logo
Borodzianka. Relacja Polaka z Ukrainy dla naTemat: Miny są pod ciałami Fot. Nur Photo / East News
Reklama.

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.

  • Arsen Milewski wyjaśnił, że rosyjskie czołgi wjechały do Borodzianki 28 lutego. Chwilę później wraz z kolegą pomagał wywozić uciekających cywilów do Polski. Masowe mordowanie ludzi zaczęło się już następnego dnia
  • – Tam byli Kadyrowcy, którzy zabijali wszystkich. Jechali i od razu strzelali, jak na polowaniu – opisał. Niewinnym mieszkańcom groziła śmierć za wyjście z mieszkania w poszukiwaniu wody
  • Armia ukraińska oczyściła część Borodzianki z min, umożliwiając częściowy dostęp do miasta. Jak opisał Milewski, sytuacja jest jeszcze gorsza niż przewidywano
  • – Wczoraj znaleźli ciała ponad 120 osób. To tylko jeden dom – powiedział
  • Borodzianka. Tylko spod jednego bloku wyciągnięto 120 ciał

    Jak pisaliśmy w naTemat we wtorek, po wyzwoleniu Borodzianki została ona zamknięta przez służby ukraińskie z przyczyn bezpieczeństwa. W środę wolontariusze i prasa mogli na własne oczy zobaczyć skalę zbrodni.

    – Dziś jest nieco spokojniej – ocenił Arsen Milewski – Prowadzone jest rozminowanie Borodzianki. Wczoraj znaleźli ciała ponad 120 osób, tylko pod jednym blokiem, a jest ich jeszcze 8. One są największe – dodał.

    Ze wstępnych informacji wiemy, że wśród ofiar są nie tylko mężczyźni, ale również kobiety. – Ale o dzieciach nie było jeszcze żadnych wiadomości – powiedział. Co więcej, obywatelki Ukrainy padły ofiarami gwałtów.

    – Poza ofiarami, niestety, nie ma świadków, ponieważ wszyscy byli ukryci w piwnicach – wyjaśnił. W tym celu powołana zostanie specjalna komisja, której celem będzie dokładne zbadanie skali zbrodni żołnierzy Władimira Putina.

    – Mieszkańcy powiedzieli, że byli bombardowani trzykrotnie. W godzinach porannych, popołudniowych i wieczornych – opisał Milewski. Jak dodał, w chwili ataku Rosjanie mieli wiedzieć, że w Borodziance jest zbyt mało sił ukraińskich, by odeprzeć atak.

    Masakra w Borodziance. "Miny są przy ciałach i drzwiach"

    Jak opisał prezes lokalnego Związku Polaków, największa cała centralna ulica Borodzianki jest zniszczona. – Skala zniszczeń zależy od okolicy. W jednym rejonie stoją domy, a w innym wszystko jest zbombardowane, rozbite. Te tereny są zablokowane – powiedział.

    – Centrum jest doszczętnie zniszczone. Jeden z oficerów powiedział, że trudno jest prowadzić rozminowanie. Miny schowano przy ciałach, przy drzwiach od mieszkań tak, żeby wybuchały od razu po ich otwarciu – wyjaśnił.

    W Borodziance przez co najmniej dwa tygodnie nie będzie prądu. Już w środę wieczorem mieszkańcy będą jednak mieli dostęp do internetu.

    Co najważniejsze, z relacji ofiar zbrodni rosyjskiej wynika, że nie tylko Kadyrowcy byli sprawcami mordów. – Nie tylko Kadyrowcy, ale również żołnierze rosyjscy. Jedna pani powiedziała, że to Ruscy byli najgorsi – przytoczył.

    Strona ukraińska jeszcze nie przekazała żadnych oficjalnych raportów. – Jest bardzo dużo zabitych, może za tydzień będą mogli dopiero to podsumować – zapowiedział Arsen Milewski.

    Wojna w Ukrainie. Co działo się w Borodziance pod okupacją Rosji?

    Jak poinformował nas Milewski, wielu mieszkańców Borodzianki obecnie schroniło się w Piaskówce – to miejscowość oddalona około 24 km od miejsca bombardowań, gdzie potrzebujący schronili się przed Kadyrowcami.

    – Większość ma rozwalone domy. Zostaną tu na jakiś miesiąc, dwa – wyjaśnił. W zniszczonym miasteczku wciąż trwa proces odminowywania dróg i domów. Na ulicach leżą ciała zabitych cywilów.

    – Wielopiętrowe domy były bombardowane w samo południe. Tam byli ludzie – opisał – Rozstrzeliwali ludzi na ulicach. Nawet nie pytali. Ludzie wychodzili szukać wody, jedzenia i ginęli – dodał.

    Czytaj także: