Na tę grę czekano latami, aż w końcu się doczekano. Można powiedzieć, że rychło w czas, ponieważ wielu fanów "Harry’ego Pottera" wyrosło już z bycia czarodziejem i zdążyło zauważyć, jak problematyczna potrafi być twórczość J.K. Rowling. Gra "Hogwarts Legacy" zebrała wianuszek przeciwników, którzy – jeśli w ogóle w nią zagrają – zrobią to tylko przy pomocy Zatoki Piratów. Skąd pomysł bojkotu? Zaczęło się od złego goblina i własnego "niewolnika". W książkach o magicznym świecie nie brakuje zresztą podobnych kwiatków.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
J.K. Rowling została scancelowana przez internautów za swoje transfobiczne poglądy. Autorka "Harry'ego Pottera" jest krytykowana także za antysemickie stereotypy i nie tylko.
Gra "Dziedzictwo Hogwartu" zaprezentowała jako głównego antagonistę goblina. Bohater, w którego się wcielimy, będzie posiadać własnego skrzata domowego.
Fani twórczości brytyjskiej pisarki bojkotują grę. Ich zdaniem jest ona krzywdząca.
Proza J.K. Rowling od roku wydania "Harry'ego Pottera i kamienia filozoficznego" posądzana była o satanizm i deprawowanie dzieci. Na naszym podwórku echem niosły się słowa "wiedz, że coś się dzieje" księdza Natanka i incydent z paleniem książek brytyjskiej autorki pod kościołem w Gdańsku. Zmyślony przez konserwatywne środowiska motyw diabła z błyskawicą na czole przysłaniał prawdziwe problemy, z którymi borykała się seria o młodych czarodziejach.
Bronienie "Harry'ego Pottera" przed środowiskiem radykalnych katolików na przestrzeni lat zmieniło się w uzasadnioną krucjatę przeciwko Rowling, którą zapoczątkowali (werble budujące napięcie) dawni czytelnicy i fani jej twórczości. W wielu przypadkach nostalgiczny powrót do książek o chłopcu, który przeżył, przyniósł efekt odwrotny od zamierzonego.
Im starsi się robimy, tym dostrzegamy coraz więcej niuansów, a świat magii, choć w naszych dziecięcych wspomnieniach jawił się jako miejsce pełne miłości, tak naprawdę jest kalką szarej rzeczywistości i odzwierciedleniem krzywdzących poglądów twórczyni uniwersum.
Rowling mogła przy użyciu maszyny do pisania uchronić społeczność czarodziejów przed dyskryminacją i rasizmem, ale tego nie zrobiła. Na pierwszy rzut oka wydaje się to zrozumiałe. Czarodzieje żyją wśród nas, więc nasza kultura musi chcąc niechąc przenikać do ich świata.
Pisarka przedstawiła jednak niektóre problemy społeczne jako coś oczywistego, niepodlegającego zmianie. Ba, nawet nie pokusiła się o jawną krytykę tych zjawisk, przechodząc chwilami obojętnie obok krzywd, których doświadczali napisani przez nią bohaterowie. Z Rowling niejednokronie wyszła więc konformistka, która poprzez złudną inkluzywność zaskarbiła sobie serca czytelników.
"Hogwarts Legacy" ("Dziedzictwo Hogwartu"), czyli trzecioosobowa gra RPG w świecie stworzonym przez Rowling, otrzymała pierwszą dużą zapowiedź w marcu bieżącego roku. W 15-minutowym gameplayu doświadczamy piękna magicznego świata pełnego rozmaitych zaklęć, niezwykłej fauny i flory oraz szkolnych dramatów.
Wraz z tym tytułem możemy cofnąć się do XIX-wiecznego Hogwartu i założyć na głowę wirtualną Tiarę Przydziału. Stworzony przez nas bohater, oprócz nauki magii i meczów Quidditcha, zajmie się ratowaniem czarodziejskiego świata, któremu grozi poważne niebezpieczeństwo.
Choć gra zdaje się być spełnieniem najskrytszych marzeń starych wyjadaczy "Harry'ego Pottera", to wiele kontrowersji wzbudza wątek złej postaci, którą jest goblin z dużym, haczykowatym nosem. Ranrok jest przywódcą Buntu Goblinów, którego celem jest wyrwanie się spod niewoli ludzkich czarodziejów, traktujących inne rasy jako obywateli drugiej kategorii.
Historia goblinów w sadze Rowling zdaniem wielu jej krytyków uchodzi za kwintesencję antysemickich stereotypów. Rasa ta pracuje w jedynym banku w świecie czarodziejów – Banku Gringotta przy ulicy Pokątnej. Ludzie mogą tam wymieniać mugolskie waluty na złote galeony oraz srebrne sykle. Gobliny odpowiadają więc za system finansowy i – co tu dużo mówić – nie należą do najprzyjemniejszych istot na Ziemi. Są powieleniem krzywdzących wzroców "chytrego Żyda" lub "Żyda z pieniążkiem".
