– Twórcy dzielą się na takich, którzy mają dystans do siebie i rozmawiają z ludźmi oraz na takich, którzy są absolutnie przekonani o własnym geniuszu. W Wężach przeważnie trafiamy na tych drugich – mówi naTemat jeden z pomysłodawców plebiscytu Kamil Śmiałkowski. W tym roku antynagrody filmowe zostały rozdane już 7. raz. Absolutnym zwycięzcą jest Patryk Vega i jego "Botoks".
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Tegorocznym wielkim "przegranym" został film "PolandJa" nominowany w 10 kategoriach. Nie dostał ani jednego Węża (pełną listę zwycięzców znajdziecie tutaj). Statuetki wręczane są od 2012 roku, a jej pomysłodawcami są krytycy filmowi Kamil Śmiałkowski, Krzysztofa Spór i Konrad Wągrowski.
Sama nazwa antynagrody wzięta jest od "kultowego" filmu "Klątwa Doliny Węży". Przyznaje ją Popkulturowa Akademię Wszystkiego - tworzą ją osoby działające zawodowo w obszarze szeroko pojmowanej polskiej kultury. Są to dziennikarze, krytycy, osoby wielu artystycznych zawodów, animatorzy kultury i in. W gronie Akademii znajduje się dziś blisko 200 osób. O tegorocznym triumfatorze i kondycji polskiego kina rozmawiam z Kamilem Śmiałkowskim.
Zwycięzca mógł być tylko jeden. Czy jednak wybór nie jest zbyt oczywisty? "Botoks" zgarnął niemal wszystkie możliwe Węże.
W kilku kategoriach był oczywisty, bo konkurencja nie podjęła walki. Jednak w kilku walka
trwała do ostatniej chwili i "Botoks" wygrywał o włos np. w kategorii "Występ poniżej talentu"(Grażyna Szapołowska) czy "Żenujący film na ważny temat". Tam decydowało się do samego końca, gdy wpłynęły ostatnie głosy. Ale w efekciewygrał wszystkie 9 nagród, w których był nominowany.
Ale może to i dobrze, że konkurencja "osiadła na laurach". To znaczy, że wszystkie inne filmy są lepsze i z naszą kinematografią nie jest tak źle?
Nie mieszałbym tego w ten sposób. Węże zawsze były wypadkową pomiędzy tym, jak dany film jest zły, a tym, jak mocno jest promowany i popularny. "Botoks" jest filmem, który pobił wszystkie rekordy popularności, moim zdaniem mocno faulując widza, zachęcając, wręcz
"przymuszając” do pójścia do kina metodami wręcz nieuczciwymi.
Niektóry filmy były jeszcze gorsze, ale były to filmy o nieporównywalnie mniejszym zasięgu niż "Botoks". Dajmy na to "Labirynt świadomości" Konrada Niewolskiego - o faszystach, kabale, krwi menstruacyjnej, autyzmie i "czymś" jeszcze (śmiech), ale film mało kto go widział - nawet wśród członków naszej akademii. Był przerażająco zły, ale grany w niewielu kinach, bardzo krótko.
Wracając do popularności "Botoksu" - jak to świadczy o widzach? Krytycy go zmiażdżyli recenzjami, a do Polacy i tak szturmowali kina.
Myślę, że "Botoks" jest bardzo poważnym zjawiskiem socjologicznym - nie kulturalnym czy
filmowym. Patryk Vega jest obecnie najpopularniejszym filmowcem w Polsce, a jeszcze kilka lat temu wszyscy się śmiali z jego "Ciacha" czy "Last Minute". Nagle znalazł "wytrych" w jaki sposób ściągnąć widzów kin. Jeżeli trzeci film z rzędu ogląda 2 miliony osób, nikomu się to wcześniej nie udało w naszym kraju, nie można go ignorować, ale zastanowić się skąd taki fenomen.
Paradoksalnie spośród jego ostatnich filmów, które przyciągnęły taką widownię, to właśnie
"Botoks" był zły. "Pitbulle" i "Kobiety mafii" są według mnie przyzwoite i "nie-wężowe". Bo, żebyśmy mieli jasność - bez względu na to jak twórcy odbierają i szkalują nasze nagrody, my od zawsze zajmowaliśmy się filmowym rzemiosłem. Nas interesuje scenariusz, reżyseria czy kreacje aktorskie. Od tej strony "Botoks" nie jest filmem dobrym, ale dla czegoś ludzie poszli do kin. Ciekawe czy Patryk Vega utrzyma takie tempo.
Odebrał swoje Węże?
Nie. Próbowaliśmy się z nim kontaktować, gdy był nominowany za "Hansa Klossa".
Usłyszeliśmy wtedy od niego słowo nieparlamentarne i postanowiliśmy się już do niego nie
zbliżać. Polscy twórcy zwykle nie wykazują się dużym dystansem.
A ktoś przyszedł i wziął statuetkę?
Producent "Kac Wawy" Jacek Samojłowicz wziął na klatę nagrody i wyszedł z garścią statuetek. Węża odebrała też Barbara Kurdej-Szatan "Dzień dobry, kocham Cię" i parę innych osób. Najzabawniej było, gdy na galę przyszedł Arkadiusz Jakubik… i nie wygrał.
