– Mechanizm decyzji Prawa i Sprawiedliwości zawsze jest ten sam: kiedy na horyzoncie pojawiają się kłopoty mogące obniżyć ich notowania, zaczynają kolejną wojnę ideologiczną – mówi #TYLKONATEMAT Joanna Kluzik-Rostkowska.
Z byłą minister edukacji narodowej w rządzie PO-PSL rozmawiamy o tym, jak aktualna ekipa rządząca wykorzystuje spory światopoglądowe, aby realizować swoje cele polityczne
W tym kontekście Joanna Kluzik-Rostkowska w rozmowie z naTemat.pl komentuje projekt dotyczący rejestracji ciąż oraz podejście rządu do kryzysu migracyjnego
Dawna szefowa sztabu Jarosława Kaczyńskiego stwierdza, że dla prezesa PiS "zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej to taki sam instrument polityki jak wiek emerytalny czy podatki"
Po co rządowi Prawa i Sprawiedliwości rejestr Polek będących w ciąży?
Joanna Kluzik-Rostkowska: Nie wiem. Natomiast piekło, które już urządzili Polkom sprawia, że należy spodziewać się najgorszego. Czy kontroli, by ścigać i karać?
Dotychczasowe decyzje – choćby zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej – nie pozostawiają wątpliwości, że o dramacie kobiety i jej rodziny nikt nie myśli. Ważniejsza jest ideologia i kupowanie sobie spokoju "sumienia" kosztem cierpienia innych.
Kiedy projektuje się rozwiązania prawne, zawsze trzeba brać pod uwagę czarne scenariusze, czyli jakie niepożądane efekty mogą przynieść. Rejestracja ciąż rodzi zagrożenie, że kobiety przestaną chodzić do lekarza.
W pierwszym trymestrze dość często dochodzi do poronień. Zwykle otoczenie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale – proszę uwierzyć – to nie są odosobnione przypadki. Czy efektem kontroli będzie śledzenie historii każdej ciąży? Do nieszczęścia poronienia dołączy prokurator...?
Czyli nie powinniśmy wierzyć zapewnieniom, że nowy projekt radykałów wkrótce przepadnie w Komisji Administracji i na tym skończy się temat aborcji?
Mechanizm decyzji PiS zawsze jest ten sam: kiedy na horyzoncie pojawiają się kłopoty mogące obniżyć ich notowania, zaczynają kolejną wojnę ideologiczną. Dla Jarosława Kaczyńskiego zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej to taki sam instrument polityki jak wiek emerytalny czy podatki.
Dlatego to, czy projekt radykałów będzie procedowany zależy od kłopotów PiS ze skutecznością walki z COVID-19, inflacją i sytuacją na granicy. To zresztą powód, dla którego wszelkiej maści radykalizmy mogą liczyć w czasach PiS na to, że zabłysną.
Zaostrzanie sporu ideologicznego to dla PiS sposób na podniesienie słupków sondażowych?
Raczej na ich nieobniżenie i przeniesienia debaty publicznej na tory dalekie od bieżących problemów władzy.
W czym tkwi ten fenomen wciąż wysokiego poparcia kobiet dla ekipy z Nowogrodzkiej?
Dobre pytanie, biorąc pod uwagę, ile złego ten rząd zrobił kobietom...
Zachowanie rządu w sprawie napięć na granicy polsko-białoruskiej to kolejny przykład skrajnego – nieliczącego się z czyimś cierpieniem – cynizmu politycznego.
Od początku apelowaliśmy, żeby ściśle współpracować z instytucjami Unii Europejskiej. Tak się składa, że to zewnętrzna granica UE, a autorem tej sytuacji jest Łukaszenka, który głośno mówi, że to jego zemsta na całej Unii za nieuznanie wyników wyborów z ubiegłego roku.
Tymczasem PiS stanowczo odmawiał współpracy, usiłując ugrać na tej sytuacji wizerunek silnych, zwartych, gotowych. Wybrał narrację, że oto jesteśmy u progu wojny i sami dumnie bronimy granicy.
Polityka zakpiła z tego prężenia muskułów. UE sama zrobiła to, o co mogliśmy ją wcześniej poprosić, utrzymując wiodącą rolę w stabilizacji sytuacji. Dzięki staniom Angeli Merkel, Emmanuela Macrona czy Ursuli von der Leyen kolejne samoloty z migrantami wylatują do krajów ich pochodzenia.
