Młody, wykształcony, z dużego miasta i na dodatek z PiS. Wynik Kacpra Płażyńskiego w wyborach na prezydenta Gdańska to jedna z większych niespodzianek wyborów samorządowych. Wrażenie robi szczególnie na tle ogólnej porażki PiS w metropoliach. To Płażyński, a nie Patryk Jaki, ma szanse stać się teraz przykładem szybkiej politycznej kariery na prawicy. Młody wilczek, któremu się udało. Wprawdzie na razie udało mu się przejść do drugiej tury i nic nie wskazuje na to, by miał wygrać prezydenturę, ale to i tak jego spory polityczny sukces.
Sukces jest tym większy, że w przeciwieństwie do choćby Małgorzaty Wassermann, która przeszła do II tury wyborów prezydenckich w Krakowie, 29-letni Płażyński nie jest posłem, nie ma doświadczenia politycznego i nie miał żadnego zaplecza w PiS ( do partii zapisał się rok temu ), a sondaże nie dawały mu większych szans. Właściwie niewiele osób traktowało jego kandydaturę poważnie.
Liberalny elektorat się podzielił
Ale trzeba przyznać, że miał także sporo szczęścia, bo głosy opozycyjnego, antypisowskiego elektoratu podzieliły się w tych wyborach między urzędującego prezydenta Pawła Adamowicza a kandydata Koalicji Obywatelskiej Jarosława Wałęsę. I to Adamowicz okazał się w tym starciu górą.
– Gdyby elektorat liberalny się nie podzielił, to w Gdańsku byłaby tylko jedna tura. Jarosławowi Wałęsie zaszkodziło na pewno to, że szefowa rady powiatu PO Agnieszka Pomaska udzieliła poparcia Pawłowi Adamowiczowi. Nawet taka uchwała została podjęta. Podzieliliśmy się też w radzie miasta i w sejmiku. Nasz elektorat mógł czuć się pogubiony – tłumaczy w rozmowie z naTemat Jerzy Borowczak, poseł Platformy z Gdańska.
– Poza tym Jarosław Wałęsa zbyt późno rozpoczął kampanię, czekał aż jego kandydatura zostanie oficjalnie zatwierdzona, a została zatwierdzona jako ostatnia – dodaje.
Według Borowczaka Kacper Płażyński miał z kolei bardzo dobrą kampanię wyborczą i wsparcie regionalnych mediów. – Ale myślę, że w drugiej turze Adamowicz wygra – podkreśla poseł Platformy.
Przypomnijmy, że według sondażu IPSOS Paweł Adamowicz w Gdańsku uzyskał 36,7 procent głosów, a Kacper Płażyński 32,3 proc. Dopiero trzeci był popierany przez władze PO i Nowoczesnej Jarosław Wałęsa, który zanotował 25,3 procent.
Człowiek Śniadka
Relatywny sukces Płażyńskiego pomógł też Januszowi Śniadkowi, szefowi PiS na Pomorzu, który jest ostro krytykowany przez część działaczy.
– Problem polega na tym, że na Pomorzu PiS już nie jest PiS-em. Jeżeli PiS przyjął w swoje szeregi ludzi takich jak Andrzej Skiba, który krytykował rząd PiS, Kościół, a przed wyborami stał się nagle jedną z najważniejszych osób w sztabie Płażyńskiego, to mówimy o jakimś dziwnym tworze – tłumaczy w rozmowie z naTemat Piotr Walentynowicz, radny skonfliktowany z obecnym kierownictwem PiS w regionie.
– Kacper Płażyński jeszcze niedawno w ogóle nie był zainteresowany polityką. Wszystko zmieniło się po tym, jak dogadał się z Januszem Śniadkiem i Śniadek - co nie jest żadną tajemnicą - na siłę przeforsowywał jego kandydaturę, eliminując innych potencjalnych pretendentów PiS do ratusza. Myślę, że prawicowy elektorat w Gdańsku nie miał po prostu innego wyboru, więc zagłosował na Kacpra – ocenia wnuk Anny Walentynowicz.
Choć Walentynowicz nie daje Płażyńskiemu większych szans w drugiej turze, to twierdzi, że i tak będzie kiedyś prezydentem. – Myślę, że Paweł Adamowicz, który ma kłopoty z prawem, stanie w końcu przed sądem i być może zostanie skazany. A wtedy powstanie zapewne zarząd komisaryczny i chwilę później Płażyński zasiądzie w ratuszu – przewiduje.
Ale start Kacpra Płażyńskiego na prezydenta Gdańska należy rozpatrywać w szerszym kontekście. Zdaniem prof. Rafała Chwedoruka, PiS liczył się z tym, że poniesie klęskę w bitwie o metropolie, dlatego pozwolił sobie na pewien eksperyment. Chodziło o wystawienie do wyborczej walki polityków z roczników, które historycznie najrzadziej głosowały na prawicę.
Eksperyment
– To kandydatury, które miałyby pracować na przyszłość, zwiększać oddziaływanie PiS-u na pokolenie 30- i 40-latków, które przecież w ostatnich wyborach prezydenckich głosowało mniej licznie na Andrzeja Dudę niż pozostałe grupy wiekowe – tłumaczył politolog w rozmowie z portalem gazeta.pl.
I w tym eksperymencie jako jeden z nielicznych sprawdził się właśnie Płażyński. Choć na początku nie wzbudzał wielkiego zaufania w twardym jądrze elektoratu PiS, to bardzo pomogła mu poślubiona w trakcie kampanii wyborczej żona.
Natalia Nitek-Płażyńska, bo o niej mowa, to bardzo zaangażowana działaczka sopockiego PiS i creme de la creme tej partii. Pisaliśmy o niej tutaj.
Warto też przypomnieć, że 29-letni adwokat z PiS z ambicjami do przejęcia władzy w Gdańsku jest synem Macieja Płażyńskiego, tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej współzałożyciela i pierwszego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.