Obecnie 404 pacjentów z koronawirusem jest podpiętych do respiratorów. To niemal połowa zapasu dedykowanego tylko dla chorych na covid-19. I chociaż resort zdrowia zapewnia, że gotowych jest kolejne 300 maszyn, to napływ nowych zakażonych każe zadać pytanie: czy sprzętu wystarczy dla wszystkich? Nasz rozmówca, prof. Juliusz Jakubaszko twierdzi, że może go zabraknąć.
Ogółem Polska posiada około 11 tysięcy respiratorów (według danych z czerwca tego roku), z czego około 1,5 tysiąca posiada ARM, o czym w wywiadzie dla PAP wspomniał niedawno prezes tej rządowej agencji Michał Kuczmierowski. Nie podał jednak dokładnej liczby, bo jak sam stwierdził, jest ona objęta tajemnicą państwową.
Zapotrzebowanie na respiratory rośnie
Ale nie tylko osoby z covid-19 potrzebują respiratorów. W kraju nadal funkcjonują oddziały intensywnej terapii dla pozostałych chorych, osób po operacjach i po wypadkach. A epidemia koronawirusa w Polsce przyspieszyła i to bardzo. W ciągu ostatnich dni liczba dobowych zakażeń oscyluje między 3 a 5 tysiącami osób.
Najgorsze jest to, że lawinowo przybywa tych ciężko chorych na covid-19. Warto spojrzeć na dane. Codziennie liczba zajmowanych respiratorów powiększa się średnio o 20, chociaż są dni, wzrost ten wynosi ponad 30. Łatwo więc policzyć, że za około 20 dni zabraknie maszyn z podstawowej puli respiratorów, a za kolejne 15 dni tych, które obiecał minister Niedzielski.
A lekarze i naukowcy prognozują, że zakażeń ma być jeszcze więcej. Dopiero wchodzimy w sezon grypowy, więc jest duże prawdopodobieństwo, że sytuacja będzie się pogarszała. Z szacunków chińskich naukowców, które opublikowano na wiosnę, wynikało, że około 6 proc. ich pacjentów potrzebowało wsparcia respiratora.
Jeśli spojrzeć na obecną liczbę zajętych łóżek covidowych w Polsce stosunek ten jest większy i wynosi obecnie około 14 proc. Rząd dysponuje rezerwami respiratorów, ale czy ich wystarczy? Czy powtórzy się scenariusz z Włoch, gdzie na północy kraju system ratunkowy stanął, zabrakło respiratorów i lekarze musieli decydować, kogo ratować?
Zdaniem profesora Juliusza Jakubaszko, byłego prezesa Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej w pewnym momencie w Polsce będzie brakowało respiratorów, bo liczba pacjentów zakażonych koronawirusem, którzy wymagają maszynowego wspomagania oddychania, będzie się zwiększała.
– W którymś momencie dojdzie do krytycznego poziomu zabezpieczenia i zacznie się problem, bo trzeba będzie podejmować każdorazowo decyzję, czy pacjenta podłączyć do respiratora, czy nie. A jak ich będzie dwóch czy trzech, a respirator jeden, to na barki lekarza i jego sumienie spadnie decyzja, którego z tych pacjentów podłączyć – mówi nam prof. Jakubaszko.
– Nie jesteśmy krajem zacofanym, tylko krajem środkowej Europy i tutaj taki dylemat nie powinien mieć w ogóle miejsca, ale obawiam się, że będzie inaczej – dodaje nasz rozmówca.
Zauważa, że w takich okolicznościach trudno jest ustalić nawet jakiekolwiek kryteria, którymi powinni się kierować lekarze, ponieważ wszyscy pacjenci powinni mieć takie same szanse na otrzymanie maksymalnego poziomu opieki medycznej zgodnie z ich potrzebami.
Brakuje kadry
Co więc można zrobić, żeby do takiej sytuacji nie dopuścić? Czy nie jest już za późno? Nasz rozmówca podsuwa nam pewne rozwiązania, ale nie jest pewny, czy rząd potrafiłby je wykonać.
– Respiratory są sprzętem medycznym, który w razie braków można dokupić. Ale sam sprzęt nie wystarczy. Potrzebna jest do niego wyszkolona kadra medyczna lekarzy i pielęgniarek, której, jak wiemy, brakuje. Rząd, jeżeli umiałby, a obawiam się, że nie potrafi, musiałby zwiększyć liczbę lekarzy pracujących aktywnie w oddziałach intensywnej terapii i ratunkowych, bo one są obecnie najbardziej obciążone napływającą falą pacjentów – twierdzi prof. Jakubaszko.
– To nie kosiarka, której obsługi można nauczyć się w ciągu godziny. Nauka używania takiego sprzętu jest elementem specjalizacji lekarskiej z medycyny ratunkowej, która zajmuje parę lat. W specjalizacji pielęgniarskiej z pielęgniarstwa anestezjologii i intensywnej terapii program obsługi respiratora trwa około trzech miesięcy. Nie da się tak szybko tych strat personalnych w taki sposób nadrobić. Na to potrzeba minimum rok czasu – tłumaczy były prezes PTMR.
Jego zdaniem najkorzystniejszym rozwiązaniem na szczeblu rządowym, które mogłoby poprawić obecną sytuację kadrową w szpitalach, byłoby zwrócenie się z prośbą do pielęgniarek i lekarzy, którzy przeszli na wcześniejszą emeryturę, a pracowali na oddziałach intensywnej terapii, żeby wrócili do pracy.
– Takich osób jest dużo i na pewno wiele z nich by odpowiedziało na taki apel, w końcu od tego zależy przyszłość tego narodu. Oczywiście trzeba by im zapewnić bezpieczne warunki pracy i odpowiednie wynagrodzenie – wyjaśnia nasz rozmówca.
Drugim rozwiązaniem, które proponuje prof. Jakubaszko jest budowa pododdziałów obserwacyjnych przy oddziałach ratunkowych. Na nich rozlokowane byłyby łóżka dla pacjentów, którzy w razie konieczności, mieliby dostęp do pomocy takiej, jak na oddziale intensywnej terapii. – Takie rozwiązanie stosowane jest w USA, Francji czy Wielkiej Brytanii. To byłyby bufor przed całkowitym zatkaniem się szpitali – dodaje prof. Jakubaszko.
***
Prof. dr hab. n.med. Juliusz Jakubaszko – to specjalista anestezjologii, intensywnej terapii i medycyny ratunkowej, kierownik Katedry Medycyny Ratunkowej i Katastrof Collegium Medicum w Bydgoszczy, członek zarządu i były prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, zasiada w Radzie Naukowej przy Ministrze Zdrowia. Jest członkiem Europejskiej Komisji Specjalizacji Lekarskich i American College of Emergency Physicians oraz zarządu Światowej Federacji Medycyny Ratunkowej.