
Morawiecki szczyci się zasługami przy wejściu Polski do UE, tymczasem przypomniano mu coś, czego może się dziś wstydzić. Chodzi o książkę, którą napisał w 1999 roku, a która jest totalnym zaprzeczeniem polityki rządu PiS wobec Brukseli. Słowa, które napisał premier, wyglądają dziś co najmniej niezręcznie.
REKLAMA
O prawdziwej, a nie mitycznej roli Morawieckiego w negocjacjach z UE opowiedział w rozmowie z naTemat dr Marek Grela, były ambasador Polski przy Unii Europejskiej.
"Prawo europejskie"
Zwolennicy szefa rządu na dowód jego zaangażowania w proces negocjacyjny podają jednak m.in. współautorstwo książki "Prawo Europejskie” z 1999 roku, wydanej przez wydawnictwo Naukowe PWN.
Zwolennicy szefa rządu na dowód jego zaangażowania w proces negocjacyjny podają jednak m.in. współautorstwo książki "Prawo Europejskie” z 1999 roku, wydanej przez wydawnictwo Naukowe PWN.
Morawiecki napisał właściwie 3 z 16 rozdziałów książki, ale nie to jest istotne. Istotne jest to, że w publikacji zaprzecza obecnej narracji PiS na temat prawa europejskiego i stawia siebie w niezręcznej sytuacji. Zresztą nie pierwszy raz.
W kontekście postępowania Komisji Europejskiej, która uważa że Polska narusza zasady praworządności i argumentuje, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym jest niezgodna z prawem unijnym, politycy PiS jak jeden mąż powtarzają, że UE nie ma kompetencji w zakresie polskiego sądownictwa, bo polskie prawo ma prymat nad traktatami unijnymi.
Nie czytali chyba podręcznika autorstwa obecnego premiera napisanego razem z Emmertem, prawnikiem i byłym wykładowcą Morawieckiego.
Jak czytamy w recenzji Tomasza Jarockiego "Prawo europejskie jest próbą całościowego przedstawienia prawa obowiązującego w Unii Europejskiej. Składa się z niemal 600 stron, które zostały umieszczone w 16 rozdziałach. 13 z nich, będących przekładem wydania niemieckiego, jest autorstwa Franka Emmerta. Cechą charakterystyczną tej części pracy jest częste powoływanie się na prawo niemieckie, obowiązujące w kontekście prawa wspólnotowego".
Jak czytamy w recenzji Tomasza Jarockiego "Prawo europejskie jest próbą całościowego przedstawienia prawa obowiązującego w Unii Europejskiej. Składa się z niemal 600 stron, które zostały umieszczone w 16 rozdziałach. 13 z nich, będących przekładem wydania niemieckiego, jest autorstwa Franka Emmerta. Cechą charakterystyczną tej części pracy jest częste powoływanie się na prawo niemieckie, obowiązujące w kontekście prawa wspólnotowego".
I dalej: "Pozostałe trzy rozdziały autorstwa Mateusza Morawieckiego, dotyczą polskich aspiracji i negocjacji w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej, oraz postanowień Traktatu Amsterdamskiego”.
Co takiego napisał albo przynajmniej autoryzował swoim nazwiskiem Morawiecki? Wyjaśnia m.in. przyczyny, dla których "prawo obowiązujące w UE musi być nadrzędne w stosunku do krajowego".
Rola Trybunału Sprawiedliwości
"Bardzo dużo miejsca poświęcone zostało ochronie prawnej przed sądami krajowymi i europejskimi, głównie zaś postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Wskazana została procedura zgłaszania wniosków, możliwość wniesienia skargi, zarówno przeciwko państwu członkowskiemu, jak i Wspólnocie. Autor przedstawia także możliwości ochrony tymczasowej, do chwili wydania orzeczenia przez ETS w zaskarżonej sprawie, oraz możliwość stosowania prawa europejskiego przed sądami krajowymi” – wskazuje w swojej recenzji Jarocki.
"Bardzo dużo miejsca poświęcone zostało ochronie prawnej przed sądami krajowymi i europejskimi, głównie zaś postępowaniu przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Wskazana została procedura zgłaszania wniosków, możliwość wniesienia skargi, zarówno przeciwko państwu członkowskiemu, jak i Wspólnocie. Autor przedstawia także możliwości ochrony tymczasowej, do chwili wydania orzeczenia przez ETS w zaskarżonej sprawie, oraz możliwość stosowania prawa europejskiego przed sądami krajowymi” – wskazuje w swojej recenzji Jarocki.
W kontekście batalii z Brukselą o rządy prawa, zawieszenia przez SN przepisów o wieku emerytalnym sędziów i spodziewanego rozstrzygnięcia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, brzmi to bardzo ciekawie.
Ale od końca lat 90. stosunek premiera Morawieckiego do prawa europejskiego ewaluował, a właściwie radykalnie się zmienił. "Pluralizm konstytucyjny wpisany w art. 4 Traktatu jest ogromną wartością i każdy kraj w Unii ma prawo kształtowania swojego systemu prawnego zgodnie ze swoimi tradycjami – mówił Morawiecki w lipcu podczas debaty poświęconej przyszłości Unii Europejskiej w Strasburgu.
W głośnym wywiadzie dla Deutsche Welle z ub. roku jeszcze wtedy wicepremier Morawiecki stwierdził, że "prawo nie jest najważniejsze”. "Nad nim stoi dobro narodu. Jeżeli prawo narusza to dobro, nie powinno nam się zabraniać jego łamania” – oświadczył, za co był mocno krytykowany.
Morawiecki był euroentuzjastą
Emmert, czyli współautor podręcznika do prawa europejskiego, który obecnie wykłada prawo na Indiana University w Bloomington , w niedawnym wywiadzie dla "Kultury Liberalnej” ocenił, iż polski szef rządu "mówi jedno, kiedy rozmawia z wysokimi przedstawicielami UE, a co innego, gdy przemawia do grupy, którą postrzega jako swoją bazę wyborczą w Polsce”.
Emmert, czyli współautor podręcznika do prawa europejskiego, który obecnie wykłada prawo na Indiana University w Bloomington , w niedawnym wywiadzie dla "Kultury Liberalnej” ocenił, iż polski szef rządu "mówi jedno, kiedy rozmawia z wysokimi przedstawicielami UE, a co innego, gdy przemawia do grupy, którą postrzega jako swoją bazę wyborczą w Polsce”.
Przypomniał też, że w latach 90. Morawiecki był gorącym euroentuzjastą. "Był zafascynowany i wspierał UE. Uznawał Wspólnotę za coś ważnego, kotwicę, która na stałe umocowałaby Polskę na Zachodzie” – przekonywał Emmert. Aż trudno uwierzyć.
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej
