Trump wygra wybory prezydenckie – tak jeszcze w środę rano "informowała" TVP. Nic to, że w USA policzono dopiero ułamek głosów – Telewizja Polska i jej prezes Jacek Kurski już cieszyli się "zwycięstwem" ulubieńca PiS. Ich radość trwała jednak krótko. Z każdą kolejną godziną spływające rezultaty wyglądały coraz lepiej dla Joe Bidena. TVP zaś coraz bardziej mówiła głosem Putina.
Triumfalizm TVP zaczyna się w środę rano. Telewizja publiczna bez wahania – i bez podstaw – wskazuje rzekomego zwycięzcę wyborów – Donalda Trumpa. Równolegle na Twitterze "wyciem CNN i jej polskiego odpowiednika" rozkoszuje się prezes TVPJacek Kurski. Nie spał z wtorku na środę, by śledzić doniesienia zza oceanu. Już za kilkadziesiąt godzin jego przedwczesny wpis stanie tematem kpin. Internauci piszą, że trzeba było się wyspać.
W sobotę wieczorem CNN i BBC ogłaszają, że wybory w USA wygrał Joe Biden. Prezydent – elekt dostaje gratulacje z całego świata. Zwycięstwo Demokraty odnotowują także ważni politycy Partii Republikańskiej, w tym były prezydent George W. Bush. Światowi przywódcy szybko zapraszają Bidena i Kamalę Harris, przyszłą wiceprezydentkę, do współpracy.
Osoby śledzące amerykańskie wybory mogą wtedy powiedzieć "no wreszcie". To, że wygra Biden, było praktycznie pewne już od piątku – by zwyciężył Trump potrzebna była seria zbyt wielu zbiegów okoliczności – ale najważniejsze amerykańskie i światowe media do znudzenia powtarzały tylko, że Biden ma przewagę, a trend jest po jego stronie.
Zżymali się na to zniecierpliwieni wyborcy, którzy uważali to za nadmierną ostrożność. Z ich perspektywy był to najdłuższy tydzień świata. BBC i CNN czekały jednak do momentu, gdy będzie pewne na 100 proc., że Biden zdobył 270 głosów elektorskich.
To polityczny odpowiednik złapania złotego znicza – oznacza natychmiastowy koniec gry. Choćby Donald Trump stanął na rzęsach i zaklaskał uszami, nie ma już sposobu na to, by sięgnął po drugą kadencję z rzędu. I nie zmieni tego resztka nadal liczonych głosów, które będą już miały znaczenie tylko z powodów statystycznych.
Fort Trump
Jest jednak miejsce, gdzie Donald Trump nadal trzyma się mocno, a wybory wcale się nie rozstrzygnęły. To upartyjniona przez PiS telewizja, która miała być BBC, a stała się polskojęzyczną Russia Today. Państwowa stacja, podobnie jak media kremlowskie, przez cały sobotni wieczór i część niedzieli wytrwale przekonuje, że nadal nic nie wiadomo i powtarza bezpodstawne twierdzenia Trumpa o tym, jakoby doszło do masowych fałszerstw.
Telewizja publiczna kolportuje też kłamstwa odchodzącego prezydenta o tym, że liczenie głosów w stanach republikańskich kontrolowali Demokraci. Jeden z komentatorów TVP stwierdza nawet, że dziennikarze nie mają prawa do tego, by mówić co jest prawdą, a co nie. W sobotę widzowie "Wiadomości" TVP po kilkunastu minutach programu dostają zdawkowy i splątany materiał o wyborach najpotężniejszej osoby w najpotężniejszym państwie świata.
TVP zamiast relacjonować wybory w USA, jest tubą Trumpa, który – wszystko na to wskazuje – nie zamierza uznać wygranej Bidena. Jego upór w zaprzeczaniu rzeczywistości jest tak silny, że poważne media debatują o tym, jak wyglądałoby siłowe usunięcie byłego prezydenta z Białego Domu. Wszak zaprzysiężenie Joe Bidena ma się odbyć 20 stycznia, czyli już za 2 miesiące z kawałkiem.
Narrację o amerykańskich wyborach, których wyników nadal nie znamy, przez weekend wsączają do internetu redaktorzy TVP i politycy PiS. "W amerykańskim Sądzie Najwyższym były ostatnio ważne nominacje i przewagę zyskali nominaci republikańscy. Tak więc jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy" – pisze w niedzielę na Twitterze Krzysztof Świątek, prowadzący program Minęła 8 w TVP Info.
Odpowiada mu wielu rozbawionych internautów, którzy tłumaczą, że nie jest to odpowiednik dyspozycyjnego Trybunału Julii Przyłębskiej. Przekaz TVP – ten z anteny i mediów społecznościowych – szybko staje się obiektem kpin na Twitterze.
Dotowane 2 miliardami złotych rocznie media publiczne depczą fakty i walczą o Trumpa w sposób, jakiego wstydziłby się nawet Fox News. Oczywiście, dziennikarze i komentatorzy Fox mają republikański przechył – to nie ulega wątpliwości – ale nie zamykają oczu na rzeczywistość. Amerykańska stacja pociesza swoich widzów, że zwycięstwo Bidena nie zmieni ich stylu życia, charakteru pracy i spotkań z przyjaciółmi. W tym samym czasie TVP dezinformuje swoich widzów, że Trump nadal może wygrać.
Trump czy Biden? Biden czy Trump?
Nawiązanie częściowego kontaktu z rzeczywistością zajmuje TVP nieco ponad 24 godziny. Ale i wtedy po swoim flagowym serwisie newsowym redaktorka TVP pyta komentatora, "czy Donald Trump ma jeszcze jakieś szanse?".
Nadal stacja podkreśla, że Bidena prezydentem ogłosiły media. Pojawiają się już w niej jednak politycy PiS, którzy zaczynają zapewniać, że rząd będzie prowadził politykę z Joe Bidenem. Widz TVP jest oswajany z tym, że być może jednak to nie Trump będzie prezydentem. Jednocześnie jednak telewizja publiczna rozgłasza, że możliwe jest, że żaden z kandydatów nie zostanie zaprzysiężony na prezydenta 20 stycznia.
Niedzielne "Wiadomości" niby przyznają, że "Biden wygrywa", ale zaraz potem rozwadniają przekaz. "Joe Biden mówi o pojednaniu, a Donald Trump o nieprawidłowościach wyborczych. Demokraci świętują zwycięstwo swojego kandydata, a Republikanie szykują się na batalię sądową. Tak 5 dni po wyborach wygląda amerykańska scena polityczna" – czytamy w portalu TVP.
W poniedziałek Władimir Putin idzie krok dalej niż prezydent Andrzej Duda, który zdumiewająco pogratulował Bidenowi nie zwycięstwa, lecz "udanej kampanii wyborczej". Przywódca Rosji idzie na całość: ogłasza, że nie wie kto został prezydentem USA. To przekaz, który od kilkudziesięciu godzin nadają kremlowskie media. I TVP.