Przedstawianie goblinów jako głównych antagonistów w grze jest niezwykle problematyczne i dużo mówi o tym, jak kapitalistyczna kultura postrzega wszelkie wolnościowe zapędy dążące do poprawy bytu dyskryminowanych grup społecznych. "Dziedzictwo Hogwartu" nie jest pierwszą produkcją, która w ostatnim czasie stawia w roli potencjalnych złoczyńców bohaterów z marginesu.
W serialu "Arcane" na podstawie gry "League of Legends" mamy postać Silco, który walczy o to, by obywatele zatruwanej przez toksyczne opary dzielnicy Zaun mieli równe szanse i takie same możliwości co mieszkańcy bogatych i wręcz utopijnych części miasta Piltover. Twórcy dali Silco ludzką twarz, ale niesmak po jego zbrodniach (sprzedawanie narkotyków w slamsach, grożenie dzieciom oraz zabijanie niewinnych cywilów) wciąż pozostał.
Amerykańskie studio Avalanche Software, które odpowiada za produkcję "Hogwarts Legacy", wyraźnie zaznaczyło, że J.K. Rowling nie będzie pracować nad scenariuszem do gry. Taką decyzję podjęto zapewne po tym, jak pisarka stała się wrogiem numer jeden za swoje transfobiczne tweety. Niemniej internauci łapią się za głowę, zadając deweloperom pytania o to, dlaczego powielają inne szkodliwe poglądy autorki.
Okej, Avalanche Software już wcześniej zapewniło swoich odbiorców, że w grze będzie opcja stworzenia traspłciowego bohatera, ale co z tego, skoro problemy Rowling nie opierają się wyłącznie na nieposzanowaniu mniejszości płciowych. To, jak ukazano gobliny w grze, to wierzchołek góry lodowej.
Dla jednych może to być "robienie z igły widły" (przecież gobliny nie istnieją, duh!), dla drugich zaś akceptacja antysemickich tropów podświadomie podjudzających ludzi do bycia przeciwko wyzyskiwanym i represjonowanym klasom. W końcu kultura kształtuje społeczeństwo mając wpływ na postrzeganą przez nas rzeczywistość. Oczywiście dyskusja na temat goblinów nie jest największym problemem tego świata, aczkowiek jest potrzebna i nie należy jej zbywać.
Jakby tego było mało, bohater "Dziedzictwa Hogwartu" będzie prawdopodobnie właścicielem (panem lub panią) skrzata domowego. W serii "Harry’ego Pottera" mieliśmy przykład Zgredka, który z niewolnika stał się wolnym elfem, bo dostał skarpetę, czyli rzecz na własność. Tymczasem Avalanche Studios nie odrobiło ważnej lekcji z "Komnaty tajemnic" i jak gdyby nigdy nic pokazało, że posiadanie skrzata jest jednak super sprawą.
Rowling sama informowała w wywiadzie z "Ottakar's" o tym, że skrzaty domowe symbolizują niewolnictwo. Na czwartym roku szkoły Hermiona Granger założyła Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych tuż po tym, gdy dowiedziała się, w jakich warunkach istoty te pracują w hogwarckiej kuchni. Pisarka nadała jej ruchowi prześmiewczy skrót "SPEW" (tłum. wymiocini / polskie tłumaczenie to zaś "WESZ") prezentując walkę Gryfonki z dyskryminacją jako głupawy wymysł.
Hermiona dorastała w mugolskim świecie i zdaniem autorki chciała narzucać swoje przekonania innym czarodziejom. Dla skrzatów domowych niewolnicza praca była przecież tradycją, a dziewczyna nie chciała tego uszanować.
– Hermiona myśli, że doprowadzi ich do chwalebnego buntu, a potem dowiaduje się, że rzeczywistość jest zupełnie inna. (…) To część tego, co mówiła wcześniej o procesie dorastania, uświadamiania sobie, że nie masz aż tak dużej mocy, jak myślisz i musisz to zaakceptować – mówiła Rowling w rozmowie z CBC Newsworld w 2000 roku.
Jaki przykład młodym osobom daje więc twórczyni "Harry'ego Pottera"? Zniechęca ich do aktywizmu i uczy, że próba zmiany status quo jest skazana na porażkę. Zatem obecność skrzata domowego w "Dziedzictwie Hogwartu" w roli pomocnika nie bez przyczyny wywołuje złość u Potterheadów.
Dawni fani serii bojkotują grę, oznajmiając wszem i wobec, że jej nie kupią. Niektórzy piszą w mediach społecznościowych, że skorzystają z "oferty" strony The Pirate Bay i w nielegalny sposób nabędą dzieło Avalanche Software. "Nie dam J.K. Rowling ani grosza" – czytamy na Twitterze.
Część społeczności zwraca jednak uwagę na to, że nad grą pracują zwykli ludzie (artyści, graficy, scenopisarze), którym należy się szacunek. Według niektórych użytkowników Twittera bojkot "Dziedzictwa Hogwartu" może sprawić, że ci pracownicy nie dostaną odpowiedniego wynagrodzenia.
