W 2005 roku na paradę z okazji Dnia Zwycięstwa do Moskwy przyjechało ponad 50 przywódców innych państw. W 2010 było ich ponad 20. A w kolejnych latach coraz mniej. Tak Władimir Putin zniszczył tradycję, której sam nadał wielki rozmach. Oto jak kiedyś wyglądały obchody 9 maja w Moskwie. I jak w kolejnych latach Putin zrażał do nich świat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Pierwsza parada zwycięstwa odbyła się na Placu Czerwonym w czerwcu 1945 roku. Do upadku ZSRR odbyły się tylko trzy kolejne: w 1965, 1985 i 1990 roku.
To Putin nadał nową rangę paradom z okazji 9 maja. W 2008 roku przywrócił pokaz sprzętu wojskowego, czego nie było od 1990 roku
W obchodach, które organizował w 2005 i 2010 brali udział przywódcy m.in. USA, Kanady, Japonii, Niemiec, sekretarz generalny ONZ, przedstawiciele UE. Przez Plac Czerwony maszerowały wojska NATO. Potem to się zmieniło.
Cały świat czekał na ten dzień. Raz, w napięciu, czy rosyjskie wojska zaatakują Mołdawię. Dwa, w oczekiwaniu na to, co Władimir Putin powie. Trzy, jaki zwycięski show zorganizuje prezydent Rosji, jednocześnie od ponad dwóch miesięcy bombardując i mordując sąsiedni kraj.
Tegoroczna parada w Moskwie przykuła uwagę, jak mało która wcześniej. Stała się symbolem buty i arogancji Putina, karykaturalnym obrazem jego imperialnych wizji i manii wielkości, parodią zwycięstwa nad wojną w ogóle. Putin zhańbił ten ważny dzień, nie tylko organizując sztuczne, militarne widowisko, ale zhańbił go też wszystkimi kłamstwami, manipulacjami i propagandą, którą tonami wlewa w swój naród, ogłupiając go w skali dla nas niepojętej.
A jeszcze nie tak dawno temu sam na obchody Dnia Zwycięstwa zapraszał ten Zachód do siebie. Chwalił się paradami i pokazami wojska, które sam zapoczątkował. W jego defiladach brały nawet udział wojska NATO.
To Putin uczynił z nich ważną część rosyjskiej tradycji ostatnich lat, brylował na obchodach wśród zagranicznych przywódców, robił sobie z nimi zdjęcia, które obiegały świat. "To nasza pamięć i duma, historia naszego kraju, historia każdej rodziny, część naszej duszy" – powtarzał. Mówił, że 9 maja to najważniejszy dzień w Rosji.
A potem, z roku na rok, coraz bardziej zostawał na nich sam. Aż w tym roku pierwszy raz z zagranicy nie przyjechał nikt.
Jak postępowała ta degradacja? Najpierw krótki rys historyczny.
Historia moskiewskich parad
Pierwsza parada zwycięstwa odbyła się na Placu Czerwonym już w czerwcu 1945 roku i podobno trwała godzinami, uczestniczyło w niej ok. 40 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Do upadku ZSRR odbyły się tylko trzy kolejne: w 1965, 1985 i 1990 roku.
W Federacji Rosyjskiej pierwszą paradę zorganizowano dopiero w 1995 roku, gdy u władzy był Borys Jelcyn – w 50. rocznicę zwycięstwa nad nazistami. Do Moskwy zaproszono wtedy przywódców ponad 50 państw. Przyjechał m.in. ówczesny prezydent USA Bill Clinton, a także przywódcy Chin, Kanady, Wielkiej Brytanii, nie mówiąc o sekretarzu generalnym ONZ i przewodniczącym Komisji Europejskiej.
Tamta parada zapoczątkowała doroczny zwyczaj, ale ani na niej, ani na kilku kolejnych, nie prezentowano sprzętu wojskowego – po prostu maszerowali żołnierze i weterani. Aż do 2008 roku, co zmienił Władimir Putin.
Tak Putin zmieniał parady
Putin został prezydentem w 2000 roku. Dokładnie dwa dni przed Dniem Zwycięstwa, gdy Rosja obchodziła 55. rocznicę. Nie miał wpływu na tamte obchody, do Moskwy nie przyjechał nikt z zagranicy, rocznica przeszła właściwie bez większego echa.
Zmiany było widać już rok później, gdy pierwszy raz defilada odbyła się pod kontrolą ministra obrony. A w 2005 roku, w 60. rocznicę, do Moskwy zjechali goście aż ze 150 krajów, w tym 50 przywódców – m.in. prezydent USA George W. Bush, przywódcy Japonii, Francji, Niemiec oraz szefowie międzynarodowych organizacji.
Byli też weterani wojenni m.in. z Niemiec, czy Korei Północnej.
Wikipedia odnotowała, że było to największe zgromadzenie zagranicznych przywódców w historii Rosji – choć niektórzy, jak przywódcy państw bałtyckich, odmówili udziału.
A także, że sama parada była najdłuższą w historii tego kraju i jedną z najdłuższych w historii świata. Zaznaczono także, że była ostatnią, w której weterani wojenni brali udział jako czynni uczestnicy. Tak Putin zaczął tradycję hucznych obchodów 9 maja.
