Roszczeniowe, leniwe, "bezczelnie nadużywające ideę społeczeństwa równych szans" – taki obraz polskich matek wyłania się z dyskusji o kontrowersyjnym felietonie prof. Mikołejki. "Matkom w Polsce wszystko wolno" – uznał dziś jeden z naszych blogerów. Rzeczywiście?
Felieton prof. Mikołejki dotyczący części polskich matek, który ukazał się w "Wysokich Obcasach Extra" zelektryzował media. Profesor napisał w nim o grupie "wózkowych", czyli kobietach, które po urodzeniu dziecka skupiają na sobie uwagę otoczenia i, ignorując prawa innych, nachalnie im się narzucają. Wypowiedzi profesora były szeroko komentowane. Sam Mikołejko dolał jeszcze oliwy do ognia, powtarzając swoje tezy w audycji na antenie TOK FM.
Profesor skrytykował kobiety, którym wydaje się, że tylko z racji tego, że są matkami mogą robić wszystko. "Budujemy społeczeństwo równych szans. Tyle tylko, że znaczna część ludzi bezczelnie tego nadużywa" – przekonywał. Jego zdaniem wiele matek, z jednej strony odwołuje się do "dyskursu feministycznego". Z drugiej, kiedy im wygodnie, powołuje się na "instynkt macierzyński, bezmyślnie wyćwiczony od kilkunastu pokoleń".
Medialne dyskusje toczą się głównie wokół stwierdzeń, które wygłosił profesor. My jednak zastanawiamy się, czy autor kontrowersyjnych tez nie ma racji co do meritum. Bo może faktycznie matkom w Polsce wszystko wolno?
L4, macierzyński, opieka
Wielokrotnie pisaliśmy już w naTemat, o tym, że niektóre matki wykorzystują przywileje, jakie daje im prawo. Choć w rozmowie z nami ginekolog Hanna Szymiec-Raczyńska przekonywała, że ciąża to nie choroba, a kobieta jest fizjologicznie przygotowana do tego, by aktywność utrzymywać niemal do samego rozwiązania, Polki w wielu przypadkach ochoczo korzystają z możliwości, by jak najszybciej uciec na L4.
Potwierdził to właściciel restauracji Polskie Jadło, Jan Kościuszko. "Rekordzistką świata albo co najmniej Polski w tej dziedzinie jest bez wątpienia żona jednego z polskich polityków. Najpierw wzięła urlop, bo była w ciąży, potem macierzyński, chorobowy i tak się to ciągnęło przez wiele miesięcy" – powiedział w rozmowie z Krzysztofem Majdanem. Kościuszko przyznaje, że na początku prowadzenia restauracji zatrudniał niemal wyłącznie kobiety, ale doświadczenie zweryfikowało jego poglądy.
"Najgorsze jest to, że kobieta wraca z urlopu do pracy na dwa tygodnie, po paru dniach znów bierze urlop i tak w kółko. Nie można zlecić jej żadnego projektu, obciąża współpracowników swoimi obowiązkami, zwłaszcza w małych, kilkuosobowych firmach. Wychodzi na to, że oni pracują na jej pensję." – powiedział.
Kwestia kultury
Poza tymi twardymi przywilejami, matki domagają się także innych, miękkich. Właśnie o nich mówił prof. Mikołejko.
"Traktuje się liberalność, prawa i społeczeństwo jako szansę na dominacyjne, bezprawne i agresywne zachowanie" – dopowiedział w TOK FM.
– Rozumiem to jako taką kategorię mam, które nie respektują praw innych, na przykład które przyszły by na konferencję z płaczącym dzieckiem, nie zważając na to, czy komuś to przeszkadza – ocenia Agnieszka Pomaska (PO), posłanka, matka dwójki dzieci. – A tymczasem trzeba mieć świadomość, że obie strony – rodzice i nie-rodzice mają równe prawa w przestrzeni publicznej.
O tych prawach pisała w naTemat Hanna Rydlewska. W tekście "Strefa wolna od dzieci. Potrzebna od zaraz", zwracała uwagę na to, że coraz częściej przestrzeń dla dzieci jest udostępniana w barach i restauracjach. Jak to wygląda w praktyce?
"Aby dostać się do stolika i zjeść najlepszą w okolicy pastę, trzeba wcześniej pokonać slalom, manewrować między rozstawionymi wszędzie wózkami dla dzieci. Przy okazji, łatwo nadepnąć na piszczącą zabawkę lub poślizgnąć się na rzuconym niedbale na podłogę smoczku. Gdy już dotrze się do upragnionego stolika, zyskuje się niezbyt apetyczną perspektywę: przewijanie z lewej, przewijanie z prawej. Pod stołem pełzają radośnie dzieciaki, których rodzice przyglądają się temu z rozczuleniem" – opisała.
Po drugiej stronie lustra
Pozornie więc matkom wolno w Polsce wszystko. Pozornie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy okazało się, że młoda matka nie może na przykład... iść do pracy. Agnieszka Pomaska usłyszała od kolegi z partyjnych ław, że "Jeżeli się ma dziecko trzytygodniowe, to się jest na urlopie macierzyńskim, a nie przyjeżdża się do Sejmu, żeby głosować złą dla Polaków ustawę".
– Myślę, że trzeba mieć dużą siłę, by egzekwować to, co rodzicom się należy – ocenia Pomaska i dodaje, że w Polsce rodziców, "bo przecież nie tylko matki", czeka wiele ograniczeń. Przykłady?
– Właśnie wróciłam z trzytygodniowego urlopu za granicą, gdzie wyjście na spacer z dzieckiem nie było żadnym problemem – obniżone krawężniki, proste ulice, odpowiednia infrastruktura były standardem. A potem wróciłam do mojego ukochanego Gdańska i doznałam szoku. Tak trudno jest się po mieście poruszać – przekonuje posłanka.
Całą litanię tego, czego matkom jednak nie wolno, wylicza w odpowiedzi na felieton prof. Mikołejki, na łamach "Gazety Wyborczej" Aleksandra Szyłło. Z jej matczynych doświadczeń wynika, że kobietom jeszcze niedawno nie wolno było urodzić w godnych warunkach, z powodu złej infrastruktury swobodnie poruszać się po mieście, a nawet pójść z dzieckiem do toalety, bo publiczne ustępy były zbudowane tak, że z wózkiem nie dało rady do nich wejść. Nie wolno także było jej wrócić do pracy, bo kiedy zgłosiła się do urzędu, okazało się, że pierwszeństwo mają osoby po wyrokach. Później nie wolno jej było wziąć zwolnienia, ani urlopu, bo jako młoda matka mogła liczyć jedynie na umowę cywilnoprawną.
Wszystko wolno, ale...
Ale czy w dyskusji naprawdę chodzi o matki? Agnieszka Graff na łamach "Kultury Liberalnej", a w naTemat bloger Andrzej Gąsiorowski, dochodzą jednak do wniosku zupełnie innego: w Polsce owszem, wolno wszystko. Ale dziecku.
"To jest niemal wyłącznie debata o potrzebach dzieci, obie strony zakładają, że potrzeby matki są tu nieistotne, a ojciec jest w tej rozmowie praktycznie nieobecny. […] Dominuje spojrzenie przez pryzmat dobrostanu dziecka, brakuje refleksji z perspektywy obu płci" – napisała Agnieszka Graff.
Gąsiorowski zwrócił z kolei uwagę, że w szumie wokół macierzyństwa, umknęło nam, że stajemy się coraz bardziej zapatrzeni w nasze pociechy i próbując zapewnić im jak najlepsze wychowanie, zaczęliśmy wychowywać "następców tronu".
Nie znosiłam siedzenia w okolicy piaskownicy z wózkowymi, ich nie odstraszała nawet otwarta książka i wzrok w niej zatopiony... CZYTAJ WIĘCEJ
Aleksandra Sobczak
dla "Wysokich Obcasów"
W prywatnym gabinecie zwolnienie można dostać bez żadnego problemu już podczas pierwszej wizyty potwierdzającej ciążę, nawet gdy wszystko rozwija się prawidłowo. Irytuje mnie to, że wiele zdrowych młodych kobiet tak chętnie z tego korzysta. Tłumaczą, że je mdli, są senne i nie mogą zbyt długo wysiedzieć przed komputerem. Nie przeszkadza im to często spędzać większości dnia na Facebooku, spacerach i spotkaniach towarzyskich. Tłumaczą, że muszą wypocząć, bo kiedy urodzi się dziecko, będą miały mnóstwo roboty.
Dzieciaki puszczone samopas, gdziekolwiek, a najlepiej na mój trawnik. To ich durne puszenie się świeżym macierzyństwem, które uczyniło z nich - przynajmniej we własnym mniemaniu - królowe balu. Patrzę więc, jak to idą i gdaczą, jak stroją fochy, uważając się za Bóg wie co. Jak pytlują nieprzytomnie, gdy tymczasem ich potomstwo obrzuca się piachem albo wyrywa sobie nawzajem włosy. CZYTAJ WIĘCEJ
Paweł
faceobook.com/natemat.pl
Nie kop pana, bo się spocisz - coraz częstsze podejście dzisiejszych matek. CZYTAJ WIĘCEJ
Sylwia Chutnik
matka, prezeska fundacji MaMa
Każda grupa ma swoje racje, o które chce walczyć i matki małych dzieci nie są w tym przypadku jakoś szczególnie agresywne, czy przeważające liczbowo. To jednak stara śpiewka, że jak coś jest źle to przez baby. CZYTAJ WIĘCEJ
Mikołejko w niemal żołnierskich słowach opisał zjawisko pozornie nieszkodliwie, na zewnątrz tandetne, czasami zabawne, ale mające również poważne konsekwencje społeczne – tłumy ludzi zapatrzonych w siebie i własne dzieci. Nikt nie pyta, w co i w kogo będą się patrzeć te dzieci, kiedy dorosną.