Już niedługo w Polsce pojawią się salony "paryskiej" marki samochodowej. Chce się bić z luksusową konkurencją
Michał Mańkowski
15 marca 2018, 12:27·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 marca 2018, 12:27
Polski krajobraz niedługo wzbogaci się o nowe, charakterystyczne elementy. Chodzi o salony DS, które jeszcze w tym roku oficjalnie zadebiutują na polskim rynku. Samochody DS możecie już z polskich dróg kojarzyć, ale tym razem pojawią się już jako samodzielna marka. To luksusowy odłam koncernu PSA (a dokładniej Citroena), który chce być alternatywą dla obecnego segmentu premium. Z Mercedesami, Audi, BMW i Lexusami chce walczyć po parysku, czyli lifestyl'eowo.
Reklama.
Wyciągnięcie DS do oddzielnego brandu to idealny przykład na coś, co wśród motoryzacyjnych gigantów staje się ostatnio coraz popularniejsze. Volvo wyodrębniło u siebie Polestara, Seat rusza z oddzielną Cuprą, a Citroen (lub ogólnie koncern PSA) wypycha z gniazda pełnego Citroenów DS-a i tworzy z niego samodzielną markę. Do tej pory samochody DS można było kupować tylko w salonach koncernu PSA (Peugeot/Citroen). Dwa lata temu jednak umowa została wypowiedziana i dziś debiutuje DS.
W Polsce pojawią się nowe, charakterystyczne miejsca nazywane DS Store, będą to salony, w których będzie można kupić najnowsze modele DS. Dodatkowo tworzone będą także DS Salony, czyli miejsca, gdzie sprzedawane będą nie tylko DSy, ale i inne samochody koncernu PSA. Store'ów będzie jednak zdecydowanie więcej. Na początku zaczynają oszczędnie od kilku lokalizacji w Polsce, ale w kolejnych latach mapa kraju ma pokryć się nimi jeszcze bardziej. Tak, by w każdym regionie Polski można było je znaleźć.
To, co przebijało się z rozmów z przedstawicielami DS, to fakt, że w tym momencie nie ma "napinki" na gigantyczną sprzedaż. Przynajmniej oficjalnie. Są świadomi, że wchodzą do bardzo wymagającej rzeki, a konkurencja jest naprawdę mocna. Cel na najbliższy okres? Zbudować sieć dilerską i świadomość marki wśród klientów. Bo przecież buduje się ją także charakterystycznymi salonami. Ilość sprzedanych modeli na ten moment wydaje się być rzeczą drugorzędną. W końcu Lexus też kiedyś nie był Lexusem w dzisiejszym tego słowa rozumieniu.
Wszystkie "stare" modele tzn. DS3, DS4, DS4 Crossback, DS5 będę nadal dostępne w "zwykłych" salonach Citroena, ale modele nowej generacji można będzie nabyć już tylko w nowych placówkach. W tym pokazanego właśnie nowiutkiego DS7 Crossback. SUV-a, który jest najnowszym dzieckiem tego paryskiego producenta. Celowo piszę paryskiego, ponieważ właśnie "po parysku" ten model chce się pozycjonować.
Zanim zobaczyłem na własne oczy DS7 Crossback, spodziewałem się auta naprawdę dużego. Nie wiem, może to sugestia od Audi Q7. Tymczasem DS7 wcale gigantem nie jest. Owszem, to kawał samochodu, ale na żywo jest mniejszy niż myślałem. Potencjalnych klientów będzie kusił tym, co Francuzom wychodzi – wyglądem. Auto ma przemówić głównie do osób, dla których kwestie wizualne są równie ważne co jezdne. Jest trochę wyrafinowany, szykowny, zdecydowanie zgodny z nowymi trendami. Dużo uwagi przywiązano do świateł. Te nie tylko... świecą, ale i wyglądają. Chodzi zwłaszcza o trzy "kryształki", które znajdują się w przednich reflektorach. Po uruchomieniu delikatnie podświetlają się na purpurowo i obracają o 180 stopni wokół własnej osi. Wyglądają trochę jak diamenciki. Wcale nie gorzej jest z tyłu, gdzie światła w technologii 3D Full LED są zdobione trójwymiarowym motywem łusek wygrawerowanych laserem.
W środku jest nie mniej awangardowo. Sporo możliwości personalizacji, dużo przyjemnych w dotyku skór i charakterystyczny panel środkowy, nieprzypadkowo przypominający kokpit samolotu. Ze wszystkich nowych technologi, które wspierają kierowcę i są znane już z innych modeli, w pamięci utkwił mi czujnik, który monitoruje ruch gałek ocznych i na tej podstawie reaguje i "budzi" kierowcę np. gdy zbyt długo tkwią w jedynym miejscu, lub gdy oczy się zamykają.
Więcej o samym samochodzie opowiemy wam w najbliższych tygodniach przy okazji testu prasowego. Pewne jest tylko jedno: DS świadomie rzuca się na głęboką wodę pełną doświadczonych rekinów. Nie będzie jednak walczył stricte motoryzacyjnymi aspektami, ale tymi bardziej miękkimi, czyli emocjami, wyglądem, designem. Ceny zaczynają się od ok. 130 tysięcy złotych, ale sensownie doposażone modele będą raczej w granicach 180-200 tys. złotych. I pytanie, czy ktoś zakocha się w tym szykownym Francuzie bardziej niż w tradycyjnym Niemcu. Jakkolwiek dziwnie to brzmi.