
Idea nowa nie jest. Gdy się pojawiła kilka lata temu, wielu potraktowało to jako żart satyryka. Towarzystwo Patriotyczne Fundacja Jana Pietrzaka zaprezentowało pomysł uczczenia setnej rocznicy Cudu nad Wisłą. Pietrzak uznał, że nie ma lepszego sposobu na uhonorowanie zwycięzców z 1920 r., niż ustawienie łuku triumfalnego na samym środku Wisły.
Pomnik Bitwy Warszawskiej powinien być już 20 lat temu, 30 lat temu, 10 lat temu, powinien być w przyszłym roku - nie będzie, ale obiecuję pani, on stanie w krótkim czasie, musi stanąć w krótkim czasie.
– Wasz portal mnie nie lubi, więc niech pan uczciwie to zanotuje i poda – zaczyna rozmowę Jan Pietrzak. Przyznaje, że szef rządu już wcześniej wsparł ideę, wpłacając "parę złotych".
Bardzo się cieszę z inicjatywy premiera. To jest człowiek dynamiczny, więc myślę, że weźmie się do tego z energią i ten łuk powstanie. Życzę tego wszystkim warszawiakom, niezależnie od poglądów politycznych, bo to jest sprawa naszej godności i zobowiązań wobec poprzednich pokoleń.
Szybko jednak się okazało, że zarzuty premiera są - delikatnie mówiąc - mało trafione. – To kompletna nieprawda. Zacząć należy od tego, że upamiętnienie rocznicy Bitwy Warszawskiej jest inicjatywą warszawskiego ratusza, ta idea jest żywa. Władze stolicy chcą jednak, aby to się odbyło na zasadzie konkursu, a nie narzucania z góry konkretnej formy architektonicznej, jaką jest łuk triumfalny – wyjaśnia w rozmowie z naTemat rzecznik prezydenta Warszawy Kamil Dąbrowa.
Zdaje się, że Warszawa ma zupełnie inne podejście do tego niż premier Morawiecki. Chcemy, żeby to był konkurs otwarty, a nie konkurs na łuk triumfalny. Bo to trochę tak, jakby w kwestii pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej PiS z góry narzucił, że mają to być schody. Mogę tylko powiedzieć, że konkursów w ten sposób się nie organizuje.
Konkurs konkursem, a Jan Pietrzak wierzy, że skoro premier wsparł ideę postawienia łuku triumfalnego, to taki łuk powstanie. Skąd na to pieniądze? Na pewno nie ze zbiórki, jaką organizuje Towarzystwo Patriotyczne. Pietrzak nie ujawnia, ile jest na koncie. Nie kryje jednak, że przez pięć lat zbiórki pieniędzy nie udało się zgromadzić takich środków, jakie byłyby niezbędne do budowy.
Podatników ta promocja co nieco też kosztowała. Koncerty z cyklu "Niepodległość 100+", "Zwycięska Polska" czy "Niech żyje Polska", z którymi Jan Pietrzak przez ostatnie lata objeżdżał kraj wzdłuż i wszerz, mogły liczyć na pokaźne wsparcie państwa. Satyrykowi "dobrej zmiany" towarzyszyli inni artyści dobrze znani z narodowej TVP: Jerzy Grunwald czy Ryszard Makowski.
O dotacjach dla Towarzystwa Patriotycznego Fundacji Jana Pietrzaka pisano w mediach raz po raz. Głośno było o sumie 600 tys. zł od fundacji PZU, czyli od największego ubezpieczyciela kontrolowanego przez państwo, czy o ponad 400 tys. zł od Narodowego Centrum Kultury.
Gdy pytam satyryka, czy nie sądzi, że stał się pieszczochem władzy, odpowiada z oburzeniem: "Wręcz przeciwnie! Jestem jak zwykle przez ponad 50 już lat prześladowany, niszczony przez wrogie media, przez ludzi nieżyczliwych Polsce i niekochających Polski. Od kiedy napisałem 'Żeby Polska była Polską' stałem się wrogiem pewnych środowisk".