Tylko od 29 października do 18 listopada umarło 11 pielęgniarek. – Możemy powiedzieć, że prawie codziennie w ostatnich tygodniach umierała jedna z nas. Nie będziemy ze spokojem patrzeć, jak nasze środowisko zostaje zdziesiątkowane w pracy przez covid. A nam mówi się, że jesteśmy kosztem dla państwa – zaznacza Krystyna Ptok. Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych mówi o możliwych formach strajku.
Będzie strajk generalny pielęgniarek, czy na razie to tylko straszak dla rządu?
Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych: – To nie jest żaden straszak, a wynika z procedury sporów zbiorowych. Taka ewentualność wpisana jest w ustawę.
9 listopada Zarząd Krajowy OZZPiP podjął decyzję o przygotowaniu do sporów zbiorowych, co związane jest z pogarszającymi się warunkami, nadmiernym obciążeniem pracą pielęgniarek i położnych.
W mediach społecznościowych pielęgniarki piszą, że często na dużym oddziale są po 2-3 na dyżurze.
Czasami na 80 covidowych pacjentów w grafiku są dwie pielęgniarki. To się też zdarza np. na psychiatrii – na 60 pacjentów są dwie pielęgniarki.
Nie ma pielęgniarek do obstawiania dyżurów. My – jak wszyscy Polacy – też chorujemy na covid, mamy izolację.
I ponosicie pełną odpowiedzialność za życie i zdrowie tych ludzi.
Oczywiście, że tak. W tej chwili dopisano nam jeszcze do ustawy o zawodzie, że jesteśmy odpowiedzialne pod kątem wykonywanych zadań. Ustawa o dobrym samarytaninie niczego nie wnosi, to zapis dla samego zapisu.
Nie chroni nas tak, jak miał chronić urzędników państwowych. To przepis, który nic nie zmienia, miał tylko zrobić dobre wrażenie. Słyszymy, że jesteśmy kosztem dla państwa.
Ile pielęgniarek zmarło z powodu zakażenia koronawirusem?
Tylko od 29 października do 18 listopada było 11 zgonów. Te dwa ostatnie tygodnie są przerażające. Możemy powiedzieć, że prawie codziennie w ostatnich tygodniach umierała jedna pielęgniarka.
A jeszcze pracownikom służby zdrowia została zdjęta kwarantanna.
Tak, my nie podlegamy w tej chwili już kwarantannie. Po kontakcie mamy być testowani raz dziennie przed pracą przez 7 dni.
My jesteśmy zdrowi, silni i gotowi do tytanicznej pracy. Nam się nic nie dzieje, przecież my nie chorujemy. To sarkazm. Rządzący myślą, że jesteśmy niezniszczalni, a tymczasem dwie pielęgniarki nagle umarły po powrocie do domu. Były reanimowane, nie odzyskały funkcji życiowych i wcale nie były chore na covid.
Nie. Myślę, że pan minister Niedzielski stara się uspokajać społeczeństwo, natomiast my na poziomie szpitali jesteśmy przerażeni. Widzimy liczbę pacjentów, którzy są przyjmowani. I ona się absolutnie nie zmniejsza. Każde łóżko jest zajęte i jeszcze ta stale rosnąca liczba zgonów.
Wiceminister zdrowia stwierdził, że mówienie teraz o strajku jest nieroztropne. Zacytuję pana Waldemara Kraskę: "Jestem zdziwiony postawą pielęgniarek, choć bardzo szanuję ich pracę. Jesteśmy w takim momencie, że myślenie o strajku jest nieroztropne". Jakby mu pani odpowiedziała?
Nawet w czasie, gdy nie było epidemii, ministrowie nigdy inaczej nie mówili jeśli decydowaliśmy o sporach. Panie ministrze, mogę powiedzieć, że jest to głęboko przedyskutowana ze środowiskiem decyzja i jak najbardziej właściwy czas. Kurz opadnie i dopiero wtedy będziemy słyszały, że to nie czas na rozmowy.
Już teraz wiceminister Kraska mówi: "do rozmów może wrócimy za jakiś czas".
Tak mówią wszyscy ministrowie, którzy słyszą o tym, że pielęgniarki straciły już cierpliwość i uważają, że należy siadać do stołu, rozmawiać. Nie będziemy ze spokojem patrzeć, jak nasze środowisko zostaje zdziesiątkowane w pracy przez covid i narażane na konsekwencje karne, cywilne i zawodowe.
Strajk pielęgniarek i położnych sparaliżuje służbę zdrowia.
Żeby premierowi i ministrowi pewne rzeczy uzmysłowić: pielęgniarki mówią o najgorszym z możliwych scenariuszy, czyli o złożeniu prawa wykonywania zawodu. I w takiej sytuacji nie musi być żadnego strajku. Dziś już słyszymy, że pracownicy wypowiadają umowy.