Twórcy generalnie przejmują się takimi nagrodami jak Węże czy Złote Maliny? Patryk Vega weźmie sobie ten przytyk do serca?
Tak, z pewnością będzie ocierać łzy banknotami dwustuzłotowymi (śmiech) i potraktuje nas jako kilkudniową kampanię promocyjną. Twórcy dzielą się na takich, którzy mają dystans do siebie i rozmawiają z ludźmi oraz na takich, którzy są absolutnie przekonani o własnym geniuszu. W Wężach przeważnie trafiamy na tych drugich. Uważają, że ich nie zrozumieliśmy lub, że jest to zorganizowana akcja mająca na celach ich skompromitować. Tak było z Zanussim, którego "Obce ciało" dostało 6 statuetek. Cóż... ja tam czasem chciałbym, by ktoś nas opłacał, mielibyśmy na fajną, wypasioną galę.
Są kategorie, w których "Botoks" jednak nie wygrał. Np. najgorszy plakat został stworzony do filmu "Na układy nie ma rady". Jak to jest z naszymi plakatami? Coś się poprawia w kontekście starej szkoły polskiego plakatu?
Plakat jest od tego, żeby zachęcić ludzi do pójścia do kina. Współczesne według mnie... nie zachęcają (śmiech). A przecież mamy obecnie multimedialne plakaty w kinach, technicznie można niemal wszystko. Dziwię się, że nie ma dla każdego tytułu kilku w różnych stylach, dla różnych grup odbiorców. Nikt nie próbuje się wyróżnić. Chyba, że chodzi o nasz rynek.
Jeden z nominowanych filmów "Ptaki śpiewają w Kigali" państwa Krauze miał rewelacyjny plakat na festiwale filmowe na świecie, gdy trafił do Polski straszył nas takim koszmarkiem. Dlaczego? A może my się nie znamy, przecież w tej branży pracują zawodowcy i skoro robią takie plakaty, to znaczy, że takie odnoszą sukces. Jeśli tak jest, to pozostaje nam załamać ręce i przyznawać nagrody.
Kolejna kategoria dotyczy polskich tytułów filmów. To też od zawsze kontrowersyjna i często śmieszna sprawa. Mój faworyt z ostatnich lat to "Bodyguard zawodowiec" łączący dwa języki i dwa filmy. Czy w tym przypadku krytyka ma sens? Wszak dystrybutorzy też mają czasem niełatwe zadanie.
Akurat tutaj chyba najlepiej widać aspekt humorystycznych naszych nagród. Po prostu lubimy się pośmiać. Co roku do kin wchodzą setki filmów, dystrybutorzy więc kombinują. Niektórzy uważają, że słowem kluczowym, który sprzeda każdy tytuł jest "miłość", inni myślą, że jak się zrymuje to tak jest lepiej, a są i tacy co uważają, że puenta całego filmu w tytule to genialny pomysł. Zawsze się tacy znajdą. Więc w tym wypadku z naszej zabawy raczej nie wynika nic istotnego, poza chichotem przez 5 minut. Zresztą tak jest do pewnego stopnia z całymi Wężami.
Zawsze będą powstawać złe filmy, bo nawet jeśli wcześniej nagrodzeni twórcy czegoś się już nauczyli, to przyjdą nowi, młodzi albo 50-letni debiutanci (śmiech), ewentualnie potknie się ktoś ze starych mistrzów. Niezależnie od stanu poważnej kinematografii - tego co się dzieje na "Orłach" czy w Gdyni i innych miejscach - my zawsze będziemy mieli używanie. Przy Wężach po prostu się bawimy, a tymczasem poważna kinematografia ma się nieźle.
To jaki w takim razie polski film z zeszłego roku uznajesz za najlepszy? Na "Orłach" triumfowała "Cicha noc".
Z rokiem 2017 mam problem, bo prawie nic mi się nie podobało do końca. W poprzednich latach było dużo i mądrze, a teraz jakoś tak przeciętnie. Gdy rok wcześniej o najważniejsze nagrody walczyła "Ostatnia rodzina" z "Wołyniem" to to był konflikt dwóch wielkich filmów, dwóch ciekawych wizji, z zupełnym innym podejściem do kina i wrażliwością. W tym roku nie miałbym na kogo głosować.
Dla mnie "Cicha noc" to film poprawny. I tyle. Jeśli więc taki film wygrywa wszystko co się da, to znaczy, że sezon był mdławy. Ale w jednym roku dzieje się więcej, w innym mniej, tymczasem nasza rodzima kinematografia ma się dobrze i coraz lepiej i mam nadzieję, że w tym roku zobaczymy jeszcze sporo dobrych premier.
…lub tych złych. Są już pierwsi faworyci w walce o Węże 2019?
Po pierwszym kwartale tego roku jest już grubo. Premierę miała "Studniówka", "DJ", "Plan B" i kilka komedii romantycznych, które zawsze walczą o nagrody. Czekam na więcej.