Jeszcze do niedzieli oficjalnie pozostawał członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Dziś właściwie wszyscy w PiS udają, że go nie znają. Senator Jan Dobrzyński, jeden z najwierniejszych dotąd polityków wobec Jarosława Kaczyńskiego, startuje na Wiejską ponownie. Z komitetu o nazwie... Zjednoczona Prawica. Pisowcy w Białymstoku aż zgrzytają zębami.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Ktoś średnio zorientowany w tej wewnątrzpartyjnej wojnie w Białymstoku może mieć 13 października poważny problem z ustaleniem, który z kandydatów to naprawdę kandydat PiS. Senator Jan Dobrzyński prowadzi kampanię, jakby nic się nie zmieniło - jakby nadal reprezentował Prawo i Sprawiedliwość.
Kampania w kościele
W rozmowach z lokalnymi dziennikarzami senator Dobrzyński mówi wprost, że wyborcy PiS to jego wyborcy. A on doskonale wie, gdzie ich szukać. W ostatnią niedzielę na osiedlu Sady Antoniukowskie odbyła się uroczystość wmurowania kamienia węgielnego w nowo wybudowanej parafii. Akt wmurowania kamienia podpisali m.in. metropolita białostocki abp Tadeusz Wojda, lider lokalnego PiS, szef MEN Dariusz Piontkowski oraz właśnie senator Dobrzyński.
I Jan Dobrzyński, i Dariusz Piontkowski zasiedli w kościele w pierwszym rzędzie - ale obaj w różnych nawach. Najwyraźniej w parafii ktoś wiedział o konflikcie między politykami i nie usadził ich tak, by przekazywaniu znaku pokoju doszło do jakiegoś zgrzytu. Nikt jednak w kościele nie doszedł do wniosku, że senatora należy uznać za persona non grata. Kto jak kto - ale Kościół w Białymstoku ma swoje powody, by być Dobrzyńskiemu wdzięcznym, ale o tym za moment.
Tego samego dnia, gdy Piontkowski i Dobrzyński spotkali się na mszy, białostocki PiS postanowił ogłosić to, co było do przewidzenia: wieloletni senator Prawa i Sprawiedliwości znalazł się poza partią.
Szkodzi PiS
Szef resortu edukacji obwieścił, że to, co robi Dobrzyński, to gra na rozbicie prawicy. – Trzeba wyraźnie powiedzieć, że pan Dobrzyński nie jest członkiem PiS, nie jest kandydatem PiS. Dziś jest kandydatem, który reprezentuje swoje osobiste ambicje polityczne i w ten sposób szkodzi Prawu i Sprawiedliwości, i wszystkim wyborcom, którzy by chcieli, aby zarówno w Sejmie, jak i Senacie Prawo i Sprawiedliwość posiadała większość – mówił na konferencji prasowej w Białymstoku szef podlaskich struktur partii rządzącej.
Piontkowski przyznaje, że zdaje sobie sprawę, iż w zaistniałej sytuacji kandydat PiS na senatora, miejski radny Mariusz Gromko, może mieć spory problem z uzyskaniem dobrego wyniku. Jak mówi, start Dobrzyńskiego "osłabia start naszych kandydatów, bo naszym kandydatom może kandydat tego komitetu odebrać głosy".
Jedyny kandydat?
Mariusz Gromko na plakatach prezentuje się więc jako "jedyny" kandydat Prawa i Sprawiedliwości na senatora. Jan Dobrzyński z kolei startuje z Komitetu Wyborczego Wyborców Zjednoczona Prawica (podobieństwo na pewno zamierzone), zaś na jego ulotkach widnieje hasło: "ZAWSZE PO STRONIE PRAWA I SPRAWIEDLIWOŚCI". Wersaliki też raczej przypadkowe nie są - do interpretacji wyborców pozostawiono, czy pan senator jest po stronie prawa i sprawiedliwości, czy też Prawa i Sprawiedliwości.
Na ulotkach, jakie mieszkańcy Białegostoku dostali do swoich, Dobrzyński idzie na całego - przypomina, że polityczną karierę zaczynał jeszcze w Porozumieniu Centrum, a potem, jak zapewnia, zawsze był wierny PiS. Prezentuje przy tym swoje zdjęcia, jak łamie się opłatkiem z Jarosławem Kaczyńskim oraz u boku Mateusza Morawieckiego, Beaty Szydło, Andrzeja Dudy czy Antoniego Macierewicza. Tak by wyborca - w jego mniemaniu - nie miał wątpliwości, który kandydat PiS to ten prawdziwy.
Nie ma wątpliwości, że podlascy wyborcy PiS o wiele lepiej znają nazwisko polityka Dobrzyńskiego niż przedsiębiorcy Gromki. O tym drugim w całym kraju głośno było parę razy - m.in. wtedy, gdy kompletnie się pogubił, kiedy ogłaszał minutę ciszy z okazji święta Żołnierzy Wyklętych. Ku zdumieniu radnych, uczczono pamięć tych, których Wyklęci zabijali.
Incydent na Centralnym
Senator Dobrzyński na łamy ogólnopolskich mediów przebijał się znacznie częściej. Szczególnie głośno było o nim przy okazji czystek w stadninach koni. To właśnie on, blisko związany z ówczesnym ministrem rolnictwa Krzysztofem Jurgielem, miał stać za odwołaniem prezesów w Janowie Podlaskim i Michałowie. Prywatnie bowiem sam jest hodowcą koni. Ale wtedy włos z głowy mu nie spadł.
Dobrzyński został zawieszony w PiS w wyniku incydentu na Dworcu Centralnym. Dzień przed 8. rocznicą katastrofy smoleńskiej pana senatora znaleziono w centrum Warszawy leżącego na chodniku z rozbitym łukiem brwiowym. On sam twierdzi, że został przez kogoś popchnięty. Przyznaje, że był pod wpływem alkoholu.
Od tego momentu kariera Dobrzyńskiego w partii zaczęła się chwiać, ale wyrzucony nie został. Aż ostatecznie nie znalazł się na wyborczej liście.
On jednak jest przekonany, że lokalni wyborcy jego zasług nie zapomnieli. Szczególnie tzw. elektorat kościelny. Jako radny konsekwentnie i z zapałem Dobrzyński walczył o to, by wokół Sanktuarium Miłosierdzia Bożego na osiedlu Białostoczek wybudować z miejskich pieniędzy specjalne estakady. Z równym zapałem starał się też o to, by na tym samym osiedlu nie powstała cerkiew prawosławna.
Ma wrogów
– Dobrzyński od lat ma tu wielu wrogów, choćby prawosławnych, z którymi zawsze wojował. Za to nawet za pierwszego PiS-u stracił stanowisko wojewody. Ale i wśród swoich ma wielu nieprzyjaciół. On jest z zakonu, czyli z grupy Jurgiela, a ta ostatnio u prezesa jest w odstawce – tłumaczy mi jeden z lokalnych samorządowców związanych z PO.
Zresztą to nie pierwsza wojna w białostockim PiS, gdzie - jak wiadomo - od dawna ścierają się różne frakcje - przede wszystkim Krzysztofa Jurgiela i Jarosława Zielińskiego. Wśród lokalnych polityków krąży pisowska instrukcja, aby nie wspierać Dobrzyńskiego. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że nie wszyscy działacze się do niej stosują i senator może liczyć na pomoc niektórych ludzi z PiS.
Gdzie dwóch się bije
Białostocka Platforma tej pisowskiej bijatyki raczej nie komentuje. Bo i po co. Pozostaje jej liczyć na to, że na to, że sama zyska na tej bitwie. Koalicja Obywatelska do Senatu wystawiła kandydaturę Zbigniewa Nikitorowicza, osobę dobrze znaną w lokalnym środowisku - dziś wiceprezydenta Białegostoku, a przed laty lokalnego dziennikarza.
– Jeśli Zbyszek wygra, w PiS-ie pożrą się jeszcze bardziej, szukając winnych porażki – przewiduje mój rozmówca.