Środowisko jest już w tej chwili na skraju przepaści. Albo coś się zmieni, albo takie decyzje o złożeniu prawa do wykonywania zawodu będą zapadały. Jest wiele zawodów, które można wykonywać. I nie bierze się takiej odpowiedzialności, nie słyszy się ze strony rządzących, że jest się kosztem.
O co konkretnie apelujecie do premiera?
Apelowałyśmy, by ustawa z 28 października 2020 roku została opublikowana.
Prezydent ją podpisał.
Tak, prezydent podpisał ustawę dwa tygodnie temu. Byłam przyzwyczajona do takiego obiegu ustaw w państwie, że był podpis prezydenta i po dwóch tygodniach już publikacja. No więc apelujemy do premiera o publikację dokumentu.
Do ministra zdrowia apelowałyśmy o to, by ukazał się przepis, który mówi o przedłużeniu środków dedykowanych pielęgniarkom, położnym. Poza tym: od dwóch lat ministrowie obiecują, że zmienią się współczynniki pracy w ustawie o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia i nic...
Skandalem jest dziś sytuacja, kiedy pielęgniarka zarabia 2,8 tys. zł zasadniczej pensji już po dodatku zembalowym.
Ustawa zapewniała stuprocentowy dodatek covidowy wszystkim lekarzom i pielęgniarkom.
Nie ma ani stu, ani nawet 50 proc. Nie są wydane dyspozycje. Nie mamy jeszcze informacji od nikogo, że otrzymamy te pieniądze z polecenia ministra zdrowia.
Jest wiele spraw, o których trzeba mówić. Np. koleżanki telefonują i pytają, dlaczego od 5 września wypłacane mają tylko 80 proc. za pobyt na L4. Przecież zachorowały na covid świadcząc pracę pacjentom zakażonym koronawirusem.
Poza tym, okazuje się, że zasiłek dla dzieci w wieku szkolnym, jeśli rodzice nie mogą zabezpieczyć opieki, jest dla wszystkich tylko nie dla pielęgniarek i pielęgniarzy. Jakbyśmy nie mieli dzieci. Nasze dzieci mogą się chować same, przecież one nie potrzebują opieki. Mamy sobie ją załatwić sami.
Co jeszcze oburza pielęgniarki?
Na przykład fakt, że z Ministerstwa Zdrowia odeszła pielęgniarka, która odpowiedzialna była właśnie za pion pielęgniarek. My jesteśmy grupą 250 tys. z problemami i nie wyrażamy zgody, by w resorcie zdrowia naszymi sprawami zajmował się lekarz.
Pielęgniarka odeszła z własnej woli?
"Z przyczyn rodzinnych" – tak to argumentowano. Zlikwidowano departament pielęgniarek. Z nami się nie rozmawia.
Nie macie nikogo, kto w resorcie może Was reprezentować. A jak rozumiem, minister zdrowia i premier nie chcą rozmawiać ze związkowcami?
Nie chcą. Po objęciu funkcji ministra zdrowia przez Niedzielskiego odbyły się dwie rozmowy z OZZPiP. I na tym koniec. W trakcie epidemii, choć nie tylko, wiele świadczeń dla pacjentów mogą wykonywać pielęgniarki, ponieważ mają do tego uprawnienia, kwalifikacje i wiedzę, tylko wciąż problem jest z tym, żeby nam odpowiednio zapłacić.
Myśli pani, że do spotkania pani z premierem i ministrem zdrowia dojdzie, czy będą to odkładać i tylko widmo strajku ich przekona?
To już decyzja premiera i ministra zdrowia. Możemy dalej być lekceważone, jeśli uważają, że taka polityka jest słuszna. Wtedy podejmiemy inne działania.
Doszliśmy do momentu, kiedy czujemy, że jesteśmy dociskani do ściany.
Proszę zobaczyć, dodatkowe środki na walkę z epidemią dostali strażacy, policja, służby graniczne, ale medycy nie.
Co powiedziałaby pani premierowi, gdyby w najbliższym czasie doszło do spotkania?
Powiedziałabym premierowi, że siadamy do stołu, przedstawiamy postulaty i problemy środowiska. I musimy za wszelką cenę doprowadzić do ich rozwiązania.
I że się nie ugniecie?
Nie, nie ugniemy się. Teraz albo nigdy.
Jeśli się nie dogadacie, to odejdziecie od łóżek?
Nie odpowiem pani w tej chwili, jaka będzie ostatecznie forma strajku. Ze środowiska płyną głosy o oddawaniu prawa wykonywania zawodu, wtedy nie musimy odchodzić od łóżek. Jak to zrobimy, to przestaniemy wykonywać swój zawód. To najgorszy scenariusz.