Wypowiadając słowa o tym, że "do polityki nie idzie się dla pieniędzy", prezes PiS Jarosław Kaczyński chyba nie znał intencji dużej części członków swojej partii. Jego najnowszy pomysł o zakazie kandydowania w wyborach dla samorządowców, którzy zarabiają jednocześnie w spółkach skarbu państwa, może istotnie przetrzebić listy kandydatów partii rządzącej. Dobrym przykładem jest tutaj Gdańsk, gdzie na 14 radnych PiS aż 12 pobiera wysokie pensje w państwowych spółkach.
To kolejna obietnica Kaczyńskiego obliczona na poklask wyborców. Niedawno prezes PiS zarządził obcięcie o 20 proc. uposażeń poselskich i samorządowych, także politykom opozycji. Była to reakcja na aferę z wysokimi nagrodami ujawnionymi w rządzie.
Zakaz prezesa PiS
Tym razem Kaczyński ogłosił, że osoby mające "wysokie pensje w spółkach skarbu państwa" nie znajdą się na listach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. Wiadomo, że formalną decyzję podjął już Komitet Polityczny PiS.
– Zapadła decyzja, zgodnie z naszymi deklaracjami, które składaliśmy już niejednokrotnie i które ja składałem. Do polityki nie idzie się dla pieniędzy, ci którzy funkcjonują w spółkach, są przez nas szanowani, jeżeli dobrze wykonują swoje obowiązki, ale nie będziemy łączyć tych dwóch funkcji – stwierdził Kaczyński.
Gdański radny Piotr Walentynowicz, wnuk Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej, tylko w ubiegłym roku w spółce zbrojeniowej Pit Radwar zarobił ponad 100 tysięcy złotych. Co teraz zrobi?
Popłoch w Trójmieście
– Od 1 czerwca jestem na bezpłatnym urlopie, ponieważ przygotowuję się do innej pracy, więc w moim przypadku nie będzie zachodził żaden konflikt interesów. Na razie nie chcę zdradzić, o jakiej pracy myślę, ale na pewno nie będzie to spółka skarbu państwa – tłumaczy w rozmowie z naTemat.
– Osobiście jestem bardzo zadowolony z takiej decyzji prezesa PiS. Uważam, że to oczyści środowisko polityczne, szczególnie w Gdańsku – dodaje Walentynowicz, który deklaruje, że ma zamiar ponownie ubiegać się o mandat radnego.
– Mam taki plan, choć być może będę musiał założyć własny komitet, bo władze pomorskiego PiS, czyli Janusz Śniadek, nie chcą mnie na razie wpuścić na listę. Partia nie wie, co się dzieje na Pomorzu, bo ma relacje tylko z ust pana Śniadka, który nie jest do końca uczciwym człowiekiem – podkreśla. Nie ukrywa jednak specjalnie, że jego głównym celem jest dostanie się do Sejmu.
Pogrom radnych PiS szykuje się także w Gdyni. Tam 4 z 6 radnych PiS pracuje w spółkach skarbu państwa. Pomaska zapytała publicznie : "czy prezes Kaczyński wie, że kandydat na prezydenta Gdyni z PiS, poseł Marcin Horała, był autorem ustawy obniżającej wymagania członków rad nadzorczych w spółkach, by mogli się tam znaleźć jego koledzy z PiS?”. "To jak, Poseł Horała może kandydować?" – drążyła na Twitterze posłanka PO. Wymieniony poseł PiS za chwilę ma zostać także szefem ważnej sejmowej komisji ds wyłudzeń VAT.
Krezusi nie mają dylematów
Oczywiście zakaz prezesa Kaczyńskiego nie uderzy w polityków PiS zarządzających największymi spółkami, takich jak Małgorzata Sadurska, Wojciech Jasiński, Jacek Kurski, czy Daniel Obajtek, ale szeregowi radni bez znanych nazwisk będą musieli wybierać.
Dziennikarze wskazują na Twitterze kolejne miasta, gdzie radni PiS mogą mieć egzystencjalne dylematy w rodzaju "być, czy mieć”. Robić kariery polityczne, czy zarabiać często ogromne pieniądze?
Ale sprawa ma wymiar ogólnopolski. – Prezes Kaczyński doskonale wiedział, co samorządowcy PiS wyprawiają w spółkach skarbu państwa. Dopiero postawiony przez nas pod ścianą nie miał wyjścia, musiał zareagować. Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że dowiedział się o tym procederze dopiero z akcji "SamiSwoi”. Gdyby tak było, oznaczałoby to, że zupełnie nie panuje nad swoją partią – ocenia w rozmowie z naTemat Milosz Motyka, szef Forum Młodych Ludowców, młodzieżówki PSL, która prowadzi w sieci akcję "Sami Swoi”.
– Według naszych szacunków samorządowcy PiS w dwa lata przytulili w spółkach i agencjach państwowych ponad 61 mln złotych, ale ta kwota wciąż rośnie. Obecnie mamy na liście ok. 120 radnych wojewódzkich i powiatowych PiS, którzy zasiadają w spółkach. Czekamy aż spłyną do nas wszystkie oświadczenia majątkowe. Wiadomo jednak, że skala zjawiska jest ogromna. Wielu radnych zarobiło grubo ponad milion złotych na tzw. dobrej zmianie – podkreśla.
120 radnych PiS w spółkach
Według Motyki, można na obecną chwilę założyć, że 120 radnych PiS "straci szansę na
realizowania się w polityce”. – Choć oni i tak się w polityce nie realizowali i zapewne będą nadal zasiadać w spółkach, a ich miejsca zajmą inni radni. W końcu dla nich program PiS "sami swoi” już przyniósł efekt, bo swoje przytulili – dodaje.
A co z kandydatami PiS na prezydentów miast, którzy zasiadają w spółkach? Ci zapewne wybiorą politykę, choć nie można wykluczyć innych decyzji. Chodzi np. o Jarosława Chmielewskiego, radnego i szefa PiS we Włocławku, który kandyduje na prezydenta tego miasta, a jednocześnie zasiada w zarządzie spółki Anwil SA. Podobny dylemat będzie miał kandydat PiS na prezydenta Słupska radny Robert Kujawski, który jest członkiem zarządu spółki Enbud.