Wbrew pozorom nie tak łatwo znaleźć telewizyjny odpowiednik "Gry o tron". To produkcja inna niż wszystkie. Nie ma drugiego serialu fantastycznego z takim naciskiem na politykę oraz serialu politycznego z takim naciskiem na fantastykę. W poniższej, mniej lub bardziej oczywistej liście zawarłem tytuły, które zawierają elementy, za które pokochaliśmy superprodukcję HBO.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Nie ma co ukrywać - finał serialu rozczarował fanów, ale to wciąż jedna z najbardziej przełomowych produkcji w historii. Ile znacie seriali ze smokami, którymi równocześnie zachwycają się zarówno nastolatki, jak i ich rodzice, a także politycy, biznesmeni, czy zwykłe osoby na śmieciówce? To naprawdę społeczny fenomen.
Jeśli ktoś obudziłby mnie w środku nocy i kazał podać serial najbardziej podobny do "Gry o tron", to od razu krzyknąłbym "Wikingowie". Saga Lothbroków jest surowa, ponura, pełna intryg i zwrotów akcji. A to wszystko inspirowane średniowiecznymi faktami i legendami, a nie fikcją w wymyślonym świecie Westeros.
Serial nie pozwala się oderwać na chwilę również ze względu na barwnych, pełnokrwistych bohaterów - męskich i damskich. Rola Travisa Fimmela autentycznie hipnotyzuje i nie dziwimy się, że Ragnar był postrachem Europy. Wikingomaniacy powinni też sięgnąć po "Upadek królestwa".
House of Cards
Chili, Netflix
"Gra o tron" wyróżnia się na tle innych produkcji fantasy ze względu ten polityczny aspekt. Zdrady, oszustwa, szantaże, łapówki, spiski mają często większą siłę rażenia niż armia wyśmienitych rycerzy. "House of cards" to zupełnie inna bajka, bez kostiumów i zjawisk nadprzyrodzonych. Ukazanie w nim zakulisowych mechanizmów napędzających politykę wciąga bardziej niż epickie sceny batalistyczne.
"House of cards" jest też kolejnym przykładem na to, że doskonałe kreacje aktorskie i scenariusz w zupełności wystarczą do stworzenia dzieła wybitnego. Choć ostatni sezon ze względu na aferę związaną z Kevinem Spacey jest kiepski (naprędce napisano scenariusz od nowa), to wciąż mamy do czynienia z jednym z najlepszych seriali politycznych, które nie wieją nudą.
Spartacus
Netflix
Pod względem ilości przemocy i nagości "Spartacus" bije na głowę nawet "Grę o tron". To jedna z najbardziej krwistych i frywolnych produkcji w historii telewizji, choć utrzymana w "przyjaznej" kiczowatej estetyce rodem z filmu "300". Historia gladiatora Spartacusa jest prosta i dobrze znana, ale to też inspirująca opowieść o braterstwie, miłości i poświęceniu.
Śmierć głównego aktora z pierwszego sezonu ewidentnie wpłynęła na jakość kolejnych, co nie zmienia faktu, że to idealna produkcja na wieczorny relaks. O ile nie przeszkadzają wam hektolitry krwi i epatowanie nagimi torsami (i nie tylko). Jeśli szukamy serialu historycznego bardziej "na poważnie", to chyba nie muszę wspominać o istnieniu takich perełek jak "Rzym" i "Rodzina Borgiów" - wszystkie do pochłonięcia na HBO GO.
The Expanse
Amazon
Nieprzypadkowo "The Expanse" nazywane jest "'Grą o tron' w kosmosie". Widzowie, którzy tęsknią za "Battlestar Galactica" poczują się tu jak na statku matce. Akcja serialu rozgrywa się za 200 lat w całym Układzie Słonecznym. Mamy kilku głównych bohaterów, wątki polityczne, spiski i wojnę. Brzmi znajomo?
Ekranizacja serii książek doczekała się już trzech sezonów i przejęcia przez Amazona (początkowo produkcja Sy-Fy była dostępna na Netflixie), który przygotowuje 4. sezon. Po interwencji między innymi... George'a R. R. Martina - fana serialu. A jeśli rekomendacja twórcy świata "Gry o tron" was nie przekonuje, to nic tu po mnie.
Kroniki Shannary
Netflix
To niemal zupełne przeciwieństwo serialu HBO - tytuł skierowany głównie do młodzieży (i wyprodukowany przez... MTV), bez latających flaków, z płaskimi bohaterami, ckliwymi wątkami miłosnymi, a jednak przyjemnie się go ogląda. Uznajmy, że to takie guilty pleasure na koniec listy - na odreagowanie ciężkiej atmosfery "Gry o tron".
"Kroniki Shannary" są przepełnione magią i osadzone w intrygującym post-apokaliptycznym świecie do złudzenia przypominającym ten z arcydzieła Tolkiena (książkowy pierwowzór serialu był nawet posądzony o plagiat). Jest w nim magia, potwory oraz elfy, których serialowym królem jest aktor John Rhys-Davies czyli... krasnolud Gimli z "Władcy Pierścieni". Serial (niestety) został skasowany po dwóch sezonach.