Od 2007 roku można je było oglądać online. Od 2008 roku rozszerzył je o pokaz sprzętu wojskowego. Pierwszy raz od Zimnej Wojny odbył się także pokaz powietrzny. Pierwszy raz w historii telewizja RT, propagandowa tuba Kremla, transmitowała paradę do milionów odbiorców na całym świecie.
"To pierwsza od ponad 17 lat parada na Placu Czerwonym z udziałem sprzętu wojskowego. Ostatnia taka defilada odbyła się tam 7 listopada 1990 roku. W poprzednich latach w paradach na Placu Czerwonym uczestniczyli tylko żołnierze Garnizonu Moskiewskiego" – podkreślały wtedy media.
Najważniejsze zagraniczne tytuły pisały, że na Placu Czerwonym znów pojawiły się czołgi, wymieniały sprzęt, analizowały, dlaczego Putin robi taki pokaz siły.
"To Putin jako prezydent nakazał odrodzenie sowieckiej tradycji przemarszu sprzętu wojskowego przez Plac Czerwony w Dzień Zwycięstwa. Po raz pierwszy od 1990 roku" – donosił Reuters.
Historyczna parada 2010
Dwa lata później Putin z pompą obchodził 65. rocznicę zwycięstwa. Przez Plac Czerwony przemaszerowało ponad 10 tys. żołnierzy, w pokazach wzięło udział blisko 130 samolotów. Pierwszy raz w defiladzie wojskowej wzięły udział jednostki wojskowe innych państw, m.in. z Francji, Wielkiej Brytanii, USA, ale też z państw byłego ZSRR – w sumie ok. tysiąca żołnierzy z 13 krajów.
Wśród nich byli także żołnierze Batalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego.
Dziś wydaje się to niepojęte, ale razem z rosyjskimi żołnierzami przez Plac Czerwony maszerowali wtedy żołnierze NATO.
"Żołnierze z czterech krajów NATO po raz pierwszy dołączyli do rosyjskiej parady wojskowej na Placu Czerwonym w Moskwie z okazji 65. rocznicy klęski nazistowskich Niemiec w II wojnie światowej. Żołnierze z USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Polski maszerowali wraz z wojskami rosyjskimi. Patrzyło około dwudziestu światowych przywódców. Prezydent Chin Hu Jintao, kanclerz Niemiec Angela Merkel i przywódcy prawie wszystkich byłych republik radzieckich byli wśród tych, którzy wzięli udział w wydarzeniu" – opisywał portal Radia Wolna Europa.
W uroczystościach wzięło udział ponad 20 przywódców, również pełniący obowiązki prezydenta Polski Bronisław Komorowski.
Oczywiście, uroczystości organizowano z większą pompą przy równych rocznicach niż tych bardziej zwyczajnych. Ale w późniejszych latach Putin nigdy już nie zdołał powtórzyć nawet namiastki tego, co organizował w 2005 i 2010 roku.
W 2014 roku wybuchła wojna w Donbasie, Rosja zajęła Krym. I coraz bardziej było widać, że putinowski rozmach z okazji 9 maja z roku na rok zaczął się sypać, a międzynarodowa ranga wydarzenia zaczęła spadać.
Parady po aneksji Krymu
W 2015 roku wysłano zaproszenia do przywódców 68 państw. Przyjechało 23, ale Europę reprezentowali tylko prezydenci Cypru oraz Serbii, która do dziś jest sojusznikiem Rosji. Oprócz nich w obchodach uczestniczyli przywódcy m.in.: Chin, Mongolii, Indii, Kazachstanu, Azerbejdżanu, RPA, Zimbabwe, Kuby, Wenezueli. Przyjechał też sekretarz generalny ONZ i szefowa UNESCO.
Inne kraje zbojkotowały obchody lub wysłały na paradę swoich ambasadorów. Nie było też wojsk zachodnich. Tym razem maszerowały siły m.in. z Armenii, Azerbejdżanu, Białorusi, Indii, Chin, Kazachstanu, Kirgistanu, Serbii, Mongolii i Tadżykistanu.
Rok później gościem był ówczesny prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew. W kolejnym roku – ówczesny prezydent Mołdawii Igor Dodon. W 2018 roku – gośćmi byli premier Izraela oraz prezydent Serbii. W 2019 roku – ponownie Nazarbajew.
A gdy w 2020 roku Rosja znów szykowała się do pełnej, 75. rocznicy, pojawiła się pandemia i ponownie zgrzyty z zaproszeniami. Obchody ostatecznie odbyły się w czerwcu, a przyjazdu odmówiło 2/3 zaproszonych gości, m.in. ówczesny prezydent USA Donald Trump. Do Moskwy nie przyjechał żaden przywódca z Zachodu.
W paradzie nie wzięły udziału wojska z Chin, Mongolii, czy Indii.
– Światu potrzebna jest budowa wspólnego systemu bezpieczeństwa, tylko razem można obronić świat przed nowymi zagrożeniami – przemawiał wtedy Putin.
W 2021 roku jego gościem był już tylko przywódca Tadżykistanu, co dziś w komentarzach zauważa wielu internautów. Sieć obiegły podobne wyliczenia, jak to poniżej:
Ale można też powiedzieć, że na własne życzenie pogrzebał tradycję, którą sam tworzył. Bo trudno sobie wyobrazić, by przywódcy świata za kilka lat znów jechali do Moskwy na kolejne okrągłe rocznice tak chętnie, jak wcześniej.