Na razie gracze otrzymali kilkunastominutowy urywek z gry. Być może kwestia goblinów i skrzatów domowych zostanie przez twórców na tyle rozwinięta, że problemy wokół "Dziedzictwa Hogwartu" same znikną. Na tę chwilę nie mamy pełnego wglądu w pracę amerykańskiego studia. Pozostają nam wyłącznie domysły.
Chyba każdy fan "Harry’ego Pottera" pamięta moment, w którym J.K. Rowling ogłosiła coming out Albusa Dumbledore’a. Bynajmniej nie zrobiła tego w książce, a po premierze siódmego tomu serii, mówiąc czytelnikom na spotkaniu w Carnegie Hall w 2007 roku: "Dumbledore jest właściwie gejem".
Fani próbowali doszukiwać się w treści książek jakichkolwiek wskazówek dotyczących jego seksualności, ale styl ubierania się dyrektora Hogwartu czy nawet jego empatyczne zachowanie to jednak za mało, aby dać społeczności LGBTQ+ bohatera, z którym ta mogłaby się utożsamiać.
Zamiast otwarcie pokazać w swojej twórczości, że największy czarodziej na świecie nie jest osobą heteroseksualną, autorka skupiła się na wypełnianiu luk fabularnych już po zakończeniu serii o Harrym Potterze. Stąd również pojawiły się w kierunku powieściopisarki oskarżenia o bycie oportunistką. Wrzucenie do książek wątku romansu Dumbledore'a z Gellertem Grindewaldem miałoby o wiele większy przekaz niż opowiadanie o nim "za kulisami".
Mamy 2022 roku, a historia miłosna między dwoma magami dopiero teraz stała się kanonem - w filmie "Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a" tytułowa postać oficjalnie wyznała miłość swojemu przyjacielowi z dawnych lat. Lepiej późno niż wcale...
Książki Rowling oskarżano o rasistowskie stereotypy, które miało być widoczne m.in. w przypadku imion poszczególnych bohaterów. Cho Chang przedstawiono jako inteligentną i pracowitą uczennicę z azjatyckim pochodzeniem. Jej imię i nazwisko to połączenie słów z języka koreańskiego i chińskiego. Seamus Finnegan to natomiast irlandzkie imię. Postać tę - według niektórych czytelników - autorka miała podsumować w sposób stereotypowy (zwłaszcza w oczach Brytyjczyków) jako głupiego Irlandczyka.
Po wydaniu wszystkich powieści Rowling skomentowała także sprawę Remusa Lupina, który był w książkach wilkołakiem. Pisarka porównała likantropię profesora obrony przed czarną magią do wirusa HIV. "Likantropia Lupina była metaforą tych chorób, które noszą piętno, czyli takich jak HIV czy AIDS" – napisała.
Fanów irytował po prostu fakt, że autorka "HP" poszerzała swoje uniwersum za pośrednictwem mediów społecznościowych. W 2019 roku Rowling wymyśliła, że dawniej w Hogwarcie nie było toalet, więc uczniowie wypróżniali się pod siebie, a "dowód zbrodni" magicznie znikał. Takich smaczków było wiele.
Przejdźmy zatem do głównej przyczyny krytyki wobec J.K. Rowling. Jak pisaliśmy już w naTemat, na początku czerwca 2020 roku zamieściła ona na swoim Twitterze artykuł portalu devex.com, który poświęcony był tematowi pandemii koronawirusa oraz braku dostępu w niektórych częściach świata do artykułów higienicznych. Brytyjska powieściopisarka skrytykowała termin "osoby z miesiączką" użyty przez autorki tekstu, który miał podkreślić, że osoby niebinarne i transgenderowi mężczyźni również mają miesiączki.
"Osoby z miesiączką? Jestem pewna, że są na to jakieś inne wyrazy. Pomóżcie mi. Wumben? Wimpund? Woomud?" – oceniła w swoim wpisie Rowling, odnosząc się do udostępnionych treści.
Internauci wytknęli "matce" Harry’ego Potterze, że jej zachowanie jest transfobiczne. W odpowiedzi na krytykę Rowling napisała, że "jeżeli płeć nie jest prawdziwa, to globalna rzeczywistość kobiet przestaje istnieć". W sporządzonym potem eseju zapewniła, że chce, żeby trans-kobiety były bezpiecznie. Wymieniła tylko jedno "ale". "Jednocześnie nie chcę, by dziewczęta były mniej bezpieczne. (...) Kiedy otwierasz drzwi łazienek i przebieralni każdemu mężczyźnie, który wierzy lub czuje się kobietą (…), wtedy otwierasz drzwi wszystkim mężczyznom, którzy chcą wejść do środka" – skwitowała.
Pisarkę oskarżono o bycie TERF-em, czyli radykalną feministką wykluczającą osoby trans. Burza wokół Rowling zbiegła się w czasie z premierą czwartego tomu jej detektywistycznego cyklu "Cormoran Strike", który wydawała pod aliasem Robert Galbraith. Fabuła "Troubled Blood” skupia się na cis-mężczyźnie, który jest seryjnym mordercą i przy okazji fetyszystą damskich ubrań. Psychopata przebiera się za kobiety, aby zmylić swoje ofiary. Już wiecie dlaczego Rowling jest problematyczna?