Na polityków PiS padł blady strach. Wszystko za sprawą decyzji prezesa o tym, że do samorządu nie będą mogli startować ci, którzy zasiadają w spółkach skarbu państwa. Szczególnie w Trójmieście, gdzie aż 90 proc. radnych PiS "dorabia” w licznych spółkach.
Za jednego z ojców chrzestnych tego układu uważany jest poseł Marcin Horała, który przeforsował ustawę obniżającą wymagania kandydatów do rad nadzorczych spółek portowych i umożliwił zarabianie kolegom dużych pieniędzy.
Lex Horała
"Czy Prezes Kaczyński wie, że kandydat na Prezydenta Gdyni PiS, poseł Horała,był autorem ustawy obniżającej wymagania członków rad nadzorczych w ssp, by mogli się tam znaleźć jego koledzy z PiS? To jak, Poseł Horała może kandydować? – pytała na Twitterze posłanka PO Agnieszka Pomaska komentując decyzję Kaczyńskiego w sprawie zakazu łączenia pracy w samorządzie i państwowych spółkach przez kandydatów PiS.
O tym jak prezes przekuwa decyzję swoje słowa, że "do polityki nie idzie się dla pieniędzy" pisaliśmy kilka dni temu. Na razie jest zarządzenie Komitetu Wykonawczego PiS w tej sprawie, konkretne wytyczne mają być jeszcze doprecyzowane.
Największy pogrom w skali kraju szykuje się w Trójmieście. W wyborach nie będzie mogła wystartować większość obecnych radnych PiS, bo mają intratne posady w spółkach, głównie w Lotosie i Enerdze, ale także w spółkach portowych, o które tak walczył Horała.
– Akurat do przejęcia władzy w gdańskim PiS-ie szykuje się tzw. frakcja Energi, a więc prezes PiS wyciągnął im wtyczki. Mieli już rozpisane biorące miejsca do Rady Miasta, a większość z nich to są ludzie, którzy zarabiają grube pieniądze – mówi w rozmowie z naTemat Łukasz Hamadyk, były radny PiS w Gdańsku, obecnie w lokalnej inicjatywie "Gdańsk Tworzą Mieszkańscy”. Dodaje, że z "frakcji Energi" wywodzi się m.in Kacper Płażyński, kandydat PiS na prezydenta Gdańska.
Frakcja Energi
– Po decyzji prezesa Kaczyńskiego, PiS w Trójmieście będzie miało duży problem, bo będzie musiało organizować łapankę na radnych, choć na pewno pan Śniadek (szef PiS na Pomorzu - przyp.red.) poleci jakichś swoich równie zasłużonych kolegów z "Solidarności” i znajdą się miejsca dla następnych kolesi. Łatwiej będzie "pójść" do jakiejś spółki po wyborach niż teraz - jak się już ma synekurę - kandydować znowu do Rady Miasta. Niektórzy w dzień zarabiają w spółce tyle co radny przez miesiąc – ocenia Hamadyk.
Warto przypomnieć, że po tym, jak członkowie gdyńskiego PiS musieli odejść z rad nadzorczych spółek portowych, bo nie mieli uprawnień, poseł PiS Marcin Horała zgłosił zmiany do ustawy znoszące obowiązek... posiadania uprawnień. A Sejm zmianę przegłosował.
Jak informowała "Gazeta Wyborcza” dwa lata temu grupa posłów PiS wniosła do marszałka Sejmu projekt zmian w "ustawie o działach administracji rządowej i niektórych innych ustaw". Wnioskodawców reprezentował właśnie poseł Horała.
Czy poseł Horała doprowadził do zmiany prawa, bo jego koledzy z gdyńskiego PiS zostali odwołani z rad spółek portowych? – pytała "GW”.
– Odwołanie członków rad miało taki wpływ, że wtedy temat zaistniał. Chodziło natomiast o usunięcie reliktu prawnego, zbędnego przepisu, który brał się od zapisów dotyczących spółek komunalnych – tłumaczył Horała, ale uwierzyliby w to chyba tylko najbardziej naiwni.
Przeciąganie liny
Dziwnym trafem – jak słyszymy – ludzie zasiadający choćby w spółce Port Gdański, to są ludzie Horały z Gdyni. – Poza Horałą karty w trójmiejskich spółkach rozdaje Janusz Śniadek i posłanka Arciszewska-Mielewczyk, ale o Śniadku mówi się, że popadł w niełaskę – opowiada jeden z trójmiejskich polityków. – W Trójmieście mamy do czynienia z patologią w spółkach, dlatego cieszę się, że prezes PiS się za to zabrał – podkreśla.