Najpierw nasz rząd się oburzył, że coś się dzieje nad naszymi głowami – jak się miało nie dziać, skoro nie chcieliśmy współpracować – teraz premier próbuje nadgonić stracony czas.
To wszystko kwestie polityczne, a co z tymi czysto ludzkimi, humanitarnymi? Na pograniczu wciąż uwięzionych jest sporo osób, które właśnie pierwszy raz w życiu zderzają się z europejską zimą…
"Uwięzionych" to najwłaściwsze słowo. Często ludzie nie wiedzą, że migranci nie mogą tak po prostu oddalić się od granicy i próbować wrócić do domu.
Z relacji tych, którym wreszcie udało się rozpocząć procedurę azylową w Polsce wiemy, że funkcjonariusze reżimu Łukaszenki potrafią szczuć migrantów psami czy razić paralizatorami, zmuszając do kolejnych prób przedostania się do Polski.
Czterej Afgańczycy – których udało mi się wesprzeć, by rozpoczęto wobec nich procedurę azylową – opowiadali, że kiedy po raz piąty zostali wypchnięci z Polski usłyszeli od Białorusinów, że mają parę godzin na przedarcie się, bo jeśli tego nie zrobią to Białorusini odbiorą im komórki i mogą sobie umierać w tym lesie.
Wizja całkiem realna biorąc pod uwagę warunki pogodowe, przemoczone ubrania, brak jedzenia i picia. Poszli więc do Polski.
Warto zwrócić uwagę na to, jak tę sytuację rozwiązywała Litwa. Tam postawiono na szybką procedurę azylową. Litwini przyjmowali wnioski od wszystkich i kto miał szansę na uzyskanie ochrony międzynarodowej, tę ją dostawał, a reszta trafiała do deportacji.
Tym sposobem rząd w Wilnie nie tylko rozwiązywał kwestię humanitarną, ale i de facto ”zabierał” Białorusi migrantów, zmniejszając w ten sposób presję na granicę.
Gdyby rządziła Koalicja Obywatelska, to realizowalibyście podobny scenariusz?
Gdybyśmy rządzili, o rozwiązaniach politycznych i humanitarnych nie byłoby mowy w końcówce listopada, bo odpowiednie działania zostałyby podjęte już latem, gdy na granicy z Litwą pojawili się pierwsi migranci.
Ten problem byłby rozwiązywany od początku na poziomie Unii Europejskiej. Zresztą Donald Tusk bardzo jasno podkreślił w swoim liście otwartym, jak powinna wyglądać dyplomacja w tej sprawie.
A opozycji bardziej nie opłacało się tego tematu przemilczeć i patrzeć na wszystko z bezpiecznego dystansu?
Z dystansem patrzeć na cierpienie? Trudne... Oczywiście jesteśmy zwolennikami twardej – ale przy okazji skutecznej – obrony naszych granic, ale PiS jest twarde wobec dramatów, jakie rozgrywają się na granicy.
Jednak biorąc pod uwagę informacje o tym, że prawie 10 tys. migrantów zameldowało się Niemczech, narzędzia PiS są nieskuteczne. Wbrew pozorom, można być skutecznym w obronie swojej granicy i humanitarnym równocześnie.
Co można zrobić, żeby w lasach pomiędzy Polską a Białorusią już nikt więcej nie umarł?
Przede wszystkim trzeba ciągle stawiać na to, o czym od początku mówimy – informować w krajach, z których mogą pojawić się na granicy migranci o zagrożeniu ze strony przemytników i reżimu Łukaszenki, żeby ten napływ wyhamować.
Temu powinny sprzyjać także naciski na linie lotnicze wspomagające proceder i na państwa, w których loty są organizowane. Potrzebna jest stała współpraca z UE i NATO. Powinniśmy mieć pewność, że władze w Mińsku pozwalają wracać do ojczyzn ściągniętym wcześniej migrantom.
Ze strony służb potrzebujemy natomiast wysiłków mających na celu wyłapywanie przemytników. Sądzę, że zbliżająca się zima ten kryzys jednak wyhamuje, ale już trzeba myśleć o tym, co będzie działo się wiosną…