
I co, warto było? Tak Jarosława Gowina mógłby zapytać Zbigniew Ziobro. Minister nauki zaprezentował wczoraj projekt reformy szkolnictwa wyższego. Ze swoimi pomysłami przyszedł najpierw do ludzi najbardziej zainteresowanych, czyli do przedstawicieli świata nauki. I dostał za to polityczne lanie, że podobno nie zapytał o zdanie władz PiS-u. Tego samego dnia rząd przyjął projekt Zbigniewa Ziobry w sprawie obrony koniecznej. Wprawdzie pomysł w trakcie konsultacji spotkał się ze sporą krytyką, ale tu polityczne wsparcie się znalazło.
To jest wydarzenie bez precedensu, jeśli chodzi o stanowienie prawa w Polsce po roku 1989; wydarzenie, które Komisja Europejska stawia innym krajom za wzór do naśladowania przy wielkich zmianach systemowych. (...) Reforma nauki i polskich uczelni wymaga ścisłej współpracy środowiska nauki i polityków. Wymaga też wzajemnego zaufania.
Minimalna wysokość stypendium będzie wynosiła 110 proc. minimalnego wynagrodzenia przez pierwsze dwa lata, a po ocenie śródokresowej - wzrośnie do minimum 170 proc. Z naszych szacunków wynika, że to będzie jeden z najkosztowniejszych elementów reformy, ale naprawdę jest konieczny. Jestem pewien, że to zmiana absolutnie konieczna, kształcenie przyszłych elit to polska racja stanu. Planujemy także wprowadzenie ewaluacji szkół doktorskich z udziałem międzynarodowych ekspertów i szereg innych rozwiązań zmierzających do podniesienia jakości doktoratów.
Nasz rząd konsekwentnie realizuje politykę wspierania tych wszystkich, którzy są uczciwi, którzy mają poczucie tego, że państwo powinno stać po ich stronie. Realizujemy ten program, który ma na celu przede wszystkim wyjście naprzeciw tym, którzy potrzebują pomocy ze strony państwa. I to jest jedna z takich ustaw.
"Nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej, odpierając zamach polegający na wdarciu się do mieszkania, lokalu, domu albo przylegającego do nich ogrodzonego terenu lub odpierając zamach poprzedzony wdarciem się do tych miejsc - chyba że przekroczenie granic obrony koniecznej było rażące".
