczność również wyjaśnia skład: na drugim miejscu gliceryna, na piątym i szóstym ekstrakty z lnu i bawełny. Ma piękny zapach, kwiatowy, naturalny. Jeśli nie przepadacie za tonizacją z powodu podrażnień i uczucia wysuszenia, lub nie macie jeszcze ulubionego toniku, polecam sprawdzić Celię. Może okazać się strzałem w dziesiątkę. Zapłacicie za nią 10,99 zł.

Krem liftingujący Koenzym Q10, Celia
/ fot. natemat.pl
W drogeriach Natura znajdziecie całe mnóstwo kremów tej samej marki. I choć wiem, że dobry krem nawilżający może kosztować naprawdę niewiele, mam opory przed zaufaniem do kremów za 5 zł sztuka... Mimo to idę za radą obsługi i sięgam po ten, po który najczęściej wracają klientki. Liftingujący z koenzymem Q10 i dziką różą. Sprawdzam w składzie, czy to, co obiecane jest – jest, w pierwszej, drugiej i trzeciej linijce, a wcześniej sporo dobrych substancji typowych dla kremów, czyli gliceryna, lecytyna, panthenol. Jednak nie mnie oceniać jego działanie – przeznaczenie dla kobiet 50+. Okazuje się, że dobrze nawilża i szybko się wchłania, plus rozjaśnia skórę. Nadaje się pod makijaż. Dla klientek Natury to "idealne uzupełnienie nocnej pielęgnacji" i krem typu "zawsze mam go w torebce". Jak za 6,79 zł to produkt-pewniak.

Olejki Eco Marion
/ fot. natemat.pl
Co do nocnej pielęgnacji, nie tylko twarzy, ale również włosów i ciała, w drogeriach Natura znajdziecie za kilka złotych prawdziwe skarby. Olejki naturalne z awokado, marakui, orzechów makadamia i arganowy kosztują od 7 do 10 zł za sztukę (!), a są w stu procentach naturalne, pochodzą z ekologicznych upraw, nie mają domieszek zapachowych, ani niczego, co mogłoby zakłócić ich naturalną moc. A jest ona wielka! Olej arganowy to jeden z najbardziej pożądanych składników kosmetyków na świecie. Sprawdza się w pielęgnacji skóry odwodnionej, dojrzałej oraz jako profilaktyka przeciwstarzeniowa. Z kolei nic tak jak olej z awokado nie zatrzymuje wody w strukturze włosa. Można więc dolewać je do kremów, balsamów, lub stosować na wilgotną skórę czy włosy jako serum lub maska. Działać będą zawsze. 25 ml oleju arganowego kosztuje 8,60 zł, a oleju z awokado 7,70 zł.

Złuszczający żel pod prysznic, Kallos Spa
/ fot. natemat.pl
Przyznaję, po ten kosmetyk sięgnęłam, bo spodobało mi się opakowanie i zapach – pomarańczowej gumy balonowej. Nie jest to produkt naturalny, ale przynajmniej jest wolny od parabenów i barwników. To, co w nim złuszcza to zmielone pestki oliwek. Używam go raczej jako żelu na gąbkę niż samodzielnego peelingu. Nie wysusza jak klasyczne żele i mydła pod prysznic, daje znacznie większą przyjemność i wielką ulgę kieszeni – kosztuje niecałe 6 zł!

Oblepikha Siberica Proffesional, peeling do ciała
/ fot. natemat.pl
Dla równowagi czas na pielęgnacyjny hit i kosmetyk, który dał mi najwięcej radości ze wszystkich opisywanych. Rokitnikowo-miodowy peeling do ciała, jak pisze producent "born in Siberia, made in Europe" skradł moje serce i jest obecnie pierwszym wśród najlepszych (i "najpyszniejszych") peelingów do ciała, jakie dotąd stosowałam (a mam obsesję). Pachnie marakują, wygląda jak zmiksowany miąższ owocowy z drobnymi pestkami. Bardzo słodko, a jednocześnie bardzo orzeźwiająco. Ale ta konsystencja... obłęd! Jak płynny miód z cukrowymi gęstymi drobinami. Jest lejący, klejący i aksamitny, po prostu cudowny. Chce się zużyć całe opakowanie naraz i nigdy nie spłukiwać. A co najlepsze w składzie, samo dobro z masłem shea na czele. Prócz cukru, złuszczają też łupiny orzeszków cedrowych, a pielęgnują ekstrakty z miodu gryczanego, jarzębiny i rokitnika, czyli polskich superfoods, a także szałwi i kilku kwiatów. Dawno żaden kosmetyk tak mnie nie zachwycił. Naprawdę! Za 300 ml zapłaciłam 23 zł.

Ecocera, maska kosmetyczna z węglem aktywnym
/ fot. natemat.pl
A to odkrycie z kategorii ledwie prawdopodobnych. Kojarzycie na pewno drogeryjne wieszaki na jednorazowe maseczki – widać wszystko jak na dłoni. Jednak niech Wam się nie wydaje, że to, co na nich wisi, to wszystko, co ma do zaoferowania Drogeria Natura... Spójrzcie niżej – pod wieszakiem mogą stać pudełka pełne tajemniczych saszetek, które aby przejrzeć trzeba zorganizować sobie kawałek miejsca na sklepowej podłodze... Mało wygodne, ale jakie owocne mogą to być poszukiwania! Moim skarbem jest maska węglowa na bazie srebra i miedzi koloidalnej od Ecocery. Naprawdę, nigdzie indziej jej nie widziałam, więc aby ją zdobyć trzeba zawalczyć. Poznacie ją po zwykłym srebrnym opakowaniu. Występuje w dwóch rozmiarach, na zdjęciu ta mniejsza.

Rodzajów masek od ecocery jest kilka, również przeciwzmarszczkowe i odżywcze. Jednak wszystkie na bazie srebra i miedzi, które mają silne działanie antybakteryjne. Ta z węglem jest naprawdę skuteczna i daje efekt po pierwszym użyciu – pory naprawdę są zwężone, te płytkie oczyszczone, a zaczerwienień i przesuszeń zero. Czuję, że to produkt, który zostanie moim pielęgnacyjnym "must have". 50 g proszku kosztuje ok. 12 zł. Producent sugeruje by całość zalać 50 ml wody. Ja jednak zużyłam jedną trzecią opakowania zalewając ją łyżką wody i wystarczyło na całą buzię.

Green Pharmacy, olejek łopianowy ze skrzypem polnym
/ fot. natemat.pl
Na koniec ziołowy i naturalny specyfik, należący do klasyki pielęgnacji włosów. O ile wiadomo, że włosy wypadają z kilkumiesięcznym opóźnieniem (te, które mają wypaść jutro wypadną na pewno), o tyle wiadomo również, że dziś możemy zrobić coś, by mieć więcej włosów za pół roku. I to "coś" może się nazywać właśnie olejek od Green Pharmacy. Sama jeszcze nie próbowałam, ale dziesiątki pochlebnych opinii na największym kosmetycznym polskim forum mówią za siebie. Olejek łopianowy ze skrzypem polnym to tradycyjna wcierka do spłukiwania przeciw wypadaniu włosów. Stosowana w ten sposób gwarantuje mnóstwo baby hair. Jednak kosmetyk ten nadaje się również do olejowania włosów na ich długości. Nie obciąża, nie skleja (co zdarza się olejowi z awokado), wygładza i nadaje puszystości. Wszystko to za całe 6,